Suzuki Ignis Snow White 4×4

Napisała do mnie Czytelniczka, Pani Monika, że chętnie by przeczytała o Suzuki Ignis Snow White 4×4, do kupna którego w niedalekiej przyszłości się przymierza. Z największą przyjemnością spełniam tę prośbę. Produkcję zmodernizowanego Suzuki Ignis (z łac. ogień), uruchomiono na Węgrzech. Auto, intensywnie reklamowane jako miejskie, choć rzeczywiście może być tak traktowane ze względu na zwrotność, w wersji 4×4 ma znacznie bardziej uniwersalne zastosowania. Wymiarami plasuje się w okolicach hatchbacka segmentu B. Napęd na cztery koła umożliwia mu sprawne poruszanie się na nieutwardzonych drogach, a duża zwrotność i dynamika jest walorem nie do przecenienia w ruchu miejskim. Właśnie – dynamika: do 3 biegu włącznie Ignis jest niesamowicie zrywny, staje się stateczniejszy dopiero na wyższych biegach.

Samochód został po raz pierwszy zaprezentowany w 2000 r. i od tamtej pory doczekał się jednej modernizacji. Wśród tej klasy pojazdów nie ma w Europie konkurenta (Subaru Justy G3X to właśnie Ignis produkowany pod marką Subaru), który łączyłby walory tak różnych od siebie konstrukcji.
Pięciodrzwiowy wóz o niewielkich wymiarach zewnętrznych jest zaskakująco obszerny w środku dzięki swojej wysokości. Na każdym miejscu siedzi się wygodnie nie przeszkadzając współpodróżującym (mankamentem jest to, że fotele nie najlepiej trzymają ,na boki”, a oparcia są dość twarde), bardzo dobra jest też widoczność w (prawie) wszystkich kierunkach, bo do tyłu nie zachwyca.
Wnętrze o bardzo ładnej, spokojnej i nie udziwnionej stylizacji, jest przyjazne dla podróżnych, choć niektórzy mogą narzekać na zbyt głośny silnik. Istotnie, w trakcie ostrego przyspieszania jest on dość hałaśliwy, ale gdy jedzie się ze stałą prędkością, w granicach 120 km/h, nie można narzekać.
Wyposażenie zupełnie przyzwoite – brakuje według mnie tylko możliwości regulacji położenia kierownicy – z manualną klimatyzacją, (wspomaganą przez atermiczne szyby), elektrycznym sterowaniem szyb przednich drzwi i rzecz jasna ABS z EBD oraz dwiema czołowymi i dwiema bocznymi poduszkami powietrznymi. Elektryczne wspomaganie kierownicy działa progresywnie. Limitowana wersja Snow White (tylko trzy kolory nadwozia) jest dodatkowo wyposażona w podgrzewane fotele przednie (kiedyś kpiłem z tego gadżetu, ale przeszło mi po kilkugodzinnym przemarznięciu na ambonie) i podgrzewane lusterka boczne. Ogrzewanie i przewietrzanie wnętrza jest bardzo wydajne. Fotel kierowcy ma możliwość regulacji wysokości, co w jakiejś mierze rekompensuje brak regulacji kierownicy.
Bardzo mocną stroną Ignisa jest jednostka napędowa. Umieszczony poprzecznie, 4-cylindrowy benzynowy silnik w technice 4-zaworowej ze zmiennymi fazami rozrządu zaworów ssących, dysponuje mocą wynoszącą w przeliczeniu na dopuszczalną masę całkowitą poniżej 16 kg na 1 KM i zapewnia zarówno dynamikę, jak i stosunkowo niskie zużycie paliwa. Choć – jak to japończyk, – ,lubi” wysokie obroty i najprzyjemniej pracuje w zakresie 4-6 tys., jednak jest wystarczająco elastyczny, by płynnie rozpędzać auto już przy 2 tys. obrotów. Manualna skrzynia biegów działa precyzyjnie i nie wymaga siłowania się z lewarkiem. Użytkownicy tych samochodów twierdzą, że przez pierwszy 1000 km stawia pewne opory, a potem działa bez zastrzeżeń.
W mieście samochód sprawuje się bardzo dobrze. Niewielkie wymiary i mały promień skrętu (5 m) ułatwiają parkowanie nawet w ciasnych miejscach a pięciodrzwiowe nadwozie powoduje, że wsiada się wygodnie i nawet przy maksymalnym otwarciu drzwi można nie obawiać się o uszkodzenie stojących obok aut.
Zużycie paliwa w tzw. cyklu mieszanym wynosi 6,9 litra. W mieście oscyluje w granicach 8,5 l/100 km, co jak na samochód z napędem 4×4, jest wynikiem do przyjęcia. Poza miastem, przy spokojnej, choć dość szybkiej jeździe utrzymuje się poniżej 6 l/ 100 km.
Zawieszenie (z przodu kolumny MC Phersona, z tyłu wzdłużne wahacze) jest dość twarde. Ignis nieprzyjemnie podskakuje na poprzecznych nierównościach – ale dziury znosi już całkiem dobrze. Doprawdy trudno wymagać od konstruktorów, aby projektowali auta specjalnie pod stołeczne jezdnie.
Na szosie nieźle znosi kolejną zmorę naszych dróg – koleiny. Prowadzi się spokojnie, nie trzeba go ustawicznie pilnować, by utrzymywać zadany tor jazdy. Bardzo dobrze – zważywszy na wysokość – znosi podmuchy bocznego wiatru, dokuczliwe zwłaszcza przy mijaniu ciężarówek. Dysponuje skutecznymi hamulcami (przód tarczowe wentylowana, tył tradycyjne bębnowe) i wydajnymi reflektorami (przednie przeciwmgielne w standardzie).
Napęd 4×4 przydaje się nie tylko przy zjeździe z utwardzonej drogi, ale także na każdej śliskiej czy zaśnieżonej nawierzchni. Nie ma się co oszukiwać – to nie jest auto terenowe – ale ten ,miejski samochód” w piachu czy błocie radzi sobie naprawdę dobrze, nawet wtedy, gdy jeździmy na normalnych szosowych oponach (185/65 R4), a po dobraniu ogumienia terenowego, jego dzielność znacznie wzrasta. 17-centymetrowy prześwit mógłby być nieco większy. Również i w terenie przydaje się mały promień skrętu, a napęd na obie osie umożliwia wyjechanie z niejednej pułapki.
Bagażnik (zaletą jest niska dolna krawędź) jest niewielki (234 litry) i dopiero po położeniu oparć tylnej kanapy (dzielonej w stosunku 2/3) uzyskuje się pojemność 526 litrów (do krawędzi szyb). A poza tym, jakby było trzeba, to auto może pociągnąć przyczepę hamowaną o dmc 800 kg.
Tradycyjna już trwałość, z jakiej znane jest Suzuki, trzyletnia gwarancja na podzespoły mechaniczne i przeglądy co 30 tys. kilometrów, to mocne strony Ignisa.
Na pewno jest to autko nietuzinkowe, które zyskuje coraz liczniejsze grono zwolenników. Cena
limitowanej wersji Snow White wynosi 49 900 zł. Dwuletnie zadbane auto można kupić w granicach 38 tys. zł.
MTR