Ta opowieść ma początek, ale nie ma końca. Tak zaczyna się jeden z rozdziałów książki Adriana Markowskiego, jednak odnoszę wrażenie, że można by to odnieść do całej, niezwykle barwnej opowieści autora o malowniczych Bieszczadach. Na pierwszy rzut oka ta książka może wydawać się przewodnikiem po terenach, które hipnotyzują swoim pięknem każdego miłośnika gór. I w pewnym sensie tak właśnie jest. Warto zabrać ją na wakacje i wraz z nią przemierzać kolejne szlaki, szukając swojej własnej ścieżki, ale nie można powiedzieć, że jest to typowy przewodnik, jakich wiele na sklepowych półkach. To raczej reportaż, w którym autor zagląda głębiej, prowadzi czytelnika po drogach i dróżkach, które prześwietla na wskroś, nadając metaforyczne znaczenie zarówno górom, jak i przyrodzie ogółem. Bo przecież wszyscy możemy podziwiać góry, ale każdy z nas odkryje w nich coś innego.