
Kiedyś niemal każdy leśnik był myśliwym, łącząc swoje obowiązki zawodowe z rozwijaniem pasji łowieckiej. Dziś obserwujemy zjawisko polegające na odrywaniu od siebie zadań wykonywanych przez te dwie grupy miłośników przyrody.
Kilka lat temu osoby dbające o wizerunek Lasów Państwowych zdecydowały, że należy wyraźnie odciąć się od środowiska myśliwych, którzy nie cieszą się zbytnią sympatią społeczną.
Geneza rozłamu
Skutki obserwowaliśmy choćby niedawno, gdy Polski Związek Łowiecki obchodził jubileusz 100-lecia swojego istnienia i z tego powodu organizował m.in. konferencje, koncerty czy wystawy. Zdarzało się wówczas, że dyrektorzy regionalnych dyrekcji LP zalecali swoim pracownikom nieangażowanie się w takie imprezy. W konsekwencji niektórzy leśnicy brali urlopy, by bez munduru wziąć udział w regionalnych obchodach jubileuszowych. To był sygnał, że zaczyna się dziać coś złego. Wtedy oceniano takie sytuacje przez pryzmat polityczny, żyjąc nadzieją, że wkrótce wszystko się zmieni. Nie sposób bowiem wyobrazić sobie, by leśnicy nie współpracowali z myśliwymi, skoro zwierzyna wyrządza coraz to większe szkody w środowisku leśnym.
Zmieniła się sytuacja polityczna w kraju, a PZŁ przyjął Strategię zrównoważonego łowiectwa w Polsce do roku 2030 z perspektywą do roku 2035. W dokumencie tym zdefiniowano obszary współpracy m.in. z Lasami Państwowymi, samorządowcami, ale także MON czy MSWiA. Współpraca z leśnikami była czymś oczywistym, obustronnie korzystnym, koniecznym wręcz w związku z realizacją zadań gospodarczych na terenach leśnych.
Problem ambon
Ministerstwo Klimatu i Środowiska przygotowało projekt zmian prawa budowlanego tak, by budowa ambon myśliwskich objęta była obowiązkiem zgłoszenia budowlanego. Chcąc utrudnić życie myśliwym, zaproponowało rozszerzenie definicji obiektów małej architektury o urządzenia związane z prowadzeniem gospodarki łowieckiej, trwale związane z gruntem. Dzięki aktywności PZŁ, a także wsparciu innych resortów, np. Ministerstwa Rozwoju i Technologii, udowodniono, że ambony i inne urządzenia łowieckie nie są trwale związane z gruntem, a wprowadzenie takiego obowiązku sparaliżowałoby administrację odpowiedzialną za rozwój budownictwa w Polsce. W ten sposób udało się ten absurdalny pomysł odrzucić.
Niestety cios w myśliwych przyszedł z innej strony. Zastępca dyrektora generalnego LP ds. zrównoważonej gospodarki leśnej w piśmie z 29 sierpnia 2024 r., skierowanym do dyrektorów RDLP, prosił o głęboką analizę potrzeby dostosowania zadań realizowanych w zakresie gospodarki łowieckiej w obwodach łowieckich pozostających w zarządzie PGL LP do nowych wyzwań i oczekiwań społecznych. Zdaniem dyrektora te oczekiwania społeczne to konieczność likwidowania ambon, gdy są one za blisko rezerwatów przyrody lub gdy pojawiają się np. w sąsiedztwie miejsc odwiedzanych przez turystów. Ważnym kryterium obecności ambony w lesie jest to, że jej wygląd i estetyka muszą harmonizować z otoczeniem. Ponieważ takich kryteriów nie sposób spełnić, rozpoczęto demontaż ambon, które były w danym miejscu nawet przez kilkanaście lat. To, czego nie udało się ministerstwu, zrobili sami leśnicy.
Porozumienie
W okresie wakacyjnym 2024 r. rozpoczęto w PZŁ prace nad przygotowaniem porozumienia pomiędzy leśnikami a myśliwymi. Finalizacją tego procesu było pismo dyrektora generalnego LP z 12 września 2024 r.
skierowane do Łowczego Krajowego. W załączniku znalazł się projekt porozumienia pomiędzy dyrektorem generalnym Lasów Państwowych a przewodniczącym zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego w sprawie współpracy Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe i Polskiego Związku Łowieckiego. To krótkie, dwustronicowe porozumienie miało być fundamentem, na którym będzie budowana współpraca. Dokument definiował m.in. wspólne zadania w zakresie corocznej inwentaryzacji zwierzyny grubej, ustalanie w rocznych planach łowieckich liczby pozyskiwanej zwierzyny, prowadzenie procedur szacowania szkód i ustalanie wysokości odszkodowań w postępowaniach odwoławczych, poprawę naturalnych warunków bytowania zwierzyny. To były niezmiernie ważne, wręcz kluczowe obszary wspólnej aktywności.
Niestety kilka dni po przysłaniu tej propozycji Lasy Państwowe poprosiły o odłożenie podpisania porozumienia na czas bliżej nieokreślony.
Krajowa Narada Łowiecka
Na Krajową Naradę Łowiecką (KNŁ), która odbyła się w ubiegłym roku w Łagowie, mieli być zaproszeni przedstawiciele PZŁ. Myśliwi wytypowali ze swojego grona członków Komisji Naukowej NRŁ, uznając, że naukowcy podniosą poziom merytoryczny takiego spotkania i przyczynią się do wypracowania pragmatycznych rozwiązań w trudnych kwestiach współpracy. Niestety ostatecznie zaproszenie zostało zablokowane i leśnicy spotkali się tylko we własnym gronie. Szkoda, gdyż była to okazja do merytorycznej dyskusji nad poruszanymi w Łagowie tematami. Na przykład leśnicy zakupili poza granicami naszego kraju daniele i muflony, czyli gatunki obce, nierodzime, i wypuścili je w swoich łowiskach. To z kolei rodzi szereg pytań, np. który ośrodek naukowy koordynuje takie kontrowersyjne wsiedlenia? Na jakich zasadach i według jakich kryteriów naukowych są one wdrażane? W innym miejscu wsiedlano jelenie przywiezione z zagranicy, więc pojawia się inne pytanie – kto analizował zagrożenia puli genowej rodzimej populacji? Pytania są zasadne, gdyż z krótkich przekazów prasowych z działalności Lasów Państwowych wyłania się raczej obraz myśliwego z przełomu XIX i XX w., a nie kogoś, kto zajmuje się profesjonalną gospodarką łowiecką w 2024 roku.
Czy obawa przed udziałem przedstawicieli świata naukowego reprezentującego PZŁ mogła być przejawem strachu przed usłyszeniem niepochlebnych opinii? Tego nie wiem, ale wiem, że jest to kolejny przykład blokowania współpracy na linii leśnicy–myśliwi.
Konflikt interesów
Myśliwi z dużym zaskoczeniem i rozczarowaniem przyjęli Zarządzenie nr 33 Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych z 31 marca 2025 r. w sprawie zapobiegania konfliktom interesów z zakresu łowiectwa w jednostkach organizacyjnych Lasów Państwowych. Celem tej decyzji ma być m.in. zapobieganie potencjalnym konfliktom interesów osobom zatrudnionym na stanowisku dyrektora regionalnej dyrekcji LP lub nadleśniczego. Nie mogą one pełnić funkcji w Zarządzie Okręgowym PZŁ oraz w zarządzie koła łowieckiego, na którego terenie pracują. Muszą to potwierdzić w specjalnym oświadczeniu złożonym do 30 września 2025 roku.
Na forach internetowych, zarówno łowieckich, jak i leśnych, pojawiło się bardzo dużo negatywnych komentarzy, a także sporo pytań i wątpliwości. Przez lata uzasadniano, że dobra współpraca jest wtedy, gdy leśnik pełni również określone funkcje w strukturach PZŁ. W takich sytuacjach problemy są lepiej rozumiane, konflikty łatwiej rozwiązywane, a przepływ informacji jest po prostu szybszy. Dziś, gdy to wszystko zanegowano, nie można się dziwić, że wywołało to konsternację, zwłaszcza że decyzje podjęto bez konsultacji z PZŁ. Ponadto warto przypomnieć, że Konstytucja RP w art. 58 ust. 1 zapewnia każdemu obywatelowi wolność zrzeszania się. Orzecznictwo jest zgodne co do tego, że to prawo obejmuje zarówno przynależność, jak i czynne uczestnictwo w działalności zrzeszenia, np. pełnienie funkcji z wyboru. Jakiekolwiek ograniczenia tego prawa mogą być wprowadzane tylko ustawą – i to tylko wtedy, gdy są konieczne dla ochrony interesu publicznego, takiego jak bezpieczeństwo państwa, porządek publiczny czy prawa
innych osób.
Istota współpracy
Prawdopodobnie większość z nas zgodzi się z tezą, że istotą współpracy pomiędzy leśnikami i myśliwymi jest jak najlepsze zarządzanie populacjami dzikich zwierząt, zwłaszcza tych, które zasiedlają środowisko leśne. To duże wyzwanie, szczególnie w sytuacji, gdy liczebność zwierzyny płowej bije kolejne rekordy. W ostatnich 10 latach obserwujemy dynamiczny wzrost populacji łosia – z 18 tys. osobników (2005 r.) do 41 tys. (2024 r.); czy jelenia – z 214 tys. (2005 r.) do 288 tys. (2024 r.). W konsekwencji zwiększa się rozmiar szkód oraz koszty ochrony lasu przed presją powodowaną m.in. przez te dwa wyżej wymienione gatunki. Przypomnijmy, że w 2024 r. koszty zabezpieczania upraw i ograniczania szkód na terenach LP wyniosły blisko 307 mln zł. To ogromna kwota.
Rodzi się zatem pytanie – jak leśnicy chcą rozwiązać zaistniałe problemy bez współpracy z myśliwymi? Sami zazwyczaj nie są skorzy do publicznego zajmowania głosu, np. w sprawie zdjęcia moratorium na łosie. W dyskursie społecznym są praktycznie milczący, co było też widać podczas prac tzw. zespołu do spraw reformy łowiectwa powołanego przez resort środowiska.
Z myślą o jutrze
Przyjemnie się czyta informacje o zacieśnianiu współpracy pomiędzy Lasami Państwowymi a Wojskiem Polskim. Dlaczego zatem DGLP nie jest zainteresowana współpracą z PZŁ i wbija klin pomiędzy leśników i myśliwych? Komu na tym zależy i czy jest to działanie dobre dla naszego leśnictwa? Nie wiem, czy inspiracja dla takich działań wypływa z resortu środowiska, w którym decyzje podejmują aktywiści antyłowieccy, czy jest to inicjatywa własna leśników. Bez względu na to, kto to robi i czym się kieruje, należy taką aktywność ocenić jako coś nieuzasadnionego i niedobrego zarówno z przyrodniczego, jak i gospodarczego punktu widzenia. W moim odczuciu takie epatowanie przez leśników niechęcią do myśliwych jest bardziej szkodliwe niż spałowanie młodników przez jelenie.
Zastanawiam się, czy można budować pozytywny wizerunek firmy na strachu. Strachu przed tym, co powiedzą o mnie inni. Strachu pracowników, którzy boją się publicznie wypowiadać w słusznej sprawie. Wydaje się, że wizerunek buduje się na fundamencie dobrze zrobionej pracy, na profesjonalnie wykonanych zadaniach. Ale żeby to zrobić, konieczna jest współpraca z innymi podmiotami, także z Polskim Związkiem Łowieckim.