
Całą jesień las szumiał o optymalizacji. Teraz, kiedy nadleśniczowie i dyrektorzy przygotowali koncepcje zmian w swoich jednostkach, duże liczby przybrały kształt konkretnych osób i leśnictw. Dyrektor Marian Pigan wyjaśnia – to ma być likwidacja dysproporcji.
Chciałbym, żebyśmy porozmawiali o tym, co obecnie bodaj najbardziej nurtuje leśników. Które określenie pan woli: optymalizacja, restrukturyzacja czy redukcja?
W naszym przypadku należy używać określenia optymalizacja. Optymalizacja poziomu zatrudnienia w Lasach Państwowych oznacza, że w niektórych jednostkach może być on in plus, a w niektórych in minus – odpowiednio do potrzeb. Jej celem jest zapewnienie realizacji aktualnego poziomu zadań przy najmniejszym poziomie kosztów pracowniczych. Gdybyśmy mówili o restrukturyzacji, podejście byłoby całkowicie inne, w szczególności przyjęlibyśmy szablonowo założenia i je realizowali.
Założenia, to jedno z zastrzeżeń, które zgłasza teren. To znaczy, że tych założeń po prostu nie zna, że dostępne są skąpe, niepokojące informacje.
Na tym etapie nie ma żadnego obowiązującego planu. Powołałem zespół roboczy, który zajął się analizą struktury organizacyjnej. Sformułowania, które zawiera raport z prac zespołu, to wyłącznie materiał wyjściowy do dyskusji. Jest to materiał statystyczny, analityczny. I tylko tak należy do niego podchodzić. Żaden z ustalonych w raporcie elementów nie jest na dzisiaj wiążący. W przypadku gospodarki leśnej branie pod uwagę tylko danych statystycznych mogłoby doprowadzić do błędnych decyzji. Każda regionalna dyrekcja, nadleśnictwo posiada swoją specyfikę, co bezpośrednio jest związane np.: z wielkością administracyjną jednostek i wielkością pozyskania surowca drzewnego. Istotne są oczywiście jeszcze inne elementy, dla przykładu: liczba i rozproszenie kompleksów, itd. Nie można jednak zaakceptować tak dużych dysproporcji pomiędzy wielkością zadań, zasięgiem jednostek i ich obciążeniem. Jeżeli mamy mówić o systemie wynagrodzeń jako pochodnej wykonywanej pracy, a nie tylko lat pracy, to sami musimy być uczciwi w stosunku do swojej firmy, bo inaczej źle się to dla niej skończy. Trudno również przekonać mnie do nieuzasadnionych kosztów prowadzenia leśnictw jednoosobowych. Również nie jest tak, jak twierdzą niektórzy, że wystarczy zlikwidować kilka biur regionalnych dyrekcji albo też dyrekcję generalną a spore oszczędności się pojawią. Analizując strukturę kosztów należy stwierdzić, że koszty utrzymania RDLP i DGLP nie są znaczące.
Zatrzymałbym się przy tej informacji, że w strukturze kosztów Lasów Państwowych płace na stanowiskach, których optymalizacja dotyczy w pierwszym rzędzie, stanowią gros.
Tak, są one istotne.
Informacja, którą przekazał pan na spotkaniu w Gdańsku, że z 1,3 mld zł płac rocznie aż 1 mld zł Lasy płacą leśniczym i podleśniczym nie jest prawdziwa. Rocznik statystyczny informuje, że ten miliard to wynagrodzenia na stanowiskach nierobotniczych w służbie leśnej.
Ogółem utrzymanie leśniczych i podleśniczych w LP wynosi około 1 mld zł. Koszt utrzymania to nie tylko wynagrodzenia, ale również narzuty, delegacje, utrzymanie środków lokomocji, mieszkań, koszty szkoleń, bhp. Należy zestawić wszystkie koszty.
Pan, Panie Dyrektorze, mówi, że teraz dyskutujemy założenia. Ale pewne założenia już się pojawiły i wzbudzają duże emocje. „Plan Majchrzaka”, o ile pamiętam, został upubliczniony, wszyscy mogli go oglądać, dyskutować, rzeczywiście był pełen tabel, cyfr. Pan daje pracownikom np. takie sygnały: RDLP w Szczecinku – zlikwidować 107 leśnictw i RDLP w Warszawie – leśnictw nie likwidujemy. Skąd te liczby?
Założenia są jak najbardziej publiczne i zostały w lipcu przekazane dyrektorom RDLP. Wspomniane przez pana liczby wzięły się z analizy rozmiaru pozyskania surowca drzewnego, wielkości jednostek oraz syntetycznego wskaźnika trudności jednostek, który został określony przez Instytut Badawczy Leśnictwa. Pojawiły się głosy, że jest nieaktualny, ale to nieprawda, bo wskaźnik został zaktualizowany. Powtarzam jeszcze raz, że te wyliczenia to propozycja. Na dziś nie przesądzam konkretnego rozwiązania.
Czyli może być tak, że w Warszawie leśnictwa będą zlikwidowane, a w Szczecinku nie będzie to 107, a np. 57…
…należy przypuszczać, że tak może się stać, bo w Warszawie są leśnictwa jednoosobowe, które chciałbym, aby uległy likwidacji. A w Szczecinku takie są wyniki analiz. Natomiast jest też parametr +/– 20% i jeśli się okaże, że pan dyrektor dokona analizy z nadleśniczymi, i wyjdzie odstępstwo od wytycznych o 26%, to nie będę mówił nie. Jednak musi to wynikać z merytorycznej argumentacji.
Dobrze, że Pan to mówi, bo jak na razie to mamy 1600 ha, 6900 m3 i to wcale nie brzmi dobrze dla każdego z pracowników w terenie.
Uważam, że brzmi dobrze, a nawet bardzo skromnie.
Ale każdy z leśniczych przedstawi Panu serię argumentów o zróżnicowanych drzewostanach, rozproszonych kompleksach leśnych.
Leśnicy w Polsce mają szczęście, że pracują w takiej firmie jak Lasy Państwowe. Powinniśmy być z tego dumni, ale również powinniśmy o naszą firmę dbać. Obecnie wynagrodzenia pochłaniają istotną część przychodów Lasów. W krótkim okresie czasu należy spodziewać się znacznego wzrostu kosztów pracowniczych – okres zbliżającej się koniunktury pracownicy będą chcieli wykorzystać do wyrównywania dysproporcji płacowych pomiędzy starymi a nowymi członkami UE. Ten proces będzie również widoczny w Polsce – co jest bardzo nam wszystkim bardzo potrzebne. W warunkach ograniczonej możliwości zwiększenia przychodów należy podjąć działania, aby w niedalekiej przyszłości utrzymać dotychczasową strukturę kosztów (aby nie zabrakło środków na gospodarkę leśną).
Wszyscy mówią, że wraz z rozwiązaniami, które Pan wymienia, pojawia się coraz więcej pracy. Szczególnie dotyczy to działów technicznych nadleśnictw.
Absolutnie się z panem zgadzam, jeżeli chodzi o obciążenia. Wyhamowałem wielki pęd rozwoju informatycznego w Lasach, on powinien być racjonalny. Po pierwsze zbliżał się kryzys, po drugie nie uważałem za właściwe, by leśnik koncentrował się na pracy informatycznej, a nie na pracy w lesie. Wdrożyliśmy rejestratory, ale one nie do końca są w praktyce wykorzystywane. Z ubiegłorocznych analiz wynika, że jesteśmy dalecy od używania rejestratora w terenie – duża część służby terenowej nie używa rejestratora w lesie, chociażby podczas dokonywania odbiórki. Natomiast co do działu technicznego – obciążenia, które spływają na dział techniczny, są często niedoceniane przez nadleśniczych i przez służby terenowe.
To skąd w takim razie zasygnalizowana potrzeba zwolnienia 750 pracowników?
Zwolnień nie przewiduję. Założyliśmy, że proces optymalizacji będzie się opierał na naturalnych odejściach.
A Pan jak sądzi, gdzie są rezerwy, w biurach czy w terenie?
Z rezerwami jest bardzo różnie. Z analiz wynika, że są jednostki w których występuje przerost zatrudnienia w działach administracji i księgowości. Trudno uznać za właściwą sytuację, w której aż osiem osób pracuje w administracji bądź w księgowości. W dziale technicznym zatrudnienie powinno wynosić przeciętnie cztery osoby. Jeżeli są nadleśnictwa, które mają duże problemy np. ze stanem posiadania, to mogą mieć do tego dwie osoby. To jednak musi być uzasadnione. Gdy istnieją bardzo duże zadania z zakresu ochrony przyrody czy też specjalistycznej hodowli, np. żubrów, to jasne, że w takim wypadku można zwiększyć zatrudnienie.
Zdajemy sobie sprawę, że duża część obowiązków działów technicznych i administracji nadleśnictw bierze się stąd, że tę pracę zleca im wyższy poziom, rdLP, które pozostają na razie poza sferą konkretnych zainteresowań reformatorskich. Czy na długo?
To zostało przedstawione na lipcowym spotkaniu ze związkami zawodowymi. Padło tam takie pytanie: a co z regionalnymi dyrekcjami? Odpowiedziałem: spokojnie, będzie to drugi etap.
A co powie Pan na stwierdzenie jednego z uczestników tego spotkania, że optymalizację należałoby zacząć właśnie stamtąd (chodzi o Jerzego Przybylskiego z ZLP). Tak, by uszczuplić obowiązki nadleśnictwom i w oparciu o powstałe rezerwy decydować o obsadzie.
Można rozpoczynać od dołu i od góry. Ciekawe, co zaproponowałby Pan Przewodniczący w przypadku biura RDLP w Warszawie? O kolejności działań zdecydowały analizy finansowe. Koszty utrzymania dyrekcji regionalnych i DGLP wynoszą 155 mln zł. Można w nich dopatrywać się rezerw, ale w stosunku do efektywności prowadzonej optymalizacji efekty nie będą znaczne. Jednak nie w tym tkwi problem – czy rozpoczynać od nadleśnictw, czy od biur regionalnych dyrekcji. W przypadku LP istotna jest konsekwencja. Powiem wprost – albo nie należało rozpoczynać wcześniejszego procesu restrukturyzacji, który został przerwany, albo należało go dokończyć. Bo dziś mamy przez to dysproporcje w płacach i nikt mnie nie przekona że jest to właściwe, aby dwóch pracowników terenowych pobierało różniące się znacznie wynagrodzenie, mając podobne obciążenie pracą.
Rozumiem, że dodatkowa sfera działalności, czyli ohz, ośrodki edukacyjne, zakłady Lasów Państwowych – to też będzie podlegało restrukturyzacji.
Są takie etaty, które są przypisane do konkretnego nadleśnictwa, ale funkcjonują na szerszym obszarze, jak np. brakarze. To wszystko wymaga spokojnej analizy. W obszarach, które pan wymienia również należy poszukiwać oszczędności – jednak o ich zasadach funkcjonowania zdecydują kierownicy jednostek – uwzględniając obciążenie i lokalną efektywność. Rozwiązań jest kilka, np. zadania w ohz może realizować leśniczy ds. łowieckich lub leśniczowie rewirowi. Podobnie jest w przypadku ośrodków edukacyjnych.
Dostał Pan już jakiś raport od dyrektora regionalnego?
Nie, ale wiem, że niektórzy są już bardzo zaawansowani w pracach. Ze wstępnych informacji z jednej dyrekcji, w których przekroczenie zatrudnienia jest istotne wynika, że znaczą część odejść można zrealizować poprzez odejścia na emerytury. Cały proces będzie więc mógł się odbyć bez zwolnień.
Obawy są takie, że Pan podał konkretne liczby i nikt nie ma prawa ich obniżyć.
To dobrze, że jest taka subordynacja wśród pracowników, jednak nie przypisuję sobie władzy absolutnej. Dyrektorzy RDLP otrzymali polecenie, że kwestię optymalizacji mają konsultować z pracownikami i związkami zawodowymi. Jestem otwarty na uzasadnione zmiany, jednak nie może odbywać się to w sposób zupełnie uznaniowy, wolny od jakichkolwiek kryteriów.
Jeszcze raz wrócę do spotkaniu w Gdańsku, gdzie powiedział Pan takie zdanie: jeśli te decyzje nie zapadną dzisiaj, to za trzy lata będzie za późno. Co takiego może się stać za trzy lata?
Za dwa, trzy lata będziemy mieli koniunkturę i to bardzo mocną. W okresie koniunktury nikt nie będzie chciał rozmawiać o zmianach, bo chwilowo będzie po prostu dobrze.
To zdaje się też nienajgorszy czas na zmiany, bezboleśnie można je przeprowadzić.
Tak, to jest bardzo dobry czas na tego typu zmiany.
Czyli Pan wykorzystuje kryzys jako pretekst?
Nie. Kryzys to nie pretekst. Po prostu uważam, że to dobry moment. Za trzy lata trudno będzie kogokolwiek przekonać do tych racji. Później, gdy nastąpi kolejny kryzys gospodarczy, na zmiany będzie już za późno. To co robimy teraz, ma jeden cel: następny kryzys przejść spokojnie. Zmiany są koniecznością. Inaczej następnego kryzysu nie przetrwamy.
Po co w ogóle? Czy Lasom Państwowym coś zagraża, że trzeba takich zmian?
Lasy Państwowe mają swoją pozycję w gospodarce i społeczeństwie. Z tym związana jest misja do spełnienia. Jednak, wszystko co robimy, musimy opierać na rachunku ekonomicznym. I jeśli źle się dzieje w jakimś obszarze to trzeba natychmiast podejmować działania. Takim obszarem jest obecna struktura kosztów. Trudno nam będzie przeciwstawić się zjawiskom ogólnogospodarczym, a mianowicie wzrostowi płac. Polacy będą chcieli aby ich wynagrodzenia były wyższe. Ja również chciałbym, aby na tle pozostałych grup zawodowych, pracownicy Lasów Państwowych wypadali dobrze. Taki jest mój cel.
I na tych zaoszczędzonych środkach chciałby Pan zagwarantować w przyszłości wyższe zarobki pracownikom, bliższe tym w krajach starej Unii Europejskiej?
To jeden cel. Drugi jest taki, abyśmy nie stali się firmą, która przejada swoje przychody.
Leśnik w Niemczech zarabia przeszło dwukrotnie więcej. Chcąc utrzymać dotychczasowy procent wynagrodzeń w kosztach i podnieść płace, zwolnić trzeba by chyba nie 1500, ale znacznie więcej osób.
Nie, to co pan przedstawił to przesada. Na takie działania nie ma zgody. Niech pan zwróci uwagę na to, co się stało w ciągu ostatniego roku, o ile mniej osób pracuje w Lasach. Sytuacja jest stabilna, ludzie pracują, firma funkcjonuje, wypełnia swoje ustawowe obowiązki. Odeszli emeryci, ograniczono przyjęcia. Ktoś osiąga wiek emerytalny i na tę emeryturę odchodzi – bez zbędnego przedłużania. Trzeba ten moment wykorzystywać do tego, żeby dostosować zatrudnienie do potrzeb. Oszczędności będziemy szukać również w samej technologii. Jesteśmy skazani na wyższe koszty niż nasi sąsiedzi, z uwagi na nasze krajowe uwarunkowania np. rozdrobnienie przemysłu drzewnego. Gdyby firmy drzewne w Polsce były większe możliwe byłoby funkcjonowanie odbioru i pomiaru drewna z wykorzystaniem skanerów i linii sortujących – wspomaganych informatycznie. Wtedy taniej byłoby jednego pracownika z nadleśnictwa umieścić z przedstawicielem odbiorcy na wspólnym stanowisku do pomiaru i klasyfikacji surowca. To przyszłość, do której wspólnie musimy szybko dążyć – bo inaczej nasze produkty z drewna nie będą konkurencyjne na rynkach światowych.
W paru miejscach można byłoby to już zrobić. Jest trochę takich spraw, które przy gospodarce drewnem, wywozie, ewidencjonowaniu aż proszą się o zmiany.
Zmiana odbioru i klasyfikacji drewna kłodowanego wchodzi już od stycznia 2010 roku. Ponadto weryfikujemy gospodarkę szkółkarską, nasiennictwo – tam też można szukać oszczędności. W przypadku pozyskania – gdybyśmy mieli większy udział harwesterów, to również i koszty jednostkowe byłyby mniejsze.
A nie myśli Pan, że tych oszczędności można szukać jeszcze gdzie indziej? Tak naprawdę wysokie koszty działalności Lasów Państwowych są związane z ilością prac, jakie wykonuje polski leśnik, z zagospodarowaniem.
Proszę o konkretne przykłady.
Myślę, że to zrównoważone leśnictwo, tym bardziej obarczone jeszcze koniecznością zadań związanych z funkcjonowaniem Natury 2000, to jest dopiero kosztowna rzecz.
Funkcjonowanie Lasów Państwowych wymaga ciągłego doskonalenia i zmian w zakresie organizacyjnym i finansowym. Przed nami znajduje się prowizorium planu na 2010 rok. W związku z dostosowaniem naszego prawa do UE również koszty prowadzenia gospodarki leśnej będą wyższe. Należy to bezpośrednio wiązać z obszarami Natura 2000 oraz koszami ocen oddziaływania na środowisko dla planów urządzenia lasu, itd. Presja na zmniejszenie pozyskania drewna nie jest prawdopodobna – to są fakty. Wracając jednak do prowizorium to zadania rzeczowe na działalności administracyjnej i podstawowej nie zmieniły się istotnie w stosunku do roku 2009. Koszty to 4,5 mld, z tego tylko na wynagrodzenia – 1,3 mld. Musimy rygorystycznie przestrzegać tej proporcji udziału wolumenu kosztów na płace, ale sumować wszystkie koszty związane z utrzymaniem zarządu.
Jaka byłaby optymalna?
Taka, jaka jest. Inaczej trzeba będzie szukać oszczędności w pozostałych działach. Możemy ich szukać tylko i wyłącznie w działalności administracyjnej. Jak zmniejszymy nakłady na las, to trudno będzie społeczeństwo przekonać, że jesteśmy służbą leśną. Mamy służyć lasom i w nie inwestować. Poziom środków, jakie wydajemy na gospodarkę leśną, jest uzasadniony. Bez przestrzegania tych kilku podstawowych zasad nie utrzymamy takiej pozycji w gospodarce i społeczeństwie, na którą pracowaliśmy kilkadziesiąt lat. Zbyt dużo mamy do stracenia.
Tyle, że może społeczeństwo nie zawsze oczekuje np. rębni II, III czy IV. A ta kosztuje dużo więcej niż I.
Ma pan rację, że społeczeństwo nie zawsze dostrzega takie rzeczy. Jednak to nasz problem. Wkrótce będzie gotowa nowa Instrukcja urządzania lasu – wprowadziliśmy rozwiązania, które pozwolą na częściowe zmiany w tym zakresie. W przypadku nowych Zasad hodowli lasu – powołany jest zespół, który ma za zadanie zweryfikować działania w tej dziedzinie, również i te, o które pan pyta.
Zmierzam do tego Panie Dyrektorze, że zwalniamy ludzi, a gdy zostawiamy im tyle pracy, co do tej pory, to nie wiem, skąd mają się wziąć oszczędności. Niech Pan konkretnie wytłumaczy, co będzie chciał Pan zrobić, aby ci, którzy zostaną, nie mieli większej liczby obowiązków.
Odpowiem pytaniem: czy dzisiaj przypadkiem nie mamy zbyt dużo osób w stosunku do potrzeb i możliwości? Oczywiście, że niektórzy będą mieli więcej pracy – i o to chodzi. Kolejny raz powtórzę, że optymalizujemy zatrudnienie a nie schematycznie zmniejszamy.
Słuchając konkretnych ludzi, nikt tego Panu nie powie, ale proszę o konkretne pomysły na zmiany.
Cały czas rozmawiamy o konkretnych rozwiązaniach. Proszę zwrócić uwagę ile w ostatnim czasie się zmieniło: szacunki brakarskie, używanie farb w lesie, uporządkowanie przynależności do służby leśnej. W trakcie są zmiany dotyczące centralizacji systemu informatycznego, odbioru i ewidencji drewna kłodowanego. Jeżeli zamkniemy te sprawy to instytucjonalność leśnictwa będzie większa. Ważne jest, aby nie sprowadzać leśniczego tylko do wykonawcy ustaleń, które zapadają na poziomie nadleśnictwa. Proszę zwrócić uwagę co się stało na przestrzeni ostatnich lat. Jesteśmy w innej rzeczywistości prawnej. Przetargi na prace leśne i sprzedaż drewna organizuje nadleśnictwo, całością spraw administracyjnych zajmują się pracownicy biura nadleśnictwa. Co pozostawiono leśniczemu – realizację ustaleń i ogrom papierkowej roboty, wnioski, zestawienia, zlecenia, protokoły odbioru prac. W nadleśnictwach o dużej sprzedaży detalicznej – problem sprzedaży, rozliczeń gotówki itd, kilka wyjazdów do biura, współpraca z samorządami i szkołami. Przepraszam, ale to tylko niewielka część obowiązków leśniczego – mógłbym je jeszcze długo wymieniać. A więc zastanówmy się nad pytaniem: ile rzeczywiście czasu pozostaje leśniczemu na pobyt w lesie? Co może to zmienić? Kilka przykładów: doprowadzenie do sytuacji, w której leśniczy w kancelarii będzie miał u siebie bazę danych, plany gospodarcze, by nie musiał ręcznie wypisywać ręcznie dokumentów. Mając je raz wprowadzone, wydrukuje tylko te pozycje, które zleca. Podobna sytuacja jest na etapie sporządzania protokół odbioru robót. Aby przejść do etapu wzmocnienia roli leśnictwa w strukturze Lasów Państwowych, musimy najpierw je uporządkować. W innym przypadku zainwestujemy w jednostki bardzo małe, z jednoosobową obsadą, o niskiej intensywności pracy. Wtedy byłaby to po prostu rozrzutność. Takiej analizy należy dokonać na pozostałych poziomach organizacyjnych.
Zacytuję panu fragment dokumentu. Pisze Kazimierz Uleniecki, pański następca na stanowisku przewodniczącego KSPL „Solidarności”: muszę na wstępie wyrazić stanowczy protest w związku z pominięciem w zawiadomieniu organizacji związków zawodowych działających w jednostkach organizacyjnych LP o wszczęciu postępowania w przygotowaniu programu optymalizacji leśnictw i zatrudnienia w biurach nadleśnictw.
Z jaką datą jest to pismo?
8 września.
W lipcu wszyscy zostali poinformowani o zamierzeniach – w tym centrale związkowe. Dyrektorzy RDLP w przesłanym piśmie, dot. optymalizacji, otrzymali polecenie, że wszystko musi być konsultowane ze związkami zawodowymi.
A Pan nie pisałby w tym tonie dwa, trzy lata temu?
Nie, jeżeli rozmawiałbym wcześniej z dyrektorem i w lipcu podpisałbym ustalenia.
Może chodzi o to, że zespół w tak istotnej sprawie powołał Pan już wiosną.
Zespół był powołany i w tym zespole byli przedstawiciele wszystkich związków zawodowych. Sprawa jest znana związkom zawodowym od samego początku. Wszyscy przedstawiciele central związkowych byli tu 14 lipca i nie było głosów sprzeciwu.
Kolejny zarzut KSPL: założenie, że realizacja programu jest możliwa do 31 grudnia 2011 r., należy uznać za naruszenie dotychczasowego ducha dialogu. Chodzi o to, że pańskie założenie, które mówi o zachęcaniu do odejścia na emeryturę i przesunięciach na stanowiskach, może nie wystarczyć do realizacji planu.
Proszę się teraz zastanowić, nad dwoma przypadkami: czy odejście pracownika z uprawnieniami do emerytury jest mniej bolesne, czy tego, który ma na utrzymaniu małe dzieci i jest dopiero na etapie rozwoju zawodowego i rodzinnego? Aby rozwiązać ten problem negocjowaliśmy protokół dodatkowy nr 15 i ustalaliśmy dodatkowe 30 tys. zł – dopłatę 500 zł za miesiąc – jest to bardzo dobry „zawór bezpieczeństwa”. Na spotkaniu Ministra Środowiska ze związkami zawodowymi przedstawiałem powyższe rozwiązania argumentując, że nie chcę, aby ktokolwiek z pracowników został źle potraktowany.
Opinia, którą słyszę, jest taka, że do 2011 r. tych planowanych emerytur nie będzie wystarczająco dużo, by zapewnić realizację programu.
Nie dyskutujmy o tym na razie. Wrócimy do tematu, jak będę wiedział, ile osób wskażą dyrektorzy.
Powtórzmy na koniec – leśnictwo nadal pozostaje wielofunkcyjne, nie szukamy oszczędności w gospodarowaniu, nie oddajemy kwestii ochrony przyrody rdosiom, skupiamy się tylko na działalności gospodarczej, a idea leśnictwa nakreślona na początku lat 90. trwa.
Tak, ten kierunek pozostaje utrzymany, polityka leśna również będzie realizowana. Tylko musimy uporządkować kilka spraw organizacyjnych i ekonomicznych. Dobry gospodarz co jakiś czas robi przegląd swojego gospodarstwa i jest on również potrzebny Lasom. Nie jest moim zamiarem prowadzić tych działań ani politycznie, ani personalnie. Nie ma co ukrywać, że nasze struktury w ostatnich latach strasznie się rozrosły. Przypomnę tylko: jest zarządzenie dyrektora w sprawie modelowego układu komórek organizacyjnych dla rdLP i nadleśnictw. I co się okazuje? Np. w RDLP Wrocław było ich 20. Nadmiernie rozbudowane struktury prowadzą do mniejszej efektywności. Zadania i problemy nie są rozwiązywane przez jedną kompetentną osobę, tylko występuje sztuczne mnożenie bytów i problemów, często też słyszymy: to już nie moja rzecz, a sprawy czekają. Takie zjawiska występują w niektórych nadleśnictwach zarówno w biurze jak też w terenie.
Rozmawiał: Rafał Zubkowicz