– W życiu człowieka potrzebne są zmiany i uznałem, że nadeszła na nie pora. Decyzja niełatwa, ale patrząc na to, co dzieje się w innych firmach, cieszę się, że moja. Przez sześć lat mojej pracy w redakcji dyrektorzy generalni LP zmieniali się trzykrotnie, co o tak dużej firmie, a właściwie o jej upolitycznieniu mówi wszystko… – pisze w pożegnalnym artykule Krzysztof Kajzer, redaktor naczelny „Lasu Polskiego”.
Zwykle jest tak, że kiedy po nienajlepszym okresie przychodzi nowe, wierzymy, że będzie lepiej. Wielu ludzi w leśnych mundurach tak właśnie myślało, gdy przychodził nowy, bądź co bądź nikomu nieznany młody dyrektor. Zaczęło się światełkiem w tunelu zapalonym za jego poprzednika, czyli konkursami. Szybko okazało się jednak, że procedury konkursowe mogą się ciągnąć w nieskończoność i jak najbardziej służyć personalnym rozgrywkom. Doszło do tego, że niektóre nadleśnictwa musiały, bądź muszą, radzić sobie bez nadleśniczych przez blisko rok (np. Wołów, niedługo podobny wynik osiągnie Włocławek). Może powinien to być patent na oszczędności? Odwołać nadleśniczego, zastępcę zrobić po., a nadleśnictwa, jak pokazuje doświadczenie, na pewno sobie poradzą.
Odwołania bez podania powodów, powody ukryte, domniemane, spodziewane i niespodziewane. Od lat ten sam bełkot. I zaskoczenie odwoływanych, ustawiających się zaraz w kolejce pod szyldem „pokrzywdzeni”.
Jeżeli wszystkie dostępne strzępy informacji i relacje o sposobie przeprowadzania odwołań dyrektorów rdLP i nadleśniczych są prawdą, to radziłbym wszystkim odwołującym pamiętać, że władzę się miewa, a dyrektorem bywa. I to czasem bardzo krótko.
Generał ma jeszcze jeden problem. Szybko okazało się bowiem, że kiedy wychodzi się ze środowiska związkowego, by objąć stery LP, bardzo trudno pozbyć się ogonka związkowych kolesi, którzy nie przepuszczą okazji, żeby w takiej sytuacji coś dla siebie uszczknąć. I bezczelnie, bez żadnych skrupułów mówią o tym wszem i wobec, że teraz mają swoje pięć minut. Po prostu TKM…
Ruchy kadrowe to jedno, jednak ostatnio w prasie ogólnopolskiej gruchnęło, że w Lasach będą cięcia, a za tym pójdzie likwidacja 6 dyrekcji regionalnych i „niskoprodukcyjnych” nadleśnictw. Okazało się to nieprawdą – w planach jest i owszem redukcja, ale liczby leśnictw (zwolnienie 1070 osób) oraz zatrudnienia w biurach nadleśnictw (o 764 osoby). Wszystko ma się odbyć do końca 2011 roku. I od razu podniosły się głosy – dlaczego redukcją mają być objęte tylko stanowiska wypracowujące zysk firmy, a więc tzw. doły? Czy redukcja będzie poprzedzona uracjonalnieniem zadań przez nie wykonywanych? Itd., itd.
Widząc, co dzieje się w Lasach, o jedno jestem spokojny – mój następca będzie miał o czym pisać. Następca, bo jest to mój pożegnalny wstępniak.
W życiu człowieka potrzebne są zmiany i uznałem, że nadeszła na nie pora. Decyzja niełatwa, ale patrząc na to, co dzieje się w innych firmach, cieszę się, że moja.
Przez sześć lat mojej pracy w redakcji dyrektorzy generalni LP zmieniali się trzykrotnie, co o tak dużej firmie, a właściwie o jej upolitycznieniu mówi wszystko. Zetknąłem się z wieloma bulwersującymi sprawami, traktowaniem ludzi w podły sposób, tworzeniem z nadleśnictw własnych folwarków i wieloma innymi przykładami, które dobitnie pokazują, że Lasy to państwo w państwie, w którym nie wszędzie dobrze się dzieje. Ale zetknąłem się również z wieloma przykładami jednostek, w których ludzie zajmują się przede wszystkim pracą i jest im po prostu dobrze. Oczywiście do czasu, kiedy nie zwolnią im szefa.
Tworzy to obraz bardzo złożonej struktury zależności służbowych, przepisów i ludzkich relacji. Z perspektywy tego wszystkiego życzę Wam wszystkim, aby firma w której pracujecie, pokazywała Wam jak najczęściej ludzką twarz, a praca w niej nie była misją tylko pracą, w której ktoś na górze da Wam szansę realizowania się, bez wciągania w niepotrzebne rozgrywki personalno-polityczne.
I trzymam kciuki, żeby Ci, którzy mają taki komfort, mieli go dalej, a ci, którzy go nie mają, zaznali go jak najszybciej.
Serdecznie pozdrawiam
Darz Bór!
Krzysztof Kajzer