
Moi rozmówcy twierdzili, że „tajemniczość” polegać ma na znajomości praw przyrody, umiejętności rozmowy ze zwierzętami leśnymi i znajomości leśnej magii. Jeśli chodzi o prawa przyrody, jestem gotów się zgodzić, nawet skłonny jestem uwierzyć, że niektórzy dogadują się z dzikimi mieszkańcami lasów. Skąd jednak wiara w nasze magiczne moce? Czyżby to był wynik dobrego PR? A może dają znać o sobie jakieś historyczne pokłady ludzkiej świadomości?
Od Czerwonego Kapturka
W przeszłości leśną profesją zajmowali się zapewne ludzie określonego charakteru, żyjący z dala od większych osiedli, a więc dobrze znoszący samotność, radzący sobie w wielu sytuacjach bez pomocy innych, wreszcie potrafiący uporać się ze strachem przed dziką zwierzyną. Tak żyli dawni bartnicy, osocznicy, bobrownicy, sokolnicy i gajowi. Od setek lat utrwalał się wizerunek leśnika jako samotnego dziwoląga, nie zawsze łagodnie nastawionego do ludzi.Wydaje się, że najmocniej na świadomość każdego z nas już od dzieciństwa oddziałuje bajka o Czerwonym Kapturku. W każdej z jej wersji spotykamy dobrego myśliwego lub gajowego, który, zabijając lub przepędzając złego wilka, staje się obrońcą bezbronnego człowieka. Ten pozytywny dla naszej profesji PR trwa już ponad trzy wieki, bowiem najwcześniejsza drukowana wersja „Czerwonego Kapturka” ukazała się pod tytułem „Le Petit Chaperon Rouge” (Mały Czerwony Kapturek) w zbiorze baśni Charlesa Perraulta dokładnie w 1697 roku. Historyjkę tę w zmienionej nieco postaci rozpropagowali w XIX w. bracia Grimm, spisując opowieść zatytułowaną „Rotkäppchen” (dosł. Czerwona Czapeczka), której ostateczna wersja ukazała się w 1857 roku. Z biegiem lat, zwłaszcza w XX w., powstały liczne odmiany i parafrazy oryginalnej baśni. Nawet Jan Brzechwa stworzył jej wierszowaną wersję, w której dzielny gajowy nie zabija już wilka (nie naraża się zatem organizacjom ekologicznym), ale zmusza go do wyplucia babci i dziewczynki z brzucha:
Babcia nawet uzdrowiona.
Czerwonego Kapturka chwyciła w ramiona
I tak się całowały, ściskały, cieszyły,
Że odzyskały zaraz i humor, i siły.
Potem się gajowemu rzuciły na szyję.
Niech nam pan gajowy żyje sto lat albo i więcej!
Cóż my możemy dać panu w podzięce?
Trudno o piękniejsze dla nas zakończenie każdej bajki. Obecnie istnieje wiele scenariuszy spektakli rozwijających ten wątek. Dobry leśny człowiek awansował już w nich na leśniczego (gajowy znika z naszej terminologii), często działającego dość brutalnie (takie czasy!); przykładowo, by uwolnić babcię i Kapturka rozcina on brzuch wilka nożem. Ten drastyczny gest wcale nie zmniejsza ludzkiej sympatii do leśnika-wybawcy. Trzeba jednak zwrócić uwagę na fakt, że to zupełnie bajkowe widzenie sprawy, niewiele mające wspólnego z rzeczywistością.
Tańczący z wilkami?
Tak ukształtowany obraz leśnika, żyjącego z przyrodą za pan brat, niemal „tańczącego z wilkami”, można zrozumieć, mając świadomość siły oddziaływania bajek. Jednak gdy dobrze poszukać innych konotacji naszej profesji sprzed lat, to już na pierwszy rzut oka widać pewien dysonans w tym sielskim wizerunku. Przecież ludzie pilnujący lasu byli też zawsze postrzegani jako wrogowie wiejskiej biedoty, chcącej uszczknąć nieco przyrodniczego dobra z cudzej własności. Bywały okolice, gdzie „przynoszenie” z lasu stało się tradycją, zaś przeszkadzający temu gajowy mógł stracić życie i… dość często tak się działo. Echa tych czasów można było do niedawna spotkać nawet na starych makatkach i obrazkach na szkle. Wizerunek gajowego przeszytego kłusowniczą kulą bywał malowany bardzo sugestywnie. Wspomnienie wielu kłusowniczych zdarzeń z udziałem leśników zostawił słynny rzeszowski etnograf, Franciszek Kotula, w książce „Z Sandomierskiej Puszczy”, pokazującej zwyczaje Lasowiaków. Mrożące krew w żyłach epizody miały miejsce jeszcze po ostatniej wojnie i nie pozostawiają żadnych złudzeń co do negatywnego stosunku leśnego ludu do ludzi strzegących lasu. Nie lepiej było na Podlasiu. Wystarczy sięgnąć do książki Jarosława Krawczyka „Lasy Drugiej Rzeczpospolitej w dawnych zapisach prasowych” (lub do „Lasu Polskiego” z lat 2008–09, gdzie publikowano jej fragmenty), by w kolejnych latach przeczytać nagłówki: „Dziedziczkę i gajowego: Na śmierć!” (1923), „Trup gajowego w lesie” (1926), „Postrzelenie gajowego” (1926), „Zabójstwo gajowego” (1927), „Pod ciosami kolb padł gajowy” (1928), „Bestialska zbrodnia bandy kłusowników; gajowy umarł w strasznych mękach” (1929) – to tylko wybrane tytuły i tylko z Białostocczyzny.
A nam jeszcze lepiej!
Przecież jeszcze w latach 50. i 60. XX stulecia dochodziło do zabójstw funkcjonariuszy służby leśnej przez kłusowników i złodziei drewna, a w niektórych okolicach kraju do dziś istnieje poważny problem przestępczości w lasach. I trudno się dziwić, przecież kradzież z lasu rządowego za czasu zaborów urastać mogła nawet do rangi czynu patriotycznego, ba, jak przekazuje tradycja, nie była nawet traktowana w kategoriach grzechu przez wierzących. Ten rozdźwięk widać nawet na starych zdjęciach czy pocztówkach – one zawsze trafnie prezentują ducha epoki. Np. tęgi leśniczy, który z dubeltówką przerzuconą przez ramię i lufami skierowanymi w stronę wychudzonych wieśniaków, peroruje coś do tłumu. Inna przedstawia gajowego pilnującego nocą drewna przed kradzieżą. Z kolei popularne swego czasu pocztówki: „Pogrzeb leśnika” i „Przebudzenie leśnika” również nie pozostawiają wątpliwości, po czyjej stronie była sympatia artysty. Wystarczy przeczytać nagłówek: „Jemu dobrze, a nam jeszcze lepiej” na pocztówce „pogrzebowej” i zobaczyć wyraźne zadowolenie leśnej zwierzyny, mocno kontrastujące z jej przerażeniem na „przebudzeniu leśnika”. Jakiż mógł być wizerunek gajowego, pełniącego względem miejscowej ludności funkcję psa ogrodnika!? Ludzie przecież utożsamiali się raczej z kłusownikiem, który idzie do lasu, by nakarmić swoje dzieci i złodziejem drewna, szukającym możliwości ogrzania chaty. Do dziś słyszy się opowieści o nadgorliwych gajowych, którzy staruszkom, niosącym z lasu związane suche gałązki, przecinali krępujące je sznurki, niwecząc efekt ciężkiej pracy. Nawet zebrane owoce runa leśnego niszczono złapanym na gorącym uczynku. Gajowi byli zazwyczaj ludźmi pochodzącymi z gminu, ale z uwagi na swój status materialny mocno od gminu odstawali. Często też ich dobrobyt wiązano z nadużyciami, nic zatem dziwnego, że bywali ludêmi wyalienowanymi i znienawidzonymi przez sąsiedztwo, o czym trzeba pamiętać, mówiąc o wizerunku naszego zawodu na przestrzeni dziejów. Z drugiej strony ta alienacja powodowała też szczególne postrzeganie ludzi lasu, gdyż sprawiała, że tak naprawdę niewiele o nich wiedziano. Stąd zapewne tak rzadki, a jednocześnie dość różnorodny,
obraz naszej profesji w dziełach literackich.
Wychowanie – w lesie…
Sztandarowe, bo tytułowe, są literackie wizerunki „Gajowego” autorstwa Barry’ego Hinesa i „Leśnika” Marii Kuncewiczowej. Bohater pierwszej powieści, George Purse, to gajowy w dobrach książęcych, który zajmuje się hodowlą bażantów przeznaczonych do odstrzału. Od wiosny odławia ptaki, by prowadzić pracochłonny cykl ich hodowli, a w jesieni, gdy rozpoczyna się sezon polowań, wypuszczać wypie-lęgnowane bażanty ku uciesze myśliwych. Z kart książki bije spokój i równowaga, życie toczy się według odwiecznego porządku, w harmonii z naturą, w której żyje rodzina głównego bohatera. Ot, leśna sielanka.Z kolei „Leśnik” Marii Kuncewiczowej to powieść psychologiczna, traktująca o ludzkiej samotności, o swego rodzaju więzieniu, jakim jest każdy byt. Krytycy zachwycają się bogactwem tajemnic, uwikłań, klęsk, dążeń, niespełnionych nadziei, których pełno na kartach powieści. Dla nas istotniejsza jest jednak treść utworu. Bohater powieści jest typowym samotnikiem, niby „tutejszym”, a jakoby „cudzoziemcem” – stojącym między Polakami i Rosjanami. Zwracają uwagę słowa nauczyciela gimnazjum: Pan wie, jakie jest pochodzenie tego ucznia?
Matka – Niemka. Babka – Litwinka. Ojciec – polski szlachetka. A wychowanie – w lesie. Widać wszystko dawało się wybaczyć, ale nie wychowanie w lesie. Akcja „Leśnika” toczy się w trakcie powstania styczniowego i po jego upadku. Wprawdzie krytyka uznała tę powieść za najbardziej dojrzałą w dorobku pisarki, ale większego wpływu na wizerunek leśników to pewnie nie miało.
Maryn z Wielkiego Lasu
Trudno do pozytywnych zaliczyć obraz ludzi lasu z głośnej po wojnie „Puszczy” Jerzego Putramenta. Główny bohater, leśniczy Piotrowski, jakkolwiek sympatyczny, to jednak okazuje się fajtłapą, przez co ostatecznie przegrywa na polu osobistym i zawodowym. Także jego kolega, leśniczy Hryncewicz, wprawdzie jest barwną postacią (to jego było słynne: „kij ci w zęby!”), ale wzorcem do naśladowania bynajmniej.
Do tego wszystkiego jeszcze wątek afery z dostawami karpiny pokazuje całe ówczesne leśnictwo jako firmę delikatnie mówiąc niebudzącą zaufania. Jeszcze gorszą robotę robi nam gajowy z „Rozmów przy wycinaniu lasu” Stanisława Tyma. Postać leśnego przygłupa, który przy udziale swego pomocnika – siekierowego, przewodzi robotnikom na zrębie, jest wprawdzie przerysowana na potrzeby komedii, ale nawet znakomita rola Jerzego Turka w ekranizacji tej sztuki, owego wizerunku wcale nie ociepla. I jeszcze Zbigniew Nienacki, którego „Wielki las” od wielu lat urabia wyobrażanie o całym polskim leśnictwie i leśnikach, mimo że dotyczy jedynie książkowej Gminy Mordęgi. Pracownicy miejscowego nadleśnictwa wdrażają „naukowe podejście” do hodowli lasu i walczą z „zabobonami” wieśniaków. Czytelnik jednak musi odnieść wrażenie sztuczności tych działań, niekiedy wręcz groteski. Józef Maryn, strażnik łowiecki z przeszłością agenturalną, na pewno nie jest idolem, zwłaszcza w naszych czasach. Z kolei nadaktywność seksualna innych przedstawicieli służby leśnej z powieści też nie pracuje na naszą korzyść. Tak to z braku leśnego „Judyma” czy „Siłaczki” na nasz portret w oczach rodaków wciąż musi ciężko pracować gajowy z Czerwonego Kapturka.
Prawie jak strażak
Dlaczego zatem wizerunek naszego zawodu wyraênie się poprawił w latach 90. XX wieku? Czyżby odbyło się to wyłącznie kosztem innych profesji tracących społeczne zaufanie? Wyniki ankiet przeprowadzonych przez Pracownię Badań Społecznych w 2004 r. były pewnie zaskakujące nawet dla kierownictwa Lasów Państwowych, które te badania zleciło. Najwyżej wówczas ocenianą instytucją publiczną była Straż Pożarna, którą 93% Polaków oceniło dobrze. Za to następne okazały się Lasy Państwowe, z 71% ocen dobrych, które rokrocznie notowały wówczas wzrost społecznego zaufania. Gorzej wypadało Wojsko Polskie, NBP, Policja, Służba Zdrowia, PKP, Sądy, Rząd, Prezydent i Sejm. Nasza firma była jedną z niewielu instytucji publicznych, których oceny z roku na rok poprawiały się.Również oceny przedstawicieli naszego zawodu były bardzo pozytywne. Przykładowo, w kategorii „uczciwość” leśnicy uplasowali się tuż za strażakami z oceną 91% . Aż 97% Polaków uznało nas wówczas za osoby miłe i sympatyczne, a 98% twierdziło, że leśnicy są również kompetentni i znają swoją pracę. Pod każdym względem byliśmy lepiej oceniani niż nauczyciele, policjanci, prawnicy i lekarze. To był na pewno efekt zmian, jakie trwały już w Lasach Państwowych od kilkunastu lat. Od tej pory minęło osiem lat, w trakcie których kontynuujemy dzieło hodowania lasu, ale też prowadzimy działalność edukacyjną, informacyjną i promocyjną, jesteśmy obecni w mediach, kręcimy filmy przyrodnicze, organizujemy wielkie wydarzenia kulturalne – słowem: wrastamy w krajobraz kraju i jego regionów.
Tomek i Krzysztof znad rozlewiska
Szkoda tylko, że dziś nie pojawiają się nowe bajki z dobrym gajowym czy choćby telenowele z normalnym leśnikiem – pełno w nich za to prawników, lekarzy, nauczycieli i duchownych, którzy w ten sposób wyraźnie odzyskują utracony przed laty grunt. Wprawdzie na nasze dobre imię pracował przez pewien czas leśniczy Tomasz z serialu „Życie nad rozlewiskiem”, ale, niestety, odszedł już na emeryturę. Czy jego następca, Krzysztof, przedstawiany już w mediach jako seksowny leśniczy, prężący muskuły przy rąbaniu drewna, będzie godnym następcą? Wiele zależy od tego, czy lepszy będzie w amorach, czy też w zwykłym rżnięciu i rąbaniu drewna. Jedno jest jednak pewne, że na sposób postrzegania nas współcześnie często o wiele większy wpływ ma jeden aktor w roli leśnika w popularnym serialu, niż tysiące hektarów osadzonego przez nas nowego lasu.
Cóż, kwestia budowy naszego image’u jest obecnie bardzo skomplikowana. Jak zatem dziś mogłaby wyglądać mapa wizerunku różnych profesji i jakie miejsce na niej zajmujemy jako grupa zawodowa? Wkrótce się o tym dowiemy z badań zleconych przez Centrum Informacyjne Lasów Państwowych. Zanim jednak ich wyniki zostaną ogłoszone, warto dowiedzieć się, jak widziano nas kiedyś. Bo, cytując za Norwidem: …aby mierzyć drogę przyszłą, trzeba wiedzieć, skąd się wyszło…
Tekst: Edward Marszałek
Ilustracja ze zbiorów autora