
Niezwykle silne załamanie, jakie dotknęło populację łosi w Polsce po słynnej decyzji ministra Hortmanowicza, mamy już za sobą. Liczba tych zwierząt zdecydowanie wzrosła. Co więcej, w niektórych rejonach kraju szkody wyrządzane przez te zwierzęta już od kilku lat przestały być gospodarczo znośne.
Po II wojnie światowej w nowych granicach Polski pozostała niewielka liczba łosi w ostoirajgrodzko-biebrzańskiej. Całkowity zakaz polowańa także stopniowa redukcja wrogów naturalnych i powojenne nasadzenia lasów namasową skalę (głównie sosny, a trzeba dodać, że pędy i igliwie sosny w okresiezimowym są podstawowym pokarmem dla łosi) sprawiły, że populacja tych zwierzątszybko się odbudowała. Co więcej, łosie rozpoczęły ekspansję w różne rejonykraju w tym na zachód i południe, a w niektórych rejonach utworzyły stabilnepopulacje. Gdy liczba tych zwierząt zwiększyła się do ok. tysiąca (rok 1966)wznowiono polowania, wydając jednak stosunkowo niewiele odstrzałów. Liczba łosiwzrastała osiągając ok. 6 tys. w roku 1981, a szkody odzwierzęce w gospodarce leśnej stawały się coraz trudniejsze do zaakceptowania.
Redukcja, jakąwprowadziła lex Hortmanowicz, była dokonywana bez ustalenia ścisłych kryteriów, bez określenia pożądanej liczby łosi w poszczególnych rejonach. Doprowadziłanie tylko do spadku liczebności tego gatunku do ok. 1,5 tys., ale także do jejzaniku w niektórych rejonach, zwłaszcza na zachodzie i południu Polski.
Wszyscy wiedzą o 10 latach?
W 2001 r. minister AntoniTokarczuk na wniosek organizacji ochrony przyrody, naukowców i – uwaga! – myśliwych, wprowadził rozporządzeniem z 10 kwietnia moratorium na odstrzał łosi. Wewszystkich publikacjach twierdzi się, że miało ono obowiązywać 10 lat. Ale tonieprawda. We wspomnianym rozporzą-dzeniu łoś zostałwpisany na listę zwierząt łownych z całorocznym okresem ochronnym. I towszystko.
Jak wyjaśnia Ministerstwo Środowiska, uzasadnienie projektu rozporządzenia, stanowiącejego integralną część, wskazywało długośćtrwania moratorium na okres 3 lat, w czasie którego dokonana miała być ocenastanu liczebności populacji łosia i ewentualna nowelizacja rozporządzenia w zakresie ustalenia okresów polowań na te zwierzęta.
W 2003 r. ZakładowiBadania Ssaków Uniwersytetu Jagiellońskiego zlecona została praca badawczamająca na celu m.in. analizę kształtowaniapopulacji łosia w Polsce oraz określenie kierunkówgospodarowania tą populacją. We wnioskach sprawozdania końcowego ww. ekspertyzyzarekomendowano konieczność prze-dłużenia obowiązywania moratorium na odstrzałłosia do 2008 roku. W 2008 roku ministerstwo zleciło kolejne badania.
Odbudowa liczebności
Populacja wzrosła doÊćszybko, przekraczającliczebność sprzed redukcji. Już w2005 r. Krajowy Zjazd Delegatów PZ¸ podjął uchwałę w sprawie wystąpienia do ministraśrodowiska o zniesienie obowiązującego moratorium ze względuna… wysokie szkody, jakie zwierzęta te wyrządzają w lasach. Tak zaskakującosfor-mułowane przez myśliwych uzasadnienie nie zrobiło wrażenia na kolejnychszefach resortu zwłaszcza że…
Cały problem polega natym, że dane o liczebności łosi są wątpliwe. Żezwierząt przybywa – nie ma wątpliwości. Że pojawiają się w rejonach, wktórych ich jeszcze niedawno nie było i w biotopach niespecyficznych dlagatunku– nikt tego nie może kwestionować. Natomiastliczebność wciąż zdaniemnaukowców pozostaje bardzo przybliżonym szacunkiem. Mówiąc wprost, jestzawyżona.
Według najnowszych danychGUS, w grudniu 2010 r. na terenie Polski żyło 8387 łosi. Nie występowałyjedynie w województwach dolnośląskim, lubuskim i opolskim. Najwięcej było ich (w kolejności) w województwach: podlaskim, lubelskim, warmińsko-mazurskim i mazowieckim.Najmniej w małopolskim, zachodniopomorskim i pomorskim.
Pytanie przez jaki wskaźnik należy podzielić te liczby, by uzyskać wynik zbliżony do prawdziwego, należy wciąż do otwartych. I nie chodzi tu o jakieśnaganne praktyki związane z celowym fałszowaniem wyników. Po prostu w przypadkułosi nie ma w pełni wiarygodnych metod inwentaryzacji. Łoś matendencje do skupiania się w miejscach żerowania (np. powierzchnie trzebieżowe)oraz do sezonowych zmian ostoi. Może to skutkować tym, że nawet różnica 2–5 dniw wykonaniu obserwacji
(w tym lotniczych) da zawyżone lub niekiedy zaniżone wyniki.
Wypadki drogowe
Jakieś przybliżenie może dać wzrastająca liczba kolizji i wypadków drogowych zudziałem łosi,
ale też jest to trop wątpliwy – jednym z elementów wpływających na wzrostliczby wypadków może być także coraz większa liczba pojazdów, jakie poruszająsię po drogach. Kolejnym problemem jest to, że policyjne statystyki po-dajątylko kolizje ze zwierzętami – również domowymi, bez podziału na gatunki. Ale według ustaleń RDLP w Białymstoku, w okresie styczeń 2008 – maj 2009 na terenieRDLP było ich 117.
Białostoccy leÊnicyszacują, że łosi na swoim terenie (łącznie ze zwierzętami bytującymi w parkachnarodowych) było w 2009 r. ponad 4,5 tysiąca. W marcu 2010 tylko w nadleśnictwach białostockiej RDLP zinwentaryzowano 4066 łosi.
Tymczasem według dr JanaRaczyńskiego, realnie można mówić o 5–6 tys. osobników na terenie całego kraju.Ale i w tym przypadku mówimy o szacunkach…
Szkody w gospodarce leśnej
Całkiem realne, wymiernei policzalne są natomiast szkody wyrządzane w uprawach leśnych.I biorąc pod uwagę ich systematyczny wzrost na terenie kraju można próbowaćprzeliczyć je na dynamikę wzrostu populacji łosia.Naterenie samej tylko białostockiej RDLP w roku 2009 łosie uszkodziły 3385 ha z czego 1370 ha to uszkodzeniaistotne. W roku 2011 było to już 3698 ha, z czego uszkodzenia istotne stanowiły 1826 ha. Dodajmy, że szkody wyrządzane przez łosie na terenie nadleśnictw RDLP w Białymstoku stanowią 28% wszystkich szkód odzwierzęcych.
Najskuteczniejszym środkiemprzeciwdziałania szkodom wprzypadku łosi to grodzenia – kosztowne i utrudniające migrację różnymzwierzętom.
Dane przytoczone powyżejdotyczą Lasów Państwowych. Ścisłych danych z lasów prywatnych brak, szacuje się że na terenie białostockiejRDLP w roku 2009 szkody wystąpiły na 775 ha lasów prywatnych. Zgodnie z prawomocnymwyrokiem Sądu Okręgowego w Białymstoku za szkody musi wypłacać odszkodowanie minister środowiska. Ministerstwo nie ustaliło jednak procedury zgłaszania szkód i trybuwypłaty odszkodowań, dlatego każdorazowo właściciele lasów musząwystępować do sądu. Pierwsze pozwy zbiorowe już są rozpatrywane.
Minister środowiska stoi wobec konieczności podjęcia niezwykle trudnej decyzji. Z jednej strony postulaty myśliwych i leśników, mówiące o konieczności zredukowania liczby łosi, z drugiej, obawa przed reakcją tzw. zielonych. Aległowy w piasku długo chować się nie da.
Minister, jak wspomnieliśmy, zlecił więc badania. Konieczne, by wypracowaćtaki model postępowania, aby ten gatunek nie zniknął z naszego kraju, tak jakzniknął z wielu krajów Europy i zanika w innych, a z drugiej strony, bynadmiernie rozmnożony nie zagrażał trwałości lasów.
Raport i Strategia
Koordynuje je dr hab. Mirosław Ratkiewicz profesor Uniwersytetu w Białymstoku i dr JanRaczyński z Zakładu Zoologii Kręgowców Instytutu Biologii Uniwersytetu wBiałymstoku. Badania są zakrojone naszeroką skalę uzyskano już wiele cennych dla poznania biologii tego gatunkumateriałów, (nt. dynamiki liczebności, poziomu szkód, proporcji płci) oraz wykazano bezwątpliwościodrębność genetyczną populacjibiebrzańskiej, odbyły się sesje i konferencje naukowe.
Wyniki tych prac, czyliraport o stanie populacji oraz przygotowywana „Strategia ochrony igospodarowania populacją łosia w Polsce” jako rekomendacja dla ministra środowiska będą przekazane prof. Kraszewskiemu w październiku. Do tego czasu materiałów, jakie już powstały, nie można ujawniać, gdyż sąone własnością resortu.
Możemy jedyniezaprezentować bardzo ogólne informacje. Otóż naukowcy stoją na stanowisku, że:
• Nadszedł czas, gdynależy rozpocząć – bardzo ograniczone – gospodarowanie populacją łosi wmiejscach, gdzie ich zagęszczenia są bardzo duże. Musi się ono odbywać podniezwykle staranną kontrolą, w uzgodnieniu z leśnikami, myśliwymi, naukowcami i instytucjami odpowiedzialnymi zaochronę przyrody w Polsce.
• Konieczne jestdokonanie precyzyjnej inwentaryzacji tych zwierząt. Dotychczas stosowane metodysą niezwykle zawodne – bywa i tak, że liczebność zwierząt w danymrejonie hodowlanym jest zawyżana kilkukrotnie (sic!), bo te same łosie wskutekzbyt małych powierzchni inwentaryzacyjnych są liczone przez kilku dzierżawcówobwodów łowieckich. Skuteczne inwentaryzacje są praco- i kosztochłonne. Jeżelijednak dzierżawcy obwodów chcą polować na tę zwierzynę, muszą liczyć się z koniecznością zaangażowania w prace i poniesienia kosztów.
• Zniesienie moratoriumnie będzie prawdopodobnie oznaczało otwarcia polowań na terenie całego kraju. Będzieto możliwe wyłącznie tam, gdzie populacja jest stabilna. Generalniemożna przyjąć zasadę, że tam, gdzie liczba łosi nie przekracza pięciu osobnikówna 1000 hao polowaniach nie będzie mowy.
• To, że liczba łosi wPolsce wzrosła, wcale nie oznacza, że sytuacja jest opanowana. Wbrewpojawiającym się opiniom nie najlepiej jest z populacją łosi na Białorusi, abardzo źle na Litwie i Ukrainie. Polska powoli staje sięwięc „wyspą” jeśli chodzi o występowanie łosi i nie ma co liczyć naintensywny napływ osobników zza wschodniej granicy.
• Należy również rozważyć– wprowadzenie innych sposobów ograniczenia szkód w drzewostanie np. przezwprowadzenie specjalnych trzebieży dostarczających żeru łosiom.
• Podejmując decyzje wsprawie odstrzałów należy uwzględniać fakt, że stosunkowo wiele tychzwierząt ginie na drogach, pada z rąk kłusowników, lub – w niekorzystnych okolicznościach – nie przeżywa zimy, a w niektórych rejonach zwierzęta znajdują się pod presją drapieżników. Przyrostzrealizowany wskutek tych czynników jest znacznie niższy niż oczekiwany.
• Należy stanowczo obalićpokutującą gdzieniegdzie alternatywę „albo las, albo łoś”, gdyżjest ona z gruntu fałszywa. Przy właściwej gospodarce możnasprowadzić szkody do poziomu gospodarczo znośnych.
Tekst: Mieczysław Remuszko
Zdjęcia: P. Dombrowski