Przeczytasz w 15 minut

W kadrowym tyglu

Fot. Arch. Kazimierza Szabli

Polityka kadrowa w Lasach Państwowych stała się najciemniejszą stroną leśnictwa po roku 1990. Masowe czystki na stanowiskach kierowniczych w rytm cykli wyborczych oraz awanse pozbawione często nawet pozorów merytorycznego uzasadnienia boleśnie uderzają we wspólnotę leśną, sprzyjają powstawaniu „dworów” w Lasach, umacniają relacje na kształt stosunków feudalnych, stwarzają warunki do snucia intryg i nepotyzmu – mówi Kazimierz Szabla, przewodniczący Komisji Polityki i Prawa Leśnego Polskiego Towarzystwa Leśnego.

Zgodził się pan na rozmowę na temat polityki kadrowej w LP. Czy dlatego, że z pozycji emeryta jest bezpieczniej?

Gdy polityka ta została sprowadzona do partyjnych układanek, to mowa o niej jest bezspornie ryzykiem każdego leśnika czynnego zawodowo, nawet na wysokim stanowisku.

Ongiś mówiło się, że Grygier i Szabla to dyrektorzy nie do ruszenia. Czy korzystał pan z tej pozycji, by alarmować, że coś złego dzieje się z kadrami w LP?

Tak, bo brak kompleksowej polityki kadrowej nie od dziś, lecz od wielu lat, rodzi destrukcyjne skutki i LP ciągnie wstecz. Wielokrotnie publicznie zabierałem głos w tej sprawie, m.in. w 2008 r. na konferencji SITLiD w Malinówce, a także cztery lata później na zjeździe PTL w Spale. Moje propozycje – niestety – nie spotkały się z większym zainteresowaniem.

Co stoi na przeszkodzie wdrożenia jasno i czytelnie zdefiniowanych zasad awansowania kadr w LP?

Brak apolityczności organizacji PGL LP warunkującej – zwłaszcza w sferze stanowienia kadr – jej niezależność od bieżącej opcji rządzącej w państwie. Niestety polityka brutalnie wtargnęła do lasu, ostro podzieliła i zantagonizowała wspólnotę od dawna słusznie zwaną Bracią Leśną, jednocześnie uniemożliwiając wypracowanie merytorycznych i sprawiedliwych zasad obsadzania stanowisk, zwłaszcza kierowniczych. W tym głównie należy upatrywać źródła niepowodzeń prób racjonalizacji zarządzania kadrami, które były bardzo sporadycznie i nieśmiało podejmowane na przestrzeni ostatnich 30 lat. Ale zanim w ospałym tempie powstał zarys reformy polityki kadrowej, wówczas następowała kolejna zmiana polityczna w państwie i wszystko trafiało do kosza jako dzieło skażone autorstwem poprzedników. Niekontynuowanie rozpoczętych projektów, w tym dotyczących rozwiązań personalnych, stało się w LP gorszącą normą.

Dlaczego brak mądrej i uczciwej polityki kadrowej w LP jest bardzo bolesny dla załóg?

Zawód leśnika, jak żaden inny, nie daje alternatywy wyboru pracodawcy, gdyż są jedne Lasy Państwowe. Dlatego tak ważne jest, by w tej organizacji obowiązywały równe prawa dla wszystkich, by istniały jasne, przejrzyste i konsekwentnie przestrzegane kryteria oraz zasady awansowania pionowego i poziomego oraz by były one oparte na kompetencjach, o których stanowią wiedza, doświadczenie, osiągnięcia zawodowe i predyspozycje. Poziom wynagrodzeń winien zależeć jedynie od rodzaju i jakości świadczonej pracy, zakresu odpowiedzialności, stopnia zaangażowania oraz wkładu wnoszonego w rozwój jednostki organizacyjnej LP teraz i w przeszłości. Wydaje się to oczywiste, ale od wielu lat tak nie jest.

Wygląda na to, że polityka kadrowa jest najciemniejszą stroną leśnictwa po 1990 roku?

Jednym z przełomowych okresów w historii LP – jak wiadomo – była pierwsza połowa lat 90. W tamtym okresie wiele wybitnych osobowości ze świata leśnej nauki oraz praktyki tworzyło zgodnie zręby nowoczesnego leśnictwa. Wróciło poczucie wartości i dumy z przynależności do leśnej grupy zawodowej. Rozpoczął się rzeczywisty rozwój. Konsekwentnie doskonaliliśmy zasady zarówno gospodarowania w lasach, jak i ochrony przyrody. Spotkało się to nie tylko z powszechnym entuzjazmem leśników, lecz także z akceptacją społeczeństwa. Sądziliśmy, że unormowaliśmy właściwie wszystko, że nie ma potrzeby dalszych regulacji prawnych takich obszarów jak polityka personalna. Po doświadczeniach z poprzedniego systemu wydawało się, że jest już niemożliwy powrót partyjniactwa, wówczas tak mocno krytykowanego. A jednak ono powróciło i nadal trwa. Na domiar złego w coraz bardziej karykaturalnej i destrukcyjnej formie.

Co pan ma na myśli?

Jeśli w ciągu ostatnich 35 lat urząd dyrektora jednej z RDLP pełniły 22 osoby, to nie nazywajmy tego złą polityką kadrową. To patologia! Jeśli w związku ze zmianą opcji rządowej dymisji ulega, niczym z automatu, całe kierownictwo dyrekcji generalnej i wszyscy dyrektorzy regionalni, czy wówczas można mówić o owocnej kontynuacji rozpoczętych zadań i ciągłości zarządzania, która warunkuje rozwój leśnictwa? Jakie są racjonalne powody, że w gremiach kierowniczych nie pozostawia się nawet jednego świadka tego, co robiono wcześniej? Czy istnieją jakiekolwiek przesłanki pozwalające domniemywać, że utrzymany kompetentny dyrektor regionalny będzie nielojalny wobec nowego generalnego, dlatego że został mianowany przez poprzednika? To samo dotyczy nadleśniczego. Za każdą nieuzasadnioną zmianą kryje się ten sam grzech pierworodny, jakim jest obsada stanowisk „swoimi” za wszelką cenę, często bez baczenia na predyspozycje i kompetencje nominata.

Da się umiejscowić w czasie źródło kadrowego zła pogłębianego z każdą kadencją?

Kompleksowa wymiana kadr na początku lat 90., dokonana nie zawsze w oparciu o kryteria merytoryczne, została szybko zaakceptowana przez tych, których nie dotknęła. Początkowo większość stanowisk dyrektorskich została objęta przez działaczy byłej opozycji, często niekompetentnych. Po każdej zmianie politycznej następowała kolejna rotacja kadr. I tylko od politycznej pozycji, a przede wszystkim od poziomu kompetencji, odpowiedzialności i osobistej kultury dyrektora generalnego LP zależało, jak głęboko sięgała wymiana dyrektorów regionalnych oraz nadleśniczych i w jakim stopniu uwzględniano w niej wymogi merytoryczne. W miarę lat rotacja rosła i działo się tak z dwóch podstawowych powodów. Pierwszy, racjonalny, to usunięcie tych, którzy na stanowiskach znaleźli się wyłącznie z wyboru politycznego, często połączonego z towarzyskim. Drugi to zemsta. Skoro oni wywalili naszych, to teraz my wywalmy ich. Pikanterii dodaje fakt, że tak postępowały dzieci jednej matki – „Solidarności”, do której zbyt wielu ochoczo się przyznaje. Bywało, że tą matką wysługiwano się instrumentalnie dla uzasadniania niecnych wybryków w obsadzaniu kluczowych stanowisk w LP lub używano jej niczym dźwigni do chybionych awansów. Przykładów jest aż nadto.

Emocjonalna i fizyczna bliskość z lasem czyni Kazimierza Szablę wciąż otwartym na mówienie o polityce kadrowej w LP, o której inni milczą (Fot. Arch. Kazimierza Szabli)
Emocjonalna i fizyczna bliskość z lasem czyni Kazimierza Szablę wciąż otwartym na mówienie o polityce kadrowej w LP, o której inni milczą
(Fot. Arch. Kazimierza Szabli)

Z czasem coraz bardziej pogłębiał się podział na „swoich” i „nie swoich”?

W niektórych dyrekcjach regionalnych zmiany dyrektorów zaczęły następować w rytmie wyborów, czyli co cztery lata, i z czasem nabierały coraz bardziej groteskowego wymiaru. Tylko nielicznym udawało się przetrwać. Nie należały do rzadkości powroty poprzednich dyrektorów, nawet czterokrotne, co urąga normalności. O utrzymaniu się szefa RDLP po zmianie opcji politycznej zazwyczaj nie decydowały jego kompetencje, doświadczenie ani dorobek zawodowy. W wielu przypadkach rozstrzygało o tym to, czy ktoś związany ze zwycięską, czyli tym razem „właściwą”, opcją polityczną miał ambicje zastąpienia dotychczasowego dyrektora.

Może jeszcze zdarzyć się coś tak bardzo kuriozalnego w karierach leśnych, co mogłoby pana zaszokować?

Znamy awanse na dyrektora RDLP z funkcji strażnika leśnego czy osób z wykształceniem kulturoznawczym lub pedagogicznym okraszonym „leśnym kursem”. Także skok z podleśniczego na nadleśniczego czy z leśniczego na dyrektora generalnego z krótkim zatrudnieniem na stanowisku inżyniera nadzoru i kolejnym w celu poprawy CV. To jakby w kilkanaście miesięcy awansować sierżanta na generała dywizji czy szefa sztabu generalnego. Czy można zrobić coś jeszcze gorszego?

W powstaniu polityki kadrowej mogłaby pomóc determinacja organu nadzorującego, ale od wielu lat żaden z ministrów nie był zainteresowany racjonalizacją kadr w LP. Przeciwnie – wielu przyklaskiwało czystkom na stanowiskach kierowniczych, a nawet mogło je inspirować, by móc skuteczniej załatwiać swoje interesy

Wymiany dyrektorów z reguły pociągają za sobą wymianę nadleśniczych?

Nierzadko również najlepszych. Często nie wiadomo było, kto za co został odwołany, a kto za co awansowany. Odwoływanym zazwyczaj nie podawano powodów, bo merytoryczne na ogół nie istniały. Bywało, że pytania o dymisję kwitowano słowami: „odwołuję, bo mam takie prawo i nie muszę podawać przyczyny”.

Trwały zamęt w polityce kadrowej zapewne psuje ludzi?

Jesteśmy świeżo po wymianie całego kierownictwa dyrekcji generalnej, wszystkich dyrektorów regionalnych i w niektórych RDLP ponad połowy nadleśniczych. W licznych przypadkach należało usunąć niekompetentnych karierowiczów. Szkopuł w tym, że powołano na ich miejsca nowych, niestety, bez jasnych zasad. Na co liczymy, gdyby już tylko za niespełna trzy lata zmieniła się opcja rządowa? Tzw. drudzy zrobią to samo, a może w odruchu odwetu jeszcze bardziej brutalnie, widowiskowo i na większą skalę. Tak gigantyczne i cyklicznie powtarzające się kadrowe trzęsienie ziemi jest zaproszeniem do lasów lokalnych działaczy partyjnych, miejscowych posłów oraz ich popleczników i podżegaczy, nie po to, by przyrodą koili zmysły, lecz by mieszali w strukturach leśnych i realizowali swoje geszefty. To stwarzanie warunków do powstawania „dworów” w Lasach, snucia intryg, donosicielstwa i nepotyzmu, umacniania relacji na kształt stosunków feudalnych. Wreszcie mobilizowanie leśników do uważnego rozglądania się, z kim trzymać, by przetrwać.

Jaką szansę na awans mają pracownicy, którzy nie szukają dróg na polityczne „skróty”?

Niewielką. Nadzieje na odpolitycznienie Lasów po ostatniej zmianie politycznej maleją. Negatywne doświadczenia, zwłaszcza z ośmiu ostatnich lat upartyjnienia kadr na niespotykaną skalę, dzisiaj są wykorzystywane do bezprecedensowego ataku na ustrój LP, na leśników i na wypracowany model polskiego leśnictwa. Narzucane pomysły, sprzeczne często z doświadczeniem, dorobkiem nauki, stanem zasobów leśnych, ekonomią, a nawet zwykłą logiką i przepisami prawa, wywołują wielki niepokój, tłumią kreatywność, zapał i oddanie, a także nadzieję na oczekiwane zmiany.

Dyrektorzy regionalni w dużej mierze wywodzą się z grona miejscowych nadleśniczych. Co determinuje ich do przesadnie dużych czystek w gronie dotychczasowych kolegów?

Z odgórnymi żądaniami odwołania „obcych” nadleśniczych i awansowania „swoich” spotykałem się niejednokrotnie na przestrzeni 17 lat sprawowania funkcji dyrektora RDLP w Zielonej Górze, a potem w Katowicach. Niewielu ministrów czy dyrektorów generalnych tego nie czyniło. Nieuleganie odgórnej presji powodowało permanentną niepewność i poczucie ciągłego zagrożenia, często prowadzącego do depresji. W takich sytuacjach dla wielu dyrektorów czy nadleśniczych klientelizm polityczny stawał się coraz częstszą formą zabezpieczenia sobie trwania na stanowisku lub powrotu na nie po kolejnej zmianie politycznej. W rezultacie część osób zamiast poświęcać czas na efektywne zarządzanie, rozwiązywanie problemów czy wspieranie postępu w leśnictwie, angażowała się w nawiązywanie kontaktów w kręgach partyjnych, udział w wydarzeniach politycznych, organizację wyborów czy nawet budowę pomników. Wysyłanie zaś umundurowanych leśników na polityczne zgromadzenia to nie tylko przejaw koniunkturalizmu, lecz także szkodliwe wikłanie LP w bieżącą politykę.

Po każdej zmianie politycznej, a niekiedy częściej, ster obejmuje nowy dyrektor generalny LP. Można to uznać za poprawny standard…

Nie byłoby problemu, gdyby minister chciał mieć nie tyle swojego, co w pełni kompetentnego człowieka na kluczowym stanowisku w LP, którego nominacja nie budziłaby podejrzeń. Zło zaczyna się wówczas, gdy ta zmiana automatycznie pociąga za sobą, nierzadko pod presją lokalnych polityków, odwołania dyrektorów regionalnych i nadleśniczych. Bywało nawet, że jeszcze niżej. „Każdy ma prawo dobierać sobie współpracowników” – ten nadużywany slogan rzekomo miał tłumaczyć czynione niegodziwości. Poniewieranie pracownikami, odwołanie bez powodu, często telefonicznie czy zza szyby samochodu, to znane do niedawna praktyki. Czy to już na pewno przeszłość? Faktem jest, że odwoływani z reguły nie byli zwalniani z LP, chociaż przy braku zasad postępowania w takich sytuacjach stwarzało to problemy – co z nimi zrobić? W szczególności z byłymi nadleśniczymi? Często, po degradacji, otrzymywali propozycję pracy kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania. W niektórych dyrekcjach kierowani byli do inspekcji i swoje frustracje wyładowywali na kontrolowanych. Wielu z nich w ostatnich latach zabezpieczyło się, wstępując do WOT.

Co powinna zawierać polityka kadrowa?

Ściśle określone zasady naboru (rekrutacji i selekcji) pracowników, ścieżki awansów (rozwoju), kryteria awansowania i odwoływania, nadawania i obniżania stopni służbowych. Ważne są też kryteria kierowania na studia podnoszące kwalifikacje zawodowe, w tym podyplomowe, doktoranckie itp., które w powiązaniu z systemem oceny pracy pozwolą na wyłanianie właściwych kandydatów na stanowiska kierownicze i tworzenie prawdziwej rezerwy kadrowej, wyłącznej i rzetelnej podstawy do kreowania awansów, zwłaszcza gdy konkursy zostały skutecznie ośmieszone. Podkreślę też ważność nowoczesnego systemu oceny pracy, wynagradzania i premiowania. Dopełnieniem kwestii związanych z kadrami jest kształtowanie przyjaznego klimatu w jednostkach organizacyjnych LP, niezbędnego dla wzrostu poczucia podmiotowości pracowników.

Dziś kadencyjność w LP została sprowadzona do politycznej. Pan jest zaś zwolennikiem zupełnie innej kadencyjności, czyli w służbie, która obowiązywałaby na kluczowych stanowiskach…

…od dyrektora generalnego do nadleśniczego, co dodatkowo uniezależniałoby zarządzanie kadrami w LP od zmian politycznych w kraju. Dla nadleśniczego mogłyby to być np. dwa cykle urządzeniowe, z merytoryczną oceną pracy po pierwszym. Wprowadzenie kadencyjności w Służbie Leśnej wymagałoby opracowania zasad wykorzystania pracowników po zakończeniu kadencji, na warunkach niedeprecjonujących finansowo i prestiżowo. Pozwoliłoby to wykorzystać ich profesjonalną wiedzę np. do tworzenia programów rozwoju oraz w wielu innych obszarach. To ważny element kultury organizacji LP, która również wymaga odbudowy. Brak takich rozwiązań prowadzi do kurczowego trzymania się stanowiska, bo zaprzestanie sprawowania funkcji staje się równoznaczne z degradacją finansową i ambicjonalną. Jednak każdy medal na dwie strony. W swoim czasie w RDLP w Katowicach szczyciliśmy się tym, że nadleśniczowie sprawowali swoje funkcje w większości przez ponad 20 lat. To byli z reguły znakomici leśnicy, którzy zyskali zasłużone poczucie stabilizacji i możliwości realizacji zadań w dłuższym interwale czasowym. Jednakże głęboko przemyślane ruchy kadrowe być muszą, by nie blokować możliwości awansu innym, być może jeszcze lepszym i zdolniejszym. Mocno pożądana stabilna polityka kadrowa ma mobilizować do rozwoju, a nie „betonować” trwanie na posadzie.

Jest ona ważna w każdej firmie, a w szczególności w LP. Dlaczego?

Zarządzanie ogromnym majątkiem narodowym, jakim są Lasy Państwowe, to wielka odpowiedzialność nie tylko za podległych ludzi, lecz także za niezwykle złożony, żywy organizm, którym jest las. To nie tylko drzewostan, lecz także krajobraz, środowisko, woda, powietrze, miejsce wytchnienia dla rzesz społecznych i dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Dojrzałym i odpowiedzialnym nadleśniczym nie zostaje się w dniu wręczenia awansu, lecz do kunsztu zarządczego dochodzi się w miarę czasu i doświadczenia. Potrzeba go sporo, by móc wypracować i realizować najbardziej odpowiednią wizję leśnictwa na danym terenie, ujmującą potrzeby lasu, zmiany klimatyczne i oczekiwania społeczne. To samo dotyczy dyrektora regionalnego, tyle tylko, że w zakresie innych kompetencji. Nie sposób być kreatywnym dyrektorem lub nadleśniczym od wyborów do wyborów. Gdy słyszę, że ktoś przez półtora roku był nadleśniczym, a następnie rok dyrektorem, to uśmiecham się z dozą ironii zaprawionej goryczą. Coraz bardziej jest utrwalana tymczasowość na kluczowych stanowiskach, podczas gdy gospodarka leśna wymaga sukcesywnych i długofalowych działań.

Dlaczego to, co jest oczywiste i przejrzyste, staje się wręcz niemożliwe do przeforsowania?

Bo nie jest to w interesie już korzystających ze zmian politycznych oraz dużej grupy oczekujących na swoją szansę po kolejnych, pomyślnych dla nich wyborach parlamentarnych. Powiedzmy dosadniej – uzdrowienie systemu kadrowego skutkowałoby pozbawieniem wpływów polityków na branżę leśną oraz odebraniem nadziei karierowiczom na cykliczne powroty do elity zarządczej. Stąd moje poważne wątpliwości, czy to, co proponuję, nie jest utopią w obecnej rzeczywistości. Jednakże należy postawić pytanie, czy w głęboko rozumianym interesie dyrektorów i nadleśniczych jest życie ze świadomością, że po nastaniu nowej kadencji parlamentarnej i rządowej mogą zostać zmieceni z hierarchii kierowniczej? Czy wspólnocie leśnej nie służyłoby zerwanie z tą matnią i niczym na nowo, tym razem na zdrowych zasadach, rozpoczęcie wielkiej przygody, jaką jest służba polskim lasom?

Związki zawodowe mogą odegrać ogromną rolę w formie aktywnego uczestnika procesu tworzenia polityki kadrowej, ale nie poplecznika „swoich”, jak bywało i zapewne bywa. Ich mobilizacja jest pożądana w szczególności w budowie sprawiedliwych zasad awansowania opartych na merytorycznych kryteriach. To wielka szansa dla LP oraz samych organizacji związkowych pod warunkiem uwolnienia się od rodowodów i sympatii politycznych

Od czego zacząć, kto może pomóc?

Jak już mówiłem: od próby uwolnienia LP od polityki i innych nacisków pozamerytorycznych. Ze strony całej wspólnoty leśnej, ludzi nauki i rzesz uznających się za przyjaciół lasu musi mocno wybrzmieć, że LP nie są własnością żadnej partii ani leśników. Nie są ani prawicowe, ani lewicowe. Wobec tego nie mogą być postrzegane w kategoriach politycznego łupu dzielonego na posady dla „swoich”. Są one własnością Skarbu Państwa, a więc nas wszystkich. Toteż udoskonalony nadzór społeczny nad nimi złożony m.in. z przedstawicieli rządu, samorządów, ośrodków naukowych, organizacji pozarządowych staje się nie tylko organizacyjną, lecz także cywilizacyjną koniecznością. W uzdrowionych warunkach będzie można stworzyć odpowiedzialne, racjonalne i sprawiedliwe zasady kształtowania stosunków pracy, wykorzystania potencjału intelektualnego, wiedzy i doświadczenia pracowników, motywowania ich i budowania prestiżu organizacji. Polityka personalna, jej narzędzia, procedury i wzorce, winny mieć status formalny. Odwoływanie się jedynie do mądrości i odpowiedzialności decydentów, niestety, zawiodło, podobnie jak w Republice Czeskiej czy na Słowacji. Niech to będzie przestrogą.

Zatem oczekiwanie, że kiedyś przyjdzie opatrznościowy minister i takiż dyrektor generalny LP, którzy postawią na nogi ład kadrowy jest naiwnością?

Nawet jeśli nadejdą, to czy zdołają skruszyć praktyki, których szkodliwość jest oczywistością, a mimo to mają się dobrze. Dlatego mniej wierzę w mężów opatrznościowych, a bardziej w umocowanie polityki kadrowej w polityce leśnej państwa, której też nie ma, i jej ujęcie w ustawie o lasach.

Jak zachęciłby pan do takich działań?

LP dysponują bardzo dobrze wykształconą kadrą, ze świetnymi specjalistami w różnych dziedzinach nie tylko z zakresu leśnictwa i ochrony przyrody. Jest także bogate, niedostatecznie wykorzystane zaplecze naukowe. To olbrzymi potencjał. PTL od lat podejmuje inicjatywy, by go wyzwolić (na konferencję w 2023 r. zaprosiliśmy dziekanów trzech wydziałów leśnych z prośbą o przedstawienie wizji leśnika przyszłości). Powstaje jednak pytanie: czy obecne, podzielone środowisko leśne, przy niedostatku wielkich autorytetów i autentycznych liderów, będzie w stanie wypracować nową wizję leśnictwa i permanentnie ją doskonalić? Nie jest to wykonalne bez mądrego i skutecznego zarządzania zasobami ludzkimi. Potrzeba więc polityki kadrowej, która promowałaby indywidualności, wspierała powstawanie silnych więzi zawodowych i poczucie solidarności wśród leśnych załóg, a także skutecznie motywowała wszystkich pracowników. Czas, by całe środowisko leśników wraz z ośrodkami akademickimi, przy udziale związków zawodowych, wykrzyczało, że stanowiska zarządcze w LP są dla najlepszych, wręcz wybitnych leśników, a nie politycznie protegowanych.

Stulecie LP to dobry czas na głęboką refleksję nad polityką kadrową?

Na różnych okolicznościowych konferencjach słyszymy, jak przed laty,  wzniosłe słowa o mądrości wielu generacji leśników i oddaniu leśnej sprawie. Papier wszystko przyjmie, a mikrofon wiele wytrzyma. Tymczasem mamy dość frazesów, nawet jeśli są miłe dla uszu. Zmobilizujmy się i postanówmy, że z okazji, minionego już, zacnego jubileuszu LP gruntownie zreformujemy politykę kadrową, tym razem nie na użytek tej czy innej partii, takiej czy innej grupy intrygantów żerujących na bałaganie, lecz szczerze dla dobra lasu, jego społecznego otoczenia, wspólnoty leśników i przyszłych pokoleń.