Pod koniec XX wieku wszystko w motoryzacji było bardzo proste. Klienci mogli zdecydować się na silnik diesla, który zazwyczaj był dużo droższy, albo na motor benzynowy, prostszy, a przede wszystkim tańszy w zakupie i utrzymaniu. Dzisiaj, po trzech dekadach, wszystko jest dużo bardziej skomplikowane.
Rozwój technologii, coraz bardziej skomplikowane i kosztowne rozwiązania, ekologiczne kagańce i afery, takie jak volkswagenowska Dieselgate, sprawiły, że dzisiaj wybór napędu z jednej strony jest ogromny, a z drugiej brakuje silników, które z punktu widzenia klienta są najrozsądniejsze.
Stary dobry diesel?
Niestety nie. Dzisiaj możemy zapomnieć o prostych silnikach wysokoprężnych, które przejadą pół miliona kilometrów bez awarii. To jednostki skomplikowane i bardziej wysilone niż dawniej. Owszem, wciąż są ekonomiczne, ale w praktyce sprawdzą się u kierowców, którzy przede wszystkim najwięcej kilometrów pokonują w trasie.
Benzynowy, ale z turbo
Downsizing, czyli trend do zmniejszania pojemności silników benzynowych i wyposażania ich w turbosprężarki, nikogo dzisiaj już nie dziwi. Ma to swoje plusy z ekologicznego punktu widzenia, ale dla kierowców to same problemy. Wysilone silniki są wyraźnie bardziej awaryjne i skomplikowane, a proste silniki wolnossące (bez turbo), tak kiedyś popularne, praktycznie wymarły.
Wstęp do elektryki
Hybrydy łączące technologię spalinową i elektryczną pojawiły się na drogach na przełomie wieków. Wszystko zaczęło się od Toyoty, a dzisiaj mają je w ofercie wszyscy producenci. Tutaj to elektronika decyduje, czy i kiedy samochód korzysta z prądu i silnika spalinowego. Nie można też dłużej jeździć na samej energii elektrycznej. Praktyka pokazuje, że pomimo skomplikowanej technologii hybrydy są bezawaryjne i trwałe, ale najlepiej spisują się w mieście. W trasie opory powietrza sprawiają, że auto cały czas jedzie na benzynie.
Hybryda z wtyczką
W przypadku hybrydy plug-in kierowca ma do dyspozycji większy akumulator i możliwość jazdy na samym prądzie. Jedno ładowanie pozwala na przejechanie 50–100 km, co w sprzyjających warunkach rzeczywiście pozwala na jazdę praktycznie bez używania silnika spalinowego. Wystarczy pamiętać o podłączeniu auta na noc do kontaktu, a kiedy prąd się skończy, auto jeździ jak normalna hybryda.
Elektryk
To już wariant dla odważnych. Dlaczego? Bo elektryki są drogie, trudne w odsprzedaży i ekonomiczne tylko w określonych przypadkach. Jazda za darmo jest możliwa właściwie tylko w przypadku posiadania domowej fotowoltaiki, bo przecież prąd też kosztuje, a jazda w trasie i korzystanie z szybkich ładowarek (bardzo wysokie taryfy) może być droższa od jazdy na benzynie! Zalety? Możliwość jazdy buspasami i darmowe parkowanie w centrach miast.
Co dalej?
Co dalej? Żyjemy w ciekawych czasach. Po euforii związanej z elektryfikacją widać wyraźny odwrót od tej technologii. Ludzie nie chcą kupować elektryków, a producenci liczą straty i jednocześnie przepraszają się z silnikami spalinowymi. Najbliższe lata pokażą, w którą stronę pójdzie branża motoryzacyjna.