
W górach budzą się już niedźwiedzie. Niecodzienny przypadek skłusowania jednego z nich miał miejsce w ostatnich dniach w Beskidzie Niskim. Fakt ten ujawnili strażnicy leśni z Nadleśnictwa Rymanów w jednej z beskidzkich wiosek. Uwagę strażników zwrócił wóz konny ze specjalnie wyostrzonym dyszlem, stojący od pewnego czasu pod lasem. Po bliższych oględzinach okazało się, że był on rodzajem kłusowniczej pułapki – na miód, którym był wysmarowany dyszel wozu, zwabiono niedźwiedzia. Zwierzę liżąc swój przysmak, nadziewało się na dyszel jak na rożen. Z ustaleń śledztwa wynika, że niedźwiedź, po ściągnięciu skóry został na tymże dyszlu, jak na rożnie, upieczony a następnie zjedzony.
W wyniku podjętych czynności dochodzeniowo-śledczych strażnikom leśnym udało się odnaleźć dowody przestępstwa: skórę i czaszkę oraz litrowy słoik miodu spadziowego, który mógł jeszcze posłużyć kłusownikom do zwabienia kolejnych misiów. Czaszkę wysłano do ekspertyzy. Tadeusz Zając, specjalista ds. niedźwiedzi w Nadleśnictwie Lutowiska stwierdził, że skłusowana sztuka to 10-letni samiec, który mógł ważyć nawet 300 kilogramów. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Posterunek Straży Leśnej w Nadleśnictwie Rymanów. Sprawcom grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności. Podejrzani, u których znaleziono dowody kłusownictwa, nie przyznają się do popełnienia czynu.
Edward Marszałek
Tadeusz Łuszcz, strażnik leśny w Nadleśnictwie Rymanów, podczas wizji lokalnej prezentuje dowody przestępstwa – skórę, wóz konny z przystosowanym do kłusowniczego procederu dyszlem i litr miodu spadziowego