Mniej znaczy więcej

Pikapy to dla Amerykanów rzecz święta, podobnie jak baseball i hot-dogi, a RAM to obok Forda serii F od lat jeden z najchętniej kupowanych samochodów tego segmentu. Niestety czasy się zmieniają i również w tej klasie nadszedł czas na rewolucję. Najnowszy model RAM 1500 stracił silnik V8 o pojemności 5,7 l i dostał zupełnie nowe, mniejsze serce.

Tak. RAM jest oficjalnie dostępny w Polsce za sprawą polskiego oddziału niemieckiej firmy KWA zajmującej się sprowadzaniem i dostosowywaniem samochodów Dodge i RAM do europejskich przepisów. Do naszego kraju już trafiły pierwsze egzemplarze najnowszej generacji. Oto test jednego z nich.

Pomnik amerykańskiej motoryzacji

Stylistycznie trudno o rewolucję, bo pikap, pomimo ciągłego udoskonalania, wciąż jest półciężarówką z wielką jak basen, kwadratową paką. Podobnie jest z podwójną, ogromną jak miejski samochód, kabiną. Dopiero z przodu widać zmiany. Potężny grill z ledowymi reflektorami widziany w lusterku wstecznym naprawdę może przestraszyć. Całość postawiono na abstrakcyjnie dużych, 22-calowych kołach. Ameryka pełną gębą!

Wnętrze zaskakuje jakością

Już w poprzedniej generacji było widać, że Amerykanie bardzo poważnie podeszli do kwestii jakości materiałów, ich spasowania i wyposażenia. Testowana odmiana Laramie plasuje się pod względem wyposażenia mniej więcej w środku oferty, a i tak imponuje. Jest panoramiczny dach, audio firmy Harman Kardon i wszystkie dodatki z zakresu komfortu. Przestrzeń to według europejskich standardów abstrakcja. Nawet z tyłu, przy maksymalnie odsuniętych przednich fotelach, miejsca jest aż nadto nawet dla największych drwali.

Mniej cylindrów, więcej mocy

RAM stracił silnik V8. To smutny moment w historii amerykańskiej motoryzacji, ale zupełnie nowa trzylitrowa jednostka, poza nijakim brzmieniem, ma już tylko same zalety. Jest lżejsza i pomimo mniejszej pojemności o prawie połowę rozwija o 25 KM więcej. Podwójne turbodoładowanie wydmuchuje na koła 420 KM i 636 Nm momentu obrotowego. Mało? Jest jeszcze mocniejszy wariant – o mocy 540 KM! Wszystko sprzęgnięto z ośmiostopniowym, zaskakująco sprawnym, automatem.

Jeździ lepiej niż dobrze

Kolejną rzeczą, która zaskakuje w najnowszym pikapie RAM-a, są właściwości jezdne. Jeszcze kilkanaście lat temu amerykańskie samochody prowadziły się jak wozy drabiniaste, a jazda nimi była bardziej walką o utrzymanie się na pasie ruchu niż przyjemnością. Tutaj, nawet pomimo ogromnych rozmiarów i masy, jest zaskakująco… europejsko. Układ kierowniczy i hamulce to kawał dobrej roboty. Trochę gorzej jest z komfortem jazdy. Konstrukcja oparta na ramie i sztywny tylny most sprawiają, że na niewielkich nierównościach nadwozie nieprzyjemnie podskakuje. To również zasługa 22-calowych kół. Na „dwudziestkach” byłoby dużo lepiej.

Cennik trochę straszy

Cennik tego pikapa otwiera kwota 427 tys. zł za podstawową odmianę Tradesman. Testowany poziom wyposażenia Laramie to min. 463 tys. zł, a najbogatszy Tungsten to 633 tys. zł. Dużo? Owszem, bardzo dużo, ale w naszym kraju takich samochodów nie kupuje się do ciężkiej pracy. Raczej pełnią one funkcję efektownych gadżetów, będących odpowiedzią na potrzebę wyróżnienia się wśród nijakich, małych aut, albo są wyrazem zamiłowania do amerykańskiej motoryzacji – nawet tej bez silnika V8.