
Ostatnie dziecko lasu Richard Louv Wyd. Relacja 2014, 380 s. Z dzieciństwa pamiętam takie oto scenki: gromada dzieciaków biegających po podwórku. Umorusanych i szczęśliwych. Co jakiś czas kolejna z mam woła z okna: – Chodź już do domu. Ściemnia się. Obiad czeka…
I niemal zawsze ta sama odpowiedź: – Zaraz mamo! Jeszcze pół godzinki… Inawet jeśli nie w lesie, to czas spędzało się na zewnątrz. Na powietrzu. Wparku, na łące. Bez względu na pogodę (bo przecież nie ma tej złej, co najwyżejzłe może być ubranie). Z kieszeniami pełnymi patyków, kamieni i innych skarbów.
Dziś znajomi rodzice, (ci, co jeszczepamiętają, jak fajnie było spędzać czas z kolegami na zewnątrz) namawiają swojedzieci: – Idź na dwór, pobaw się. Przewietrz głowę. Ale są i ci, co zapomnielii nawet już nie próbują namawiać… I tak pustoszeją podwórka a w zaciszu domówrośnie pokolenie i-podów, i-padów. Kilkulatków nie potrafiących budować więzisocjalnych. No bo jak je zbudować z komputerem? Temu obrazkowi przyklaskująreklamy. Cytując jedną z nich: dzieci nie bawią się już pluszakami. Mają nowe,lepsze (?) zabawki. Przyroda staje się… niepotrzebna. Ale taki odwrót od niejprzynosi przykre konsekwencje.
I o tym traktuje książka Louv’a.
Nie jest to pozycja nowa – premierę miała wUSA w 2005 r. i została od tego czasu przetłumaczona na wiele języków, stającsię początkiem dyskusji o tzw. zespole deficytu natury. Ceny płaconej przezspołeczeństwo za odwrócenie się od natury. Louv przekonuje, że elementami tejceny są dziś brak koncentracji, trudności w budowaniu więzi społecznych,nadpobudliwość. Radzi, co zrobić, by ów deficyt minimalizować (przez prostekroki, jak wspólne wędkowanie czy obserwacja przyrody w przydomowym ogrodzie).
I choć wielu zarzuca, że książka odnosi siędo wzorców amerykańskich i znacznie odbiega od naszych realiów, to może wartouczyć się na cudzych błędach póki jeszcze jest na to czas? Wyłączyć telewizor iiść na spacer do lasu. By w przyszłości móc powiedzieć, jak fajnie było byćdzieckiem. Dzieckiem z lasu!
UZ