
Las pozwala nam na wiele – żywi, broni, cieszy i bawi. Każda z tych funkcji wymaga jednak, zarówno od leśników nim administrujących, jak i osób zeń korzystających, przestrzegania pewnych zasad. Część z nich regulują przepisy prawa, wiele jednak zależy wyłącznie od nastawienia obu stron. W końcu w lesie znajdzie się miejsce dla wszystkich.
Po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „survival” naszym oczomukaże się prawdziwy las odnośników zachęcających do spędzania czasu w lesie wten właśnie sposób. Problem polega na tym, że te propozycje dotyczą czegoś, cow lesie jest nie tylko niezbyt mile widziane, ale momentami wręcz zabronione.Ustawa o lasach z 1991 r., obowiązująca po dziś dzień, o możliwości uprawianiasurvivalu na terenach leśnych nie wspomina. Mówi jednak o zakazie rozniecaniaognia, niszczeniu drzew, krzewów, grzybów etc. A to jest z survivalemniejednokrotnie związane. Czy wobec tego ci, którzy chcą w ten sposób spędzać wlesie czas, są miłymi gośćmi, czy też kimś, kogo leśnicy nie chcą w nimwidzieć?
![]() |
Fot. Arch. Marka Bodyła |
Obraz wypaczony
Sam termin „survival” jest dla społeczeństwa (tak cywilów,jak i leśników) na ogół jedną wielką niewiadomą. A to czego nie znamy,zazwyczaj nas przeraża. Survival najczęściej jednoznacznie kojarzy się zsamotnym przetrwaniem w trudnych i niesprzyjających warunkach terenowych, zwalką o przeżycie. Wiele w tym winy scenarzystów z Hollywood, którzy taką wizjęprezentują w swych produkcjach. Gorsze są chyba tylko programypopularnonaukowe, których bohaterowie mierzą się z dziką przyrodą w różnych,częstokroć ekstremalnych sytuacjach (a przynajmniej tak to wygląda na ekranie).Oni to, z nieodłącznym nożem u pasa (czasem maczetą), ścinają drzewa,obdzierają korę, rozniecają ogień, polują i robią mnóstwo podobnych rzeczy, odktórych leśnikowi włos się jeży na głowie. I to wszystko solo! Na szczęście wPolsce o takie doświadczenia raczej trudno, co nie oznacza, że ich przeżyciejest całkowicie niemożliwe. Niemniej jednak obraz kreowany przez mediapozostaje w ludzkich umysłach, kształtując wizję survivalu i survivalowca.
Survival w warunkach rodzimych jest zazwyczaj kojarzony ześrodowiskiem leśnym jako najbardziej dzikim i niebezpiecznym. Krzysztof J.Kwiatkowski, współautor „Leśnego survivalu” (wyd. CILP), pedagog i promotorszeroko rozumianej sztuki przetrwania, tak definiuje survival: (…) jest to zespół postaw i świadomych zabiegówprzygotowujących do przetrwania oraz służących przetrwaniu w przewidywanychtrudnych i skrajnie trudnych sytuacjach. Survival jest sztuką dostosowywaniasamego siebie do warunków zewnętrznych oraz sztuką dostosowywania warunkówzewnętrznych do swoich potrzeb. Przydatność swą okazuje zwłaszcza wtedy, gdydotyczy to sytuacji nietypowych, nagłych i groźnych, szczególnie wobec brakupodstawowych środków do życia oraz narzędzi. Jak widać, nie jest to opis dokońca hollywoodzki, choć z drugiej strony całkowicie od niego nie odstaje. Kimwobec tego jest polski miłośnik przetrwania w dziczy i czy jest dla niegomiejsce w lesie?
Leśnicy słuchają fajnychpomysłów
Zakładając, że lasy są dla ludzi i zapraszają wszystkich,którzy chcą z oferowanego przez nie dobra korzystać, odpowiedź na powyższepytanie powinna brzmieć – tak. Ale… By tak się stało, konieczne są pewnezmiany. – Uregulowanie kwestiiprzebywania osób, w tym m.in. tych, które uprawiają survival w lesie,ewidentnie wymaga zmian w ustawie o lasach – mówi Anna Pikus, naczelnikWydziału Społecznych Funkcji Lasu w DGLP. – Itakie działania staramy się podejmować. Niestety, nie jest to sprawa aniszybka, ani prosta.
Przede wszystkim trzeba przełamać opór leśnej braci. Wbrewpozorom to właśnie leśnicy najbardziej obawiają się survivalowców. Czysłusznie? Zależy, czy dany nadleśniczy zalicza się do grona osób, które sztukęprzetrwania widzą oczyma Beara Gryllsa, czy też mają nieco bardziejasekuracyjne podejście do tematu. Dlaczego mowa o nadleśniczym? Z prostejprzyczyny – ustawao lasach jednoznacznie wskazuje, kto za las i to, co się wnim dzieje, odpowiada. – Idea zdjęcia znadleśniczych odpowiedzialności za poczynania osób trzecich przyświecała nam odsamego początku. Jednak kwestie legislacyjne, jak już wspomniałam, nie sączymś, co można zrobić ad hoc. Tu potrzeba naprawdę solidnego przemyśleniatematu i wypracowania jak najlepszejdrogi do tego, by uzyskać efekt, który usatysfakcjonuje wszystkich. Dlatego teżstaramy się z tymi, którzy mają taką wolę, rozmawiać. I jesteśmy jako LasyPaństwowe otwarci na ich pomysły – tłumaczy Anna Pikus.
A brzmią one całkiem sensownie. Jednym z nich jest KartaWłóczykija. – W ogólnym zarysie ma towyglądać tak: nadleśnictwo dysponuje pewną pulą kart wstępu do lasu dla tych,którzy chcą uprawiać survival. Należy więc przyjść do nadleśnictwa i przejśćnp. godzinne szkolenie, na którym dowiemy się, czy i na jakich zasadach możemyrozpalać ogień, czy możemy zbierać drewno, jak się zachowywać, co ze śmieciamiitd. Wszystko według odgórnie określonych zasad. Zainteresowany taką formąkorzystania z lasu zgadza się na wszystko – obligatoryjnie – i podpisujedokument, w którym jasno określone są nie tylko zasady, ale też stwierdzenie,że bierze on na siebie pełną odpowiedzialność za swoje czyny. I że pozostawiawszystko w stanie, w jakim zastał. Dodatkowo musiałby się zgodzić nalegitymowanie przez służby leśne. Taki glejt byłby wydawany na określony czas.I za każdym razem, kiedy jego posiadacz chciałby się do lasu udać, musiałby tenfakt zgłosić leśniczemu, żeby ten wiedział, że ktoś w lesie przebywa.Niewiadomą pozostaje, czy miałyby to być karty jednoosobowe, czy np. rodzinne– tłumaczy Anna Pikus. – Zbliżony systemfunkcjonuje w USA w parku Yellowstone – dodaje.
– Drugim pomysłem jestwyznaczenie oddziałów, w których zainteresowani mogliby uprawiaćsurvival/bushcraft pod rygorem całkowitej odpowiedzialności za swoje czyny.Innymi słowy leśnicy wyznaczyliby takie miejsca w lasach, gdzie sztukęprzetrwania można by wykonywać legalnie. Byłyby to miejsca, w których każdyzainteresowany mógłby stworzyć swój własny biwak, ale bez infrastruktury z górynarzuconej ze strony Lasów – mówi naczelnik Pikus.
W obu przypadkach widać jednak opór strony zainteresowanejprzebywaniem w lesie, która utożsamia survival z całkowitą swobodą, a nie zdodatkowymi ograniczeniami i biurokracją. Środowisko zwolenników sztukiprzetrwania niekoniecznie chce występować o jakiekolwiek przyzwolenie. Co to zasurvival, gdy się kogoś o coś trzeba pytać?
To styl życia,swoista filozofia
Czy survival zawsze musi się kojarzyć z włóczęgą popustkowiach w samotności? Cytowany już Krzysztof J. Kwiatkowski ma na takiepytanie gotową odpowiedź popartą wieloletnim doświadczeniem: – Jestem raczej survivalowcem starej daty,który nie goni za nowinkami technologicznymi. Stawiam na jak najbliższy kontaktz przyrodą i ludźmi, którzy wraz ze mną w lesie przebywają. Ja po prostu odzawsze siedziałem w lesie. A jak nie w lesie, to w domu, gdzie czytałemksiążki. W tym sporo o… lesie. Ja oddychałem lasem, słuchałem lasu, leżałempomiędzy mrówkami, pokrzywami, łaziły po mnie pająki – i to mnie cieszyło, tomi nigdy nie przeszkadzało. Napotykałem też dzikie zwierzęta. Lubiłem do nichpodchodzić, nie kryjąc się. Uważałem, że mistrzostwem jest bycie jawne razem wśrodowisku, a nie oszukiwanie zwierząt poprzez chowanie się po krzakach.
Guru tych, którzy zwą się survivalowcami, uważa, bazując nadoświadczeniu w pracy z młodzieżą tzw. trudną, że survival to doskonała metodawychowawcza. Swoisty styl życia i myślenia, wielowątkowa filozofia. I tak teżgo traktuje. Czy takie podejście jest lepiej lub gorzej odbierane przezleśników? – Raczej nie jestem odbierany jako wariat – odpowiada w swoim niecotajemniczym stylu.
Nie twierdzi też, że bycie survivalowcem to obowiązkowasamotność. Od lat z grupką ludzi wyrusza w Bieszczady, by czerpać pełnymigarściami z tego, co daje przyroda, las, wolność. Tam też ma swoje miejsce naziemi. – Zaczynałem na łące pod lasem,Ale czegoś mi zaczęło brakować i pomyślałem, że czas ruszyć w teren.Przygotowałem więc pisma do Straży Granicznej, bo wtedy były granice, bym mógłje z młodzieżą przekraczać podczas wędrówek. Byłem w wielu urzędach, zebrałemmultum pieczątek i udało mi się dopiąć swego – mogłem z podopiecznymi wędrować.Ale w pewnym momencie zachciałem więcej. I ruszyłem do nieistniejącego jużNadleśnictwa Wetlina, by załatwić miejsce pod stałą bazę. Dzięki „protekcji”żony ówczesnego nadleśniczego Krystyny Chmurskiej cały proces zdobywania zgodyprzebiegł w miłej atmosferze, pełnej uśmiechów i życzliwości. To dziękiWładysławowi Chmurskiemu (obecnie nad-
leśniczy Nadleśnictwa Cisna, które „wchłonęło” NadleśnictwaWetlina – przyp. red.) do dzisiaj mamnajpiękniejsze miejsce pod słońcem. I teraz, gdy przyjeżdżam do biuranadleśnictwa po odpowiednie zaświadczenie, że mogę przebywać w lesie, czujęsię, jakbym przyjeżdżał do siebie. A właściwie to przyjeżdżam do siebie. Czasemśmieję się, że tylko po to, aby pokłócić się przykawie z Romkiem Zielonką,zastępcą nadleśniczego…
Jak widać, najważniejsza jest właściwa postawa i nawiązaniedialogu, który z czasem może doprowadzić wręcz do przyjaźni.
Spętani przez prawo
Skąd więc całe to „halo” związane z survivalem, skąd opinie,że leśnicy nie przepadają za penetrującymi leśne ostępy miłośnikami sztukiprzetrwania, a ci z kolei robią wszystko, by wykiwać „zielonych ludków” i jednakpoczuć się choć trochę jak traper rodem z powieści o Indianach – wolni inieskrępowani żadnymi ograniczeniami?
Głównym problemem jest prawo. Z jednej strony jesteśmyzobligowani do jego przestrzegania, z drugiej marzy nam się choć namiastkawolności, jaką możemy poczuć właśnie w lesie. Okazuje się jednak, że i tuobowiązują przepisy i są ich mniej lub bardziej gorliwi strażnicy. I o ile wśrodowisku pełnym ludzi, norm i nakazów nie odzywa się w większości z nas duszaanarchisty, o tyle w obliczu przyrody zdarza się to o wiele częściej.
Leśnicy jako administratorzy powierzonego im mienia, stojącna jego straży, czasem nabierają przekonania, że to ich własność. Niekiedywywołuje to konflikty na wielką skalę, innym razem skutkuje niechęcią dowszystkiego, co nosi choćby znamiona samowoli. A survival ma ich aż nadto. Wtym przypadku prawo, które powinno być pomocą i ostoją, zawodzi. Anna Pikuswspominała, że podstawą powinna być zmiana ustawy o lasach. Takie głosy płynązewsząd (przypomnijmy – „survival” w ustawie się nie pojawia, funkcjonujenatomiast pojęcie „biwak”, które jeszcze bardziej komplikuje sprawę).
Radca prawny Agnieszka Macura, miłośniczka m.in. górskichwędrówek, prowadząca stronę lesneprawo.pl, wskazuje na trzy kwestie, którebudzą najwięcej wątpliwości, w tym właśnie na niejasności związane zdefinicjami: – Legalne biwakowanie wlasach jest dopuszczalne w miejscach wyznaczonych przez nadleśniczego lubwłaściciela lasu. Problemy, nad którymi warto się pochylić, to: brak definicjilegalnego biwakowania (ja sugeruję kierować się definicjami ze słownika językapolskiego – odpoczynek w namiotach podczas wycieczki turystycznej), brakdefinicji legalnego miejsca wyznaczonego (moim zdaniem mogą być one wyznaczonena stałe lub też czasowo na indywidualny wniosek) oraz brak możliwości karaniaprzez Straż Leśną za sam fakt biwakowania.
To jednak nie wszystko. Miłośnicy buszowania po lesiezgodnie twierdzą, że do pełni szczęścia potrzeba im jeszcze zgody na rozpalanieognisk. I chyba właśnie to najbardziej przeraża leśników. I nie bez podstaw.14% pożarów powstaje w wyniku zaniedbania, a przyczyna aż 39% pozostajeniewyjaśniona. W tych procentach mogą się ukrywać pożary wywołane przez mniejuświadomionych survivalowców. Ale i z tym problemem można sobie jednakporadzić, dogadując się po prostu z leśnikami (co potwierdza sam Kwiatkowski).Tu jednak wracamy do punktu wyjścia i haseł o ograniczaniu swobodysurvivalowania.
Do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze kwestia, która od dawnapowinna być rozwiązana – odpowiedzialność za wypadki na terenach leśnych.Obecnie za wszelkie zdarzenia w lesie, nawet te najbardziej nieprzewidywalne,odpowiada administrator (czyli nadleśnictwo, a de facto nadleśniczy). Nie dziwi więc, że nikt nie chce brać nasiebie takiego brzemienia i że usankcjonowanie i zarejestrowanie osób, któreprzebywają na terenie leśnym, jest na rękę LP. Na własnym bezpieczeństwiepowinno chyba także zależeć survivalowcom.
A może jak myśliwi?
Można ich stawiać za swoisty wzór administracyjnegoumocowania w lesie. Z jednej strony mogą w nim przebywać praktycznie bezograniczeń, wystarczy, że wpiszą się do książki ewidencyjnej (nawet 24 godz.przed zamierzonym polowaniem), z drugiej nie muszą przechodzić żadnych szkoleńz zachowania się w lesie – wystarczy, że zdadzą egzamin łowiecki. Na dodatekkażdy członek koła podlega ubezpieczeniu od wypadków podczas polowań, cozapewne cieszy leśników, zdejmując z nich przynajmniej w teorii odpowiedzialność.Dziwić może co najwyżej, także już wymieniony, brak wymogu przejścia szkoleniaz zasad zachowania się w lesie – rozniecania ognia etc. Owszem, znajomośćustawy o lasach jest czymś, czego powinniśmy oczekiwać od myśliwych, ale tensam warunek odnośnie korzystania z lasu (i znajomości związanego z tym prawa)obowiązuje każdego obywatela. Przecież nie każdy myśliwy ma z lasem pozapolowaniami jakąkolwiek styczność.
Powraca więc pytanie, czy podobnego systemu nie można bywprowadzić dla grup, które zechcą korzystać z lasu? Czy nie byłoby rozsądne, byod trapera, który wchodzi do lasu, wymagać, by dowiedział się, czy akurat nieodbywa się na terenie planowanego „biwaku” polowanie? I vice versa – myśliwi powinni mieć świadomość, że nie są jedynymikorzystającymi z lasu po zmroku. Pytanie to pozostawmy otwarte, bo można jerozciągnąć na inne grupy – związane z lasem zawodowo i nieco bardziejokazjonalnie.
Nić porozumienia
Słuchając survivalowców i leśników, trudno oprzeć sięwrażeniu, że istnieją solidne podstawy do tego, by obie grupy znalazły nićporozumienia. Zwróćmy uwagę, że każda z osób wypowiadających się na potrzebyniniejszego tekstu podkreśla, że rozmowa jest kluczem do zgody. Survivalowców ileśników więcej łączy, niż dzieli. A to, spoglądając na otaczającą nasrzeczywistość, wydaje się wręcz fenomenem. I tego się trzymajmy.
Karta Włóczykija
Robert Dąbrowski:Dłuższy czas myślałem, co zrobić, aby działalność ludzi zajmujących się bushcraftem oraz survivalem mogła przejść na bardziej legalną stronę. Gdzieś ztyłu głowy miałem wizję leśnika, który gania tych biednych ludzi po lesie tylkodlatego, że chcą sobie w wolnym czasie powisieć na drzewach w hamaku. Ta wizjajest na pewno mocno przekoloryzowana. Sam spotkałem się z kilkoma leśnikami,którzy nie mieli nic przeciwko obozowaniu na terenach leśnych. Często ludzie,którzy zaczynają swoją przygodę z lasem, nie mają pojęcia, co i gdzie mogązrobić. Dlatego chciałbym stworzyć pomost edukacyjny pomiędzy naszymśrodowiskiem a Lasami Państwowymi. Karta Włóczykija ma być w moim zamyśle czymświęcej niż kolejnym dokumentem, który musi posiadać każdy wchodzący na terenleśny. Jest skierowana do pasjonatów, którzy chcą spędzać wolny czas na łonienatury oraz dać coś od siebie. LP to swego rodzaju korporacja, do tegoobwarowana przepisami prawnymi, więc KartaWłóczykija wydała mi się dobrym pomysłem do rozpoczęcia dyskusji.
Pomysł spotkał się z miłym odbiorem w Lasach, jednak niejest tak prosto to wszystko wprowadzić. Wymagane byłyby zmiany ustawowe.Dyrektor Generalny LP może wprowadzać swoje przepisy i w tym trzeba szukaćnadziei. Moje środowisko odebrało tę propozycję w bardzo różny sposób. Osobynegujące często mówią o kolejnym papierze, który ma ograniczać ich wolność.Kompletnie nie to było moim zamiarem. Każdy z nas ma chyba trochę oleju wgłowie i zdaje sobie sprawę, co wolno robić. Jeżeli uważa, że ma prawo dowszystkiego i może rozpalać ogień wszędzie, obozować, gdzie tylko mu siępodoba, to niestety jest za mało wyedukowany. W założeniu bowiem przyszłyposiadacz Karty Włóczykija ma być osobą wyedukowaną przez leśniczego. Będziewiedział, gdzie można obozować, co może tam robić. Leśniczy zaś będzie mógłspać spokojnie, bo przekazał podstawową wiedzę o swoim terenie i dokładniewytłumaczył, co i gdzie możemy organizować.
Głównym problemem we wzajemnych kontaktach jest strach przedodpowiedzialnością za ludzi takich jak ja. Co ma zrobić leśniczy, kiedy wydarzysię jakiś wypadek?
Wiele osób wychodzi na starcie z założenia, że miejsca obozowaniapowinny być w głębi lasu, bo tam nie wlezie żaden wandal. Tylko co w przypadku,gdy ktoś dostanie tam np. zawału? Jak dojedzie karetka? Trzeba iść nakompromis, podejść do sprawy całościowo i merytorycznie.
Czy i jak karać? Tego nikt nie lubi. Uważam, że każda karapowinna być wymierzana proporcjonalnie do czynów. Jeżeli nie będzie ci sięchciało ruszyć na spotkanie w najbliższym nadleśnictwie i potem spowodujesz np.pożar, bo nie wiedziałeś, że obowiązuje zakaz palenia ognia, lub rozbijesz obózw miejscu totalnie zakazanym, to powinieneś ponieść za to stosowną karę. KartaWłóczykija ma pomóc zapobiegać takim ekscesom. Edukacja i jeszcze raz edukacja– ona rozwiąże takie problemy.
Jeżeli mam być szczery, to jestem zdania, że osoby,które lubią las, szanują ich gospodarzy. To my z reguły wchodzimy na tereny, zaktóre ktoś odpowiada. Leśniczy to też człowiek i zawsze można z nim pogadać.Tak samo jak u nas, tak i u leśników na pewno znajdą się czarne owce, które niebędą chciały współpracować. Mam jednak nadzieję, że ten program pozwoli się namlepiej poznać i LP zyskają armię ludzi gotowych do działania po ich stronie.
Prawo a rzeczywistość
Agnieszka Macur: Strażnicy leśni oraz pracownicy Służby Leśnej,którym przysługują uprawnienia strażnika leśnego, są upoważnieni do nakładaniagrzywien w drodze mandatu karnego za wykroczenia określone prawem. Przybiwakowaniu, oprócz mandatu za niszczenie zasiewów, sadzonek czy trawy, StrażLeśna może skierować wniosek o ukaranie do sądu za brak opuszczenia lasu pożądaniu osoby uprawnionej i rozniecanie ognia poza miejscami wyznaczonymi. Iwówczas to sąd, a nie Straż Leśna, jeśli okaże się, że ktoś dopuścił się ww.naruszeń, może karać. Ograniczenia w nakładaniu mandatów wynikają zRozporządzenia Ministra Środowiska z 24 września 2002 r. w sprawie zakresuwykroczeń, za które uprawnieni pracownicy LP, pracownicy parków narodowych orazstrażnicy łowieccy są upoważnieni do nakładania grzywien w drodze mandatu karnego.
W jaki sposób można się bronić przedprzyjęciem kary? Choćby odmawiając przyjęcia mandatu (w przypadku wykroczenia zart. 156 § 1 k.w.). Wówczas sprawa trafido sądu, co może skutkować przegraną i poniesieniem kosztów procesowych. Jestto też droga czasochłonna. W sądzie można jednakże wykazać, że np. w lesie sięjedynie odpoczywało, a nie biwakowało – podczas procesu każda argumentacja jestdozwolona, ale należy pamiętać, że będzie ona podlegała ocenie sądu. Ponadto, naskutek tego, że sam fakt odpoczynku (biwakowania) nie jest zagrożony sankcjąkarną, to oskarżyciel, czyli w tym wypadku Straż Leśna, musi wykazać, że biwakowaniebyło połączone z niszczeniem zasiewów, sadzonek i trawy. W przypadkuskierowania wniosku o ukaranie z art. 157 lub 82 k.w., to Straż Leśna musiwykazać, że ktoś nie opuścił lasu po wezwaniu lub że palił ogień w miejscuniewyznaczonym bądź w nim śmiecił etc.
Trudno generalizować, jak do kwestii „biwakowania”podchodzi się ogólnie w polskich lasach, bo nastawienie do biwakujących zależy zasadniczood regionu kraju, nadleśniczego oraz np. tego, czy biwakujący po sobiesprzątają, czy nie. Z moich danych wynika, że w niektórych miejscach można sięspotkać z ciepłym przyjęciem leśników i Lasy starają się nie robić problemów, winnych podchodzą do tematu bardzo rygorystycznie, trzymając się ściśle literyprawa. Z pewnością jednak leśnicy mają pełną świadomość, że o ile biwakowaniepoza miejscami wyznaczonymi jest zabronione, o tyle nie można za sam faktbiwakowania karać. Chcąc jednak chronić las, muszą się doszukiwać przysłowiowego„drugiego dna”. Inaczej jest natomiast w parkach narodowych, gdyż ustawa oochronie przyrody klasyfikuje biwakowanie poza miejscami wyznaczonymi jakowykroczenie. Tam mają prościej.
Każdy znajdzie dlasiebie alternatywę
O zdanie nt.perspektyw uprawiania survivalu na terenie polskich lasów pytamy ŁukaszaTuleja, podróżnika, przyrodnika, prowadzącego program „Naturalnie Polska” nakanale Planete+.
Zarówno w swojejpracy zawodowej związanej z kręceniem kolejnych odcinków „Naturalnie Polska”,jak i w bardziej prywatnych wyprawach stykał się Pan z kwestiami dotyczącymimożliwości uprawiania survivalu w Polsce.
Fot. Arch. Łukasza Tuleja
Zawodowo zajmuję się coachingiem, a elementy sztukiprzetrwania wykorzystuję jako narzędzia rozwoju interpersonalnego. Staram siętakże promować, ogólnie rzecz ujmując, outdoorowy styl życia – zarówno w aspekciesurvivalu, turystyki, jak i elementów obrony cywilnej, czego jednym z efektówjest mój udział w serii „Naturalnie Polska” dla Planete+. Moje prywatne wyprawyto jeszcze inna kwestia, ale w każdym z tych sektorów mojej działalnościfaktycznie muszę brać pod uwagę zasady prawa – niezależnie od kraju, w którymprowadzę działania.
Teoretycznie,podążając za literą prawa, uprawianie survivalu nie jest do końca możliwe.
Rozumiem, że mówiąc o „uprawianiu survivalu” ma Pan na myślićwiczenia różnych technik, sprawdzanie możliwości swojego organizmu lubfunkcjonowanie ekipy wyprawowej w terenie? Albo myśli Pan o starym dobrymbiwakowaniu? W takim aspekcie nie trzeba łamać prawa, jest wiele terenów doposzczególnych aktywności, na których zachowamy normy prawne. Nawetpozyskiwanie zwierzyny czy chronionych gatunków roślin do celów dydaktycznychjest możliwe, choć już nie w Lasach. Wszystko to kwestia organizacji, zaradnościi zdrowego rozsądku, który nota bene tak niezbędny jest w sytuacjach faktyczniekryzysowych.
Można biwakować, aletylko tam, gdzie wyznaczono odpowiednie miejsca.
„Biwakowanie jest dozwolone w wyznaczonych miejscach wLasach Państwowych lub na terenie prywatnym za zgodą właściciela”, co częstopowtarzam w programie jako prowadzący i do czego się stosuję, prowadzącszkolenia. W programie zawsze dbamy, aby „bohater” spał w miejscu wyznaczonym,prywatnym lub za specjalną zgodą i nie widzę przyczyny, dla której nie mielibytego robić widzowie. Choć miejsc biwakowych na terenie LP jest stanowczo zamało.
Przyzna Pan, że takiegromadzenie pozwoleń kłóci się nieco z ideą sztuki przetrwania.
Czy kłóci się to z ideą sztuki przetrwania? W mojej opiniinie jest to tak oczywiste. Żyjemy w świecie cywilizacji zachodniej, gdziewszystko jest uregulowane. Musi się zgadzać w tabelce i mieć swoją wymierną wwalucie wartość. My ćwiczymy zawsze w kontrolowanych warunkach, a takiezapewnia tylko teren prywatny lub wspomniane wcześniej wyznaczone miejscebiwakowe. Teren do „uprawiania survivalu” jest dostępny, ale nie jesteśmy jużkrajem rozwijającym się, krajem trzeciego świata, gdzie można pozwolić sobie nawięcej, mniej lub bardziej oficjalnie. Wspomniałem już wcześniej, że wszystkomożemy legalnie zorganizować tu w Polsce, mimo reżimu prawa lub wewnętrznychprzepisów choćby LP czy parków narodowych. Tak jak wszystko wymaga to niecowysiłku. Jeśli zaś mamy sytuację zagrożenia życia, stan konieczności wyższej,to nawet park narodowy może się stać areną działań, co miało już nieraz miejscew historii.
Oglądając Panaprogramy, zauważyłem, że często odwiedza Pan tereny zalesione. Wspomina Pantakże o ograniczeniach, jakie narzuca na nas prawo w kwestiach survivalu (jakchoćby zakaz palenia ognia).
Program telewizyjny ma pokazać piękne, dostępne dla każdegomiejsca turystyczne, ale nie wszystkie z nich są odpowiednie do ćwiczeńsurvivalu, stąd tak często wspominam o ograniczeniach. To nie jest tak, żeturysta czy survivalowiec mają związane ręce i nigdzie nie zrobią garnka zlipy, ogniska dakota albo nie nazbierają grzybów – Polska to kraj pełenalternatyw.
Ja jednak chciałbymzapytać o Pana zdanie w kwestii tego, jak powinien wyglądać survival w naszychwarunkach?
To zależy, co chcemy zrobić tym całym survivalem, że tak sięwyrażę. Każdy może znaleźć dla siebie alternatywę. Dla rekonstruktorów znalazłasię przestrzeń w grodach i stowarzyszeniach, dla grup paramilitarnych także,turyści znajdują swoje szlaki. Wymieniam te grupy, bo łączy je wspólnypierwiastek, jakim jest przetrwanie w aspektach historycznych, militarnych,wyprawowych, nieco upraszczając. Survival, taki gdzie ścinamy drzewa,pozyskujemy rośliny, grzebiemy w ziemi itd., powinien się moim zdaniem odbywaćna terenie prywatnym. Z kolei survival w wersji „zostawiam ślady stóp” niekłóci się z obszarami Natura 2000, parkami krajobrazowymi itd. Mamyalternatywy.
Zapewne spotykał Panna swej drodze pracowników Lasów Państwowych. Jak postrzega Pan ich spojrzeniena survival?
Z pracownikami LP miałem okazję rozmawiać wielokrotnie. Samsurvival brzmi trochę infantylnie w ich uszach, dopóki nie nastąpi wymianainformacji dziedzinowych o roślinach, zwierzętach i ekosystemie, który chronią.Tu pojawia się zrozumienie. Natomiast sami survivalowcy wciąż budzą wielezastrzeżeń…
Z drugiej strony maPan na pewno wielu znajomych, którzy uprawiają czynnie ten sport (pasję). Jakpatrzą oni na ograniczenia i jak sobie z nimi radzą?
Niektórzy po prostu łamią prawo, schodząc ze szlaków tam,gdzie jest to zabronione, a niektórzy niosą do lasu drewno na ognisko, żeby nicz lasu nie zabrać i nie zniszczyć. Takie dwie skrajne postawy zaprezentuję,gdyż mamy tu do czynienia z całą gamą zachowań. Tak jak w społeczeństwie. Niktnie lubi ograniczeń, choć wynikają one często z zasad wspólnej egzystencji. Odojrzałości społecznej świadczy właśnie umiejętność akceptacji pewnychograniczeń dla dobra ogółu – ale tu już wchodzimy w filozofię, socjologię ipolitologię. Moim zadaniem jest m.in. edukować, nie tylko poprzez przyrodę.
Idąc dalej tymtropem, czy byłby Pan za tym, by LP w jakikolwiek sposóbusankcjonowały/unormowały kwestię turystyki survivalowej w Polsce?
Z mojej obserwacji wynika, że inicjatywy, w których nadzórprzejmuje jakakolwiek instytucja państwowa, tracą swój pierwotny wydźwiękicharakter – idea gdzieś zanika, pojawiają się tabelki… Najlepszy efekt, impaktna społeczność, mają inicjatywy oddolne, gdzie idea, obyczaj, kultura, a nieprawo, stanowią wyznacznik jakości. Stąd jestem przeciwny normowaniu „turystykisurvivalowej” przez Lasy. Są inne rozwiązania proobywatelskie.
Osobiście apeluję do LP, aby zwiększyły liczbę miejscbiwakowych i infrastrukturę turystyczną. Leśna polana z możliwością rozpaleniaogniska i biwaku dla grupy buschcrafterów/survivalowców nie wymaga regulacjiprawnych, a daje możliwości rozwoju pasji w kontrolowanych, bezpiecznych dlawszystkich warunkach.
Rozmawiał: BartoszSzpojda