Wirtuoz, co łzy wyciska (23/2019)
Jeśli wierzyć mitom greckim, to bez Kaliope nie powinna powstać żadna powieść (ani artykuł przyrodniczy), z pominięciem Euterpe wiersz, Polihymni utwór muzyczny, a bez Erato żadne dzieło o zabarwieniu erotycznym czy choćby miłosnym. Ponieważ jestem prostym biologiem, bardziej ufam szkiełku, oku i uchu niż mitologii, a twórczość ludzi pióra i pięciolinii utwierdza tę wiarę. Dlaczego? Ponieważ o wiele częściej niż muzy wychwalają oni słowiki!
Przypuszczam, że gdyby zrobić uliczną sondę i zapytać o najsłynniejszy polski chór, to Poznańskie Słowiki wskazałaby większość. Ptaki te uchodzą za najdoskonalszych solistów, dlatego od wieków najbardziej utalentowanych śpiewaków zwano ich mianem, czego kontynuacją jest nagroda Bursztynowego Słowika przyznawana zwycięzcom sopockiego festiwalu. Dla sprawiedliwości przyznajmy, że w przeszłości bywało odwrotnie i słowika, przynajmniej szarego, zwano bekwerkiem, od nazwiska nadwornego lutnisty Zygmunta II Augusta. Nazwisko muzyka przylgnęło do ptaka, pomimo że on sam był posądzony o zdradę i dał drapaka poza zasięg jagiellońskiej jurysdykcji.
W późniejszych czasach słowika szarego zwano niekiedy polskim, co miało swe uzasadnienie w dawnych granicach naszego kraju, które z grubsza pokrywały się z zachodnim zasięgiem tego gatunku, zaś blisko spokrewniony słowik rdzawy był na naszym terytorium mieszkańcem głównie ziemi wielkopolskiej. Wraz ze zmianami terytorialnymi po ostatniej wojnie krajowe epicentrum rdzawego pobratymca znajduje się na Dolnym Śląsku, a im dalej na północ i wschód, tym rzadziej możemy go spotkać (na północnym wschodzie wyłącznie w miejskich parkach, i to rzadko). Odwrotne preferencje wykazuje słowik szary. W Polsce mamy jeszcze jednego przedstawiciela tego gatunku – podróżniczka, ale to bohater innej opowieści.
Wracając do śpiewu słowików i artystycznego świata – ptak ten jest nader częstym tematem wierszy i pieśni. W Roku Moniuszki wypada zacząć od ojca polskiej opery narodowej i jego mazurka „Skowronek i słowik”, w którym skowronek jest bliski rolnikowi i jego znojnej pracy, za to słowik tchnie w chłopa nadzieję.
Opozycję dwojga skrzydlatych bohaterów znajdziemy w sztuce „Romeo i Julia” Szekspira – Julia stara się zatrzymać kochanka, mówiąc: Słowik to, a nie skowronek się zrywa, ten jednak widzi, że: Pochodnie nocy już się wypaliły i uświadamia dziewczynę, że to jednak skowronek, czujny herold ranku. Angielski dramatopisarz był sprawnym obserwatorem przyrody, bo choć słowiki śpiewają całą dobę, to najwięcej w nocy, wówczas też słychać je najlepiej. Z mojego doświadczenia: nim wymieniliśmy w domu okna, żona skarżyła się na słowika, który śpiewem budził ją w nocy. Nie ją jedną – przez słowika spać nie mogła dziewczyna, o której Hanka Ordonówna śpiewała, że zgubiła serce za miedzą, a wraz z nim… coś jeszcze i bojąc się ludzkiego gadania, wznosiła modły do św. Antoniego, choć ten chyba niewiele mógł pomóc, bo to sprawy nie dla świętych.
Melancholijne śpiewy słowików poruszały ludzkie gusta od dalekiej Azji po zachodnie wybrzeża Europy. Niekiedy trele te były uznawane za płacz dusz po-tępionych lub skazanych na czyśćcowe katusze, innym razem wyrażały tęsknotę za ukochaną, zmarłą osobą, jednak najczęściej były wyrazem nadziei, słodyczy i natchnienia. Momentami kopiowano śpiew słowiczy do wierszy – tak uczynił Julian Tuwim w „Ptasim radiu”, pięknie go zresztą oddając. Sztuka ta nie udała się Władysławowi Broniewskiemu, który w wierszu „Słowik” głowił się: Jak to wysłowić? Ponieważ ptak ten ma pewne zdolności pedagogiczne, o czym niżej, toteż jego postaci odrodzeniowi poeci, tacy jak Ignacy Krasicki, Adam Naruszewicz czy Stanisław Jachowicz, używali do moralizowania. Ten ostatni w wierszu „Słowik i kukułka” konfrontuje śpiew obu gatunków. Gawiedź chętnie naśladuje kukułkę, śpiewu słowika nikt nie próbuje, co jest powodem chełpliwości kukułki. Wówczas na scenę wkracza pasterka – zasłuchana w słowika wzrusza się (Po rumianych jagodach łza się potoczyła), co słowik uznaje zatryumf prawdziwy, gdyż nad wszystkie wieńce sławy milsza mi łza cicha. Wątpię, by Hans Chrystian Andersen czytał polskich poetów, a mimo to podobną figurę literacką zastosował w „Słowiku”, bodaj najsłynniejszej swej bajce. W niej ptak odrzuca dworskie zaszczyty, zadowalając się łzą cesarza. Na koniec swym śpiewem ratuje życie i zdrowie monarchy, choć ten wcześniej wzgardził pierzastym przyjacielem, przedkładając nad jego śpiew występy nakręcanej lalki.
W dawnych czasach, gdy nie było internetu, telewizji ani nawet radia, rozmaite ptaki często trzymano w klatkach, by swym śpiewem umilały ludziom czas. Słowiki były szczególnie cennym nadajnikiem, nie tylko z uwagi na piękny śpiew, ale też dlatego, że trzymane w klatkach śpiewały aż do jesieni, wbrew powiedzeniu, że słowik w klatce nie zaśpiewa. Ponoć czyniły to nawet ładniej niż ich pobratymcy cieszący się wolnością. Owa rozrywka była szczególnie popularna w Prusach, skąd ptasznicy, jak nazywano łowców, często przekraczali granicę zaboru rosyjskiego, gdyż w pruskim prawo ograniczało proceder wyłapywania ptaków. Wprawdzie przecież się nie zabija słowików, jak pisała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w utworze „Słowiki”, w każdym razie nie celowo, ale wyłapywanie ptaków przynosi ujmę środowisku i straty w lęgach osamotnionych samic. Stało się to zarzewiem konfliktu, które przeszło do historii jako „wojna o słowiki”. Wprawdzie nie padł w niej żaden strzał, ale wysłano setki listów, które krążyły między burmistrzem
Zagórowa Ignacym Nurkowskim a Komisją Rządową (władzą carską w Królestwie Polskim) w latach 1837–45. W jej wyniku Komisja wydała zakaz łowienia ptaków w lasach rządowych – był to jedyny akt prawny chroniący przyrodę w całym Imperium Rosyjskim aż do jego upadku w 1917 roku. Literatura obfituje w słowicze wątki. Strofy o tych ptakach znajdziemy u największych tuzów polskiej liryki, m.in. u Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Wincentego Pola i Leopolda Staffa. Wątpię, by którakolwiek ze starożytnych muz była inspiracją choć połowy tego co niewielki ptaszek.
Do wspólnego opisania obu gatunków zainspirował mnie mój ulubiony Jan Sokołowski. W „Ptakach ziem polskich” połączył on opis obu gatunków aby nie opisywać dwa razy tych samych szczegółów (…), jak również w celu podkreślenia różnic między tymi dwoma gatunkami. Nie przypuszczam, by ktokolwiek zapamiętał, że u słowika szarego pierwsza lotka jest bardzo krótka, zaś u rdzawego pierwsza lotka nieco dłuższa od nadlotek i inne, podobne szczegóły (poza obrączkarzami i innymi zawodowcami, rzecz jasna), toteż takie szczegóły daruję Czytelnikowi. Myliłby się ten, kto chciałby rozróżnić ptaki po kolorze, gdyż jeżeli pod tym względem zachodzą różnice, to tak małe, że przy rozpoznawaniu gatunków nie można ich brać pod uwagę, wyjaśniał Sokołowski, pozostałe szczegóły nie są widoczne z daleka i zawodzą już na odległość kilku kroków. Jeśli dodamy do tego fakt, że słowiki żyją w gęstych krzewach, to wątpię, by można je rozróżnić okiem na odległość jednego kroku. Jeśli zaś nie szkiełkiem i okiem, to jak? Uchem!
Niedawno na łamach „Lasu Polskiego” pisałem o moim braku wiary w opisy i transkrypcje jako przydatne do rozpoznawania ptasiego śpiewu. Po raz wtóry odeślę Czytelnika do internetu, tym bardziej że ostatnio nagrywanie ptasich głosów stało się modne i ptasie portale pękają od nich w gigabajtach. Wspomnę jedynie, że słowik szary ma dłuższe zwrotki i wplata terkoczące frazy, zaś słowik rdzawy, przynajmniej wg niektórych, lepiej łączy ze sobą poszczególne zgłoski. Miłośnicy ptaków są podzieleni w kwestii tego, który słowik ładniej śpiewa. Sokołowski chwalił oba – słowika szarego porównał do muzyka, który ma doskonały instrument, natomiast rdzawego z muzykiem, który nie ma tak dobrego instrumentu, ale za to większy talent. Odwrotnie Władysław Taczanowski, wielki poprzednik Sokołowskiego, w „Ptakach krajowych” uznał wyższość słowika szarego nad rdzawym krewniakiem. Podobnego zdania jest współczesny autor „Ptaków Polski” Andrzej Kruszewicz. Wśród moich kolegów po fachu zdania są podzielone i wprawdzie spór ten nie ma głębokiego, kanonicznego charakteru, jak ten o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad Bożego Narodzenia, ale powątpiewam w gust fanów słowika rdzawego.
Rzecz jasna, tak samo jak ja „bardzo lubię” śpiew słowika rdzawego, tak jego miłośnicy „cenią” szarego, ale skąd takie podobieństwo fizyczne? Jeszcze nie-dawno, przynajmniej w ewolucyjnej skali, oba gatunki stanowiły jedność – wyodrębniły się dopiero 1,8 mln lat temu, gdy ich zasięg odgrodził lodowiec. 11 tys. lat temu rozdzielone ptaki znów się spotkały, ale nie mogły się kojarzyć (choć od czasu do czasu, gdy jakiś ptak śpiewa głosem podobnym do obu gatunków, zachodzą przypuszczenia, że mamy mieszańca) – takie pary, a nawet grupy gatunków, nazywamy bliźniaczymi. W Polsce jest ich kilkanaście wśród ptaków i znacznie więcej w gronie innych organizmów. Ślad lodowej schizmy widać do dziś: słowik rdzawy zamieszkuje południową i zachodnią Europę, szary woli wschodnie klimaty. Granica między nimi przebiega od Danii, przez Niemcy i Polskę, po Węgry i Morze Czarne. W tym pasie zasięgi obu gatunków nakładają się na siebie.
Do niedawna uważano, że oba gatunki nie wchodzą sobie w paradę, ponieważ mają inne wymagania siedliskowe. Wprawdzie w wielu książkach czytamy, że ptaki te możemy spotkać w wilgotnych, liściastych zakrzaczeniach, lasach i ogrodach, jednak słowik szary miał być bardziej ortodoksyjny i konsekwentnie wybierał bardziej wilgotne biotopy wzdłuż brzegów rzek i jezior oraz wierzbowe zarośla pośród pastwisk, zaś rdzawy miał preferować obecność ludzi, dróg, torów oraz suchsze miejsca. Ostatnie badania przeprowadzone przez czesko-polski zespół naukowców wykazały, że owe preferencje zachodzą tylko tam, gdzie oba gatunki występują jednocześnie, dzięki czemu unikają konkurenta i zajmują bardziej dogodne dla siebie siedliska. W każdym razie oba nie lubią przesadnego porządku, tak modnego w naszych parkach i ogrodach. Sokołowski pisał, że oba gatunki wymagają, aby ziemię pokrywały suche liście, gdyż w nich rozwija się bujne życie owadów, dżdżownic i innych drobnych organizmów, którymi się żywią. Szelest suchego listowia informuje ptaki o nadchodzących napastnikach, a tych jest sporo: od kun i łasic, przez jeże i myszy zagrażające pisklętom i podlotom, po najbardziej zajadłego wroga – kota! W tym miejscu zaznaczmy, że koty są uważane za największe zagrożenie dla ogółu ptaków spowodowane przez człowieka. Pewnie kotów szybko się ze środowiska nie pozbędziemy, ze względu na opór społeczny, ale są pierwsze symptomy odchodzenia od szkodliwej przyrodniczo mody na nieskazitelne ogrody z idealnymi trawnikami.
To jednak nie koniec zagrożeń. O ile populacja słowika rdzawego nieznacznie rośnie, o tyle liczebność i liczba stanowisk słowika szarego gwałtownie się kurczą. Już w „Atlasie pospolitych ptaków lęgowych Polski” autorstwa L. Kuczyńskiego i P. Chylareckiego, wydanego w 2012 r., przewidywano, że w związku ze zmianami klimatycznymi słowik szary wycofa się na północ. Niestety, ostatnie badania potwierdzają te przewidywania – ubiegłoroczny „Biuletyn monitoringu przyrody. Monitoring Ptaków Polski w latach 2016–18” podaje spadek liczby słowików szarych aż o 30%, tylko w latach 2010–17!
Prehistoria obu gatunków warunkuje je do dziś. Wprawdzie oba ptaki zimują w środkowej Afryce, jednak szary wędruje szlakiem południowo-wschodnim; zaś rdzawy – południowo-zachodnim; zajmują również odpowiednio te części środka Czarnego Lądu. Wędrówki wiosenne odbywają pojedynczo, nocą, w Polsce zjawiając się dość późno, gdy agrest się zazieleni, czyli w drugiej połowie kwietnia, jak zapisał Sokołowski, zaś Taczanowski donosi, że wynosi się całkowicie przed końcem Sierpnia. Oczywiście również nocą, ale tym razem przeloty mają charakter rodzinny. Po powrocie z zimowych wojaży panowie zajmują dokładnie te same stanowiska i, rzecz jasna, zaczynają śpiew, by zwabić dziewczyny i zarazem dać znać konkurentom o zajęciu terytorium. Rewiry często są dość małe, więc w sprzyjających siedliskach możemy słuchać wielu ptaków jednocześnie. Mimo zdarzającej się bliskości sąsiada słowiki nie są zbyt towarzyskie i naruszenie granicy prowadzi do natychmiastowej bójki. Śpiewają zwykle z tej samej, ulubionej gałązki, co dawniej było wykorzystywane do ich chwytania przez wspomnianych ptaszników. Krzewy zamieszkałe przez słowiki są bardzo gęste, więc panuje w nich półmrok, zwłaszcza jeśli znajdują się w lesie. Wcale to ptakom nie przeszkadza, ponieważ mają oczy przystosowane do półmroku i w nocy widzą niemal równie dobrze jak w dzień, co nieczęsto się zdarza u ptaków wróblowatych. Z tego też powodu słowika często słychać, ale rzadko widać, a że śpiewa w majowe noce, to stał się symbolem zakochanych, zaś samo dojrzenie ptasiego solisty miało wróżyć udane małżeństwo.
Słowiki milkną nagle w połowie czerwca, stąd ludowe porzekadło: na święty Wit (15 czerwca) słowik cyt. Miało się ono wziąć z tego, że sam wszechmogący zainteresował się wzrostem zbóż na chleb, toteż zagadnął o to przebywającego na ziemi Wita. Ten nie mógł jednak zrozumieć pytania, gdyż zagłuszał go słowik, więc Bóg nakazał słowikowi zamilknięcie. Po prawdzie ptaki zupełnie nie cichną i samce niektóre odzywają się ku końcowi tego miesiąca, nie jest to jednak już ów śpiew majowy. W końcu Lipca i początku Sierpnia znowuż kiedy niekiedy jakiś samiec (…) zaśpiewa, ale już cicho i krótko, zrywa tylko niektóre strofy – pisał Taczanowski.
Powód zamilknięcia jest dość prozaiczny i niewiele ma wspólnego z Witem, zbożem i siłami wyższymi, po prostu w gnieździe pojawia się ok. pięciu głodnych pociech i samiec ma dziób zajęty zupełnie czym innym. Wcześniej zniesieniem zajmowała się tylko ptasia mama, wysiadując je bardzo ofiarnie. Słowik opuszcza gniazdo tylko w ostateczności, a jaja mają doskonałą barwę ochronną.
W razie zagrożenia gniazda dorosły ptak stosuje sztuczkę z udawaniem rannego. Młode ptaki bardzo wcześnie opuszczają gniazdo, na długo zanim nauczą się latać, i takie nie do końca opierzone, z nieproporcjonalnie wydętymi tułowiami i niewyrośniętymi skrzydełkami i piórami, ukrywają się w najciemniejszych kątach krzewów. Strategia ta wydaje się być bardzo skuteczna, ponieważ słowiki wyprowadzają tylko jeden lęg w roku. Finowie ustalili sukces lęgowy (liczbę młodych, które dożyją dorosłości) słowików szarych na 80%. Częstym zagrożeniem dla takich piskląt, nie tylko słowików, są… dobre serca! Co roku do ptasich azylów trafiają tysiące wypadłych z gniazda piskląt, którymi zaopiekowali się przechodnie. Zabrane i oddane nawet pod profesjonalną opiekę podloty mają dużo mniejsze szanse przeżycia niż pozostawione w pełnym zagrożeń środowisku naturalnym. Dodatkowo wiele ptaków, które trafią pod ludzkie skrzydła, nie ma szans na szczęśliwy powrót do natury. Kłopoty mogą mieć zwłaszcza młode samce, ponieważ śpiew nie jest u nich wrodzony i młode uczą się go od ojca. Co ciekawe, początkowo śpiewają też dziewczyny, ale wraz z utratą panieńskiego stanu dają sobie spokój z muzyką, niczym młoda Natasza Rostowa z „Wojny i pokoju” Tołstoja. Ponieważ młode ptaki śpiewu muszą się nauczyć, słowiki były symbolem dobrego pedagoga. Kto wie, może podczas nauki kilku młodzieńców słyszało śpiew sąsiada pokrewnego gatunku i to jest rozwiązanie zagadki mieszanego śpiewu niektórych osobników?
Konrad Malec