Patyki, badyle
Patyki, badyle
Wyd. Marginesy, 258 s.
O kwestiach naukowych autorka mówi bowiem w sposób literacki, często poetycki: Jesień wreszcie zwalnia drzewa z kieratu metabolizmu, zapowiada mrok i chłód. Dlatego liście muszą umrzeć, ale to drzewa decydują, kiedy to się stanie. Ostatecznie odlatują gdzieś, w ciepłe kraje rozkładu materii, by zaraz stać się żukiem albo piórem. Apoptoza jesienna. Oskrobany z romantyzmu gorączkowy pośpiech. Momentami to nawet nieco metafizyczna podróż przez świat botaniki:
Bo przecież patyki, badyle, drągi, pędy, gałązki to długie palce, rusztowania dla liści, kwiatów i owoców, pokryte twardą korą, zasłonięte od świata, eksponują jednak swoje intymne priorytety, obnażając kształtem, ukrytym językiem anatomii całą historię swojego życia, którą można czytać jak powieść o nieprzerwanej fabule. I tak też odbiera się książkę Zajączkowskiej „Patyki, badyle”.
Osobliwe patrzenie na rośliny, rozkładanie ich na pojedyncze komórki i tworzenie cyklu ich życia, wybiegającego daleko poza materialny byt poszczególnych przedstawicieli flory, okazuje się bardzo interesującym punktem spoglądania na przyrodę przez leśnika.
Lektura „Patyków, badyli” to wręcz niespieszny spacer wraz z autorką przez fascynujący świat roślin – także tych niepozornie wdzierających się np. na miejskie chodniki. To niezwykły, bogaty w reakcje i interakcje świat, m.in. ich ruchów (tym zawodowo zajmuje się autorka). Urszula Zajączkowska otwiera nam drzwi do swojego laboratorium, w którym podgląda sekrety roślin.
Dajcie się zaprosić w tę podróż.
UZ