Na razjdzie „Jedziemy dla Bartka” (nr 21/2015)

Nie samą pracą i naprawami auta człowiek żyje. Od czasu do czasu trzeba pojechać na imprezę 4 x 4, by spotkać się z ludźmi, popatrzeć na „wyścig zbrojeń” i poznać nowe tereny. Podczas tegorocznej majówki miałem przyjemność uczestniczyć w imprezie we Wronkach.

Wpis kolegi na forum terenowym wzbudził moje zainteresowanie i postanowiłem udać się wraz z żoną na stosunkowo łatwą imprezę off-roadową, organizowaną przez firmę NA – PARTY 4 x 4 podczas kilkudniowych obchodów Dni Wronek. Dodatkowym bodźcem motywującym do działania był fakt, że lwia część dochodów tego wydarzenia miała być przeznaczona na wsparcie chorującego Bartka, któremu w ten sposób organizatorzy postanowili ułatwić życie.

Seryjne, „dłubnięte”, „zmot”

Była to trzecia edycja Spotkania Majowego 4 x 4, imprezy terenowej o charakterze przeprawowym, podzielonej na trzy klasy: „turystyk”, „wyczyn” i „extremeelektryk”. Ze względu na posiadanie Kii Sportage w „wypasie” fabrycznym, „obutej” w mikre i wątłe opony AT, w niezbyt imponującym rozmiarze 205/70/15,wystartowałem w pozornie najłatwiejszej klasie „turystyk”, która wg organizatora oferowała 95 km przejazdu i: można ją przejechać każdym samochodem ze sprawnymi napędami na oponach AT.

Nie ufając do końca tym słowom, przezornie namówiłem na wyjazd drugą załogę, w składzie Sławek i Grzegorz z Lucyną, poruszającą się bardziej profesjonalnie przygotowanym do terenowych wypraw Jeepem Grand Cherokee. Szczegóły zostały dogadane, plan gry ustalony (cel główny – wrócić cało). 2 maja o 8.15 zameldowaliśmy się na miejscu. Do 9.00 na wyznaczonym placu pojawiło się kilkadziesiąt aut, wśród których moja Kijanka nie była najmniej terenowa dzięki obecności nowej Dacii Duster.

Lekko "dłubnięty" Jeep
Lekko „dłubnięty” Jeep

Po załatwieniu formalności w biurze organizatora i sprawnym oplombowaniu auta można było spokojnie przyjrzeć się konkurencji. Parking zapełnił się przeróżnymi maszynami – od samochodów seryjnych, poprzez delikatnie „dłubnięte”, do całkowicie przebudowanych „z mot”. Tradycyjnie najwięcej pojawiło się wariacji na temat Patrola, pojedyncze „dłubnięte” G-klasyi Jeepy oraz liczna rodzina rodem z Suzuki Motor Corporation z mniejszymi bądź większymi przeróbkami. Opony typu AT pojawiały się, skromnie mówiąc, sporadycznie, o ich rozmiarach strach wspominać. Część załóg przezornie ubrała się w wodery lub pianki, jednoznacznie określając swoją przynależność do wiadomej klasy extrem.

Start!

Ok. 9.00 nastąpiło oficjalne powitanie, wygłoszono kilka słów o zasadach panujących na rajdzie i wydano komendę „start”. Wsiedliśmy do aut i ruszyliśmy na trasę. Roli pilota po raz pierwszy w życiu podjęła się moja żona Hania i z przyjemnością muszę stwierdzić, że wywiązała się z niej wyśmienicie. Zapewne również dzięki dobrze napisanemu roadbookowi, w którym dopatrzyliśmy się zaledwie jednego błędu, łatwego zresztą do zweryfikowania na trasie. Po ustaleniu różnicy wskazań licznika Kijanki w stosunku do opisu, przekłamania weryfikowaliśmy już na bieżąco i… parliśmy do przodu.

Przeprawa promowa przez Noteć
Przeprawa promowa przez Noteć

Pierwsza próba przejazdu (PP) była prościutka, kolejne już mniej, ponieważ wjechaliśmy na nie jako pierwsi, co przy małych kołach Kijanki nie ułatwiało zadania. Dzięki pomocy Sławka i Grzesia w Jeepie wydostaliśmy się z opresji, zarazem ślicznie równając podłoże kolejnym załogom.

Sporym zaskoczeniem było startowanie w klasie „turystyk” aut „obutych” w opony 35” MT i wyposażonych nawet w dwie blokady. No cóż, życie… Kolejne PP były zróżnicowane, część na stromych podjazdach, kilka bardzo łatwych, kilka w całkiem słusznych, „przełamanych” dziurach. Dodatkowo w jednym z miejsc kilka PP było usytuowanych w podmokłym terenie, do części z nich trzeba było się dostać przez rów. Woleliśmy odpuścić, m.in. z powodu występowania w tym miejscu stempli innych klas, co skutecznie zagęściło zarówno teren, jak i atmosferę… Mając do wyboruprzeszkadzanie innym i długotrwały pobyt w błocie, wybraliśmy dalszą fajną zabawę, nie ulegając skokom ciśnienia. Jeep, dzięki wyższym i zdecydowanie bardziej terenowym oponom oraz wrodzonemu talentowi kierowcy, zaliczył kilka pieczątek więcej od nas, raz jednak to nam udało się mu pomóc – fakt wyciągania Jeepa z błotnej opresji był dla nas szczególnym powodem do dumy.

Rozbudowana klatka bezpieczeństwa
Rozbudowana klatka bezpieczeństwa

Duch walki i praca zespołowa

Trasa wiodła przez malownicze zakątki Puszczy Noteckiej (specjalne podziękowania dla włodarzy terenu za wydanie zgody),której krajobraz urozmaicają potężne wały wydm, tworzące labirynt dolin i pagórków, otoczone od strony Wronek podmokłymi terenami przyległymi do Warty. W oczy rzucały się łany jagodzin oraz liczba turystów w wioskach. Majstersztykiem było poprowadzenie trasy z wykorzystaniem przeprawy promowej – niektórzy z nas doświadczyli tego pierwszy raz w życiu.

Na kilku PP oznakowanych jako trasa turystyczna zawieszone były stemple z „wyczynu”, jednego PP nie było wcale, ale dla nas priorytetem, który zrealizowaliśmy, była przede wszystkim przednia zabawa, praca zespołowa, poznawanie aut i ich możliwości trakcyjnych.

Jeep radził sobie co najmniej dobrze, ale muszę przyznać, że i Kijanka zaskoczyła kilka razy nawet mnie (spojrzenie Hani wyraźnie mówiło, że trochę przeginam…). Kijanka straciła jednak tylko plastikowe nadkole przedniego błotnika i lekko podgięła wlew LPG (efekt niskich kół), natomiast Jeep wrócił bez żadnych strat.

Przyjemnym zaskoczeniem była karność wszystkich uczestników, nikt nie próbował szukać „nowych tras” i zjeżdżać z tych przewidzianych do jazdy. Na przejazdach między poszczególnymi PP nikt nie szarżował, całość energii wyładowywano podczas zdobywania pieczątek na kolejnych punktach. Widać było zarówno przygotowanie zespołowe, jak i profesjonalizm poszczególnych załóg. Duch walki nie przeszkadzał na szczęście w pomaganiu zakopanym drużynom bądź wskazywaniu prawidłowej trasy kierowcom mniej doświadczonym w czytaniu roadbooka.

Pokazy, koncerty, grochówka

Po powrocie można było zabawić się w „miasteczku” pełnym najróżniejszych atrakcji, m.in.: pokaz służb ratowniczych, koncert niespodzianka znanego gitarzysty związanego z zespołem Guns N’ Roses, pokazy motocross grupy Czarek Team, a na koniec koncert Sylwii Grzeszczak. O16.00 serwowano dla rajdowców grochówkę, po 18.00 ogłoszono wyniki.

Remi, organizator, przekazał mi kilka słów: Mimo zaciętej rywalizacji uczestnicy nie skąpili pomocy sobie nawzajem, gdyż najważniejszą istotą tego sportu jest właśnie współpraca. To jednak nie wszystkie atrakcje przygotowane przez organizatorów. Po powrocie mogli spotkać się z Bartkiem oraz jego rodzicami. Na obiad tradycyjnie podano wojskową „grochówę”, której spożywanie umilał koncert gitarowy. Dla tych, którym mało było jazdy terenowej, przygotowano tor szybkościowy, już na terenie Olszynek. Również strażacy zapewnili rozrywkę oraz przypływ adrenaliny pokazem ratownictwa drogowego. Organizatorzy nie pozwolili się nudzić do godziny 18:00,tj. ogłoszenia wyników. Wstępem do dekoracji zwycięzców było wręczenie Bartkowi off-roadowego tortu. Choć kierowcy terenowi oraz ich piloci to prawdziwi twardziele, to jednak panowała atmosfera ogólnego wzruszenia. Wielką radość sprawił wszystkim główny cel imprezy –niesienie pomocy.

Off-roadowe bractwo

Podsumowując: całkiem sympatyczna impreza, fajne trasy, dokładny roadbook. Na minus zaliczyłbym umiejscowienie PP dla trzech klas w jednym miejscu (niepotrzebny tłok i nie tylko), dopuszczenie do „turystyka” auta z kołami typu MT 35” (trochę to nie pasuje).

Niemniej jednak była to impreza, na którą z przyjemnością wrócimy, choćby dla słusznego celu, możliwości spotkania się z bracią off-roadową i poznania nowych terenów. Końcowa pozycja nie była dla nas ważna (choć na szczęście nie byliśmy ostatni), liczyła się miła zabawa, poznawanie możliwości auta i bezstresowy powrót do domu o własnych siłach.

Sebastian Kołacz

Uwagi, sugestie lub opisy aut proszę kierować na adres: seba4x4@o2.pl.

Kolejny temat: „Nowa odsłona – Mitsubishi Outlander 2016” w numerze 23/2015.