
Najwyższa Izba Kontroli zbadała, jak miasta gospodarują drewnem, które pozyskują przy okazji usuwania drzew na swoich terenach. Włodarzom miast zarzucono, że robią to niewłaściwie. Kontrolę przeprowadzono między styczniem 2010 r. a wrześniem 2012 r., w niektórych przypadkach objęto kontrolą także zdarzenia sprzed 2010 roku. Poddano jej 22 miasta (w tym 11 na prawach powiatu) i siedem starostw powiatowych.
Drewno z drzew usuwanychnp. podczas realizacji inwestycji może być dla miast dodatkowym źródłemdochodu. Jest to majątek gminy i jego wartość powinna znajdowaćodzwierciedlenie w dochodach własnych. Tymczasem jest ono oddawane za bezcenlub przekazywane firmie zajmującej się wycinką, która czerpie z jegosprzedaży dodatkowy zysk – stwierdza NIK. Drewno traktowane bywa przez urzędników jak odpad (w 18 miastach) i oddawane jest na opał (takrobiły cztery skontrolowane miasta) lub przekazywane firmom dokonującym wycinki(co praktykowało 14 miast). Tylko osiem miast oddających drewno wykonawcom,nakazywało odliczenie jego wartości od kosztów wycinki, nie sprawdzając jednak,czy uwzględniono ten fakt w kosztorysie. NIK wykazała też bałagan w księgachrachunkowych czy braki w ewidencji drewna.
W sześciu przypadkach pozakończeniu kontroli NIK skierowała do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnieniaprzestępstwa. Zarzuty dotyczą przypadku zaginięcia drewna i pięciu przypadkówbraku jego wyceny, a w efekcie narażenia budżetu miast na straty.
Tymczasem cztery spośród22 skontrolowanych miast, które stosują zorganizowany system sprzedaży drewna, zarobiły w tensposób, w czasie objętym kontrolą, ponad 171 tys. zł. 12 miast nawet niewycenia drewna, cztery robiły to tylko wniektórych przypadkach.
NIK za jeden z kluczowychproblemów uznała mniemanie urzędników, że koszt wyceny i urzędniczej proceduryprzekracza wartość drewna. Inspektorzy policzyli wartość drewna w 10 gminach,które w wybranych inwestycjach szacowały jego wartość. Oceniono ją na ponad 310tys. zł (podczas kontroli przyjmowano, że ma ono parametry drewna opałowegoS4). Wartość szacunkowa drewna, którego wszystkie kontrolowane gminy same niewyceniły, to kolejne co najmniej 115 tys. zł. Trudno się dziwić, że Izba uznałato za marnotrawienie pieniędzy.
W procedurze udzielaniazezwoleń na wycinkę ujawniono kilka przypadków, kiedy gminy były sędzią wewłasnej sprawie – np. prezydent miasta kierował wnioski o wycinkę do samegosiebie.
Zwrócono też uwagę nakulawą sprawozdawczość, do jakiej zobowiązane są gminy – efektem są niepełnedane na temat miejskich wycinek przekazywane do GUS (gminy mają obowiązekinformowania GUS o liczbie usuniętych drzew i krzewów). Nic dziwnego, żestatystyki gromadzone w GUS są bezużyteczne.
Problemy stwarzaurzędnikom interpretacja przepisów i wypełnianie wniosków o wycinkę (zprzeanalizowanych 247 wniosków, wypełnionych błędnie było aż 38%). Proceduryuzupełniania tych braków wydłużały procedury wydawania pozwoleń. Co więcej wczterech miastach NIK udowodnił, że urzędnicy nie znają prawa: wdrażaliprocedurę wydania zgody na wycinkę drzew w przypadku drzew zwolnionych ztakiego obowiązku, bo np. zagrażające bezpieczeństwu ruchu kolejowego czyusuwane w związku z przebudową dróg publicznych. Ujawniono też przypadkiusunięcia drzew bez zezwolenia, co naraziło miasta na kary – Zabrze możezapłacić nawet 0,5 mln zł.
W ustaleniu miąższości icen drewna NIK była wspierana przez RDLP w Katowicach.
UZ