Sto lat Lasu!

Nadleśniczy Rajmund Jelonek był bardzo dziwnym nadleśniczym. To, że lubił swoją załogę, nie było jeszcze niczym nadzwyczajnym. Zdarzają się bowiem w całym kraju i takie przypadki. Natomiast Rajmund Jelonek, dziwak i ekscentryk, nie obawiał się ani trochę tej sympatii okazywać. Mało tego. Jak wielu zdziwaczałych leśników uważał, że od każdego można się czegoś nowego nauczyć, przez co bardzo sobie cenił rozmowy ze swoimi podwładnymi – zwłaszcza z podleśniczym Bolesławem Kolano, który był jeszcze większym dziwakiem i ekscentrykiem od nadleśniczego i tylko Bóg wie, gdzie zaszedłby na drodze kariery, gdyby w latach młodzieńczych nad naukę, nie przedkładał szalonej jazdy motocyklem po lesie.


Niech pan sobie wyobrazi panie Bolesławie – powiedział nadleśniczy, kiedy napotkał go, włócząc się po lesie. – Że oto dwutygodnik „Las Polski” obchodzi setne urodziny…

Ja na żadną emeryturę nie pójdę! – wybuchnął podleśniczy. – Nigdy! Po moim trupie! Skończmy już o tym gadać!

Ależ kto mówi tu o emeryturze? – Drapał się po brodzie zakłopotany Jelonek. – Toż tylko wspomniałem, że taki piękny jubileusz leśne czasopismo obchodzi…

Niech pan daruje szefie – udobruchał się nieco podleśniczy. – Ale jak tylko popatrzę na starego Wasilewskiego, na tego łotra i szubrawca, największego szkodnika leśnego na terenie gmin Gródek i Michałowo, który jest właśnie pensjonariuszem ubezpieczeń społecznych w randze emeryta, to ja wolę, żeby od razu mi trumnę szykowano. Chociaż trzeba przyznać, że ta jego demencja to chytra bardzo! Jak ta klupa elektroniczna, cośmy ją na targach leśnych zepsuli! Dopada go tylko wtedy, jak go przyłapiemy na tym pożałowania godnym szkodnictwie leśnym! Zaraz, zaraz! To „Las Polski” ma już sto lat?!

Otóż i to! – pokiwał głową nadleśniczy Rajmund Jelonek. – Jak to pięknie wyraził Heraklit z Efezu: Panta rhei! A zwłaszcza czas!

Ileż rzeczy przez ten czas w lesie samym się wydarzyło! – złapał się za głowę podleśniczy. – Ile sadzonek posadzono w ramach odnowień i zalesień! Ileż upraw stało się młodnikami! Ileż drzewostanów weszło w wiek rębny! A jaka mechanizacja leśnictwa nastąpiła! Harvestery! Toż ja pamiętam wywiad w „Lesie Polskim” z jednym takim dyrektorem, który oświadczył, że te diabelskie maszyny, wymysł wprawdzie fabryk i przemysłu, ale z podszeptu sił nieczystych, w lesie są całkowicie niepotrzebne! A teraz co?! Gdzie się człowiek nie obejrzy, tam huczy i wyje drwal blaszany! A któż sto lat temu myślał, że wszystkiego w lesie swą bezwzględną, a elektroniczną łapą upilnuje komputer i chytry system w nim schowany!? Ilu podstępnych złodziei drewna i stroiszu, a ilu wrogich planowej gospodarce łowieckiej kłusowników przez te sto lat złapano! Ilu stażystów ze zwykłych żółtodziobów i młodocianych bałwanów stało się doświadczonymi leśnikami, którzy…Ten, tego… Uch!

Co się stało panie Bolesławie?! – zapytał się niezwykle grzecznie nadleśniczy.

Coś mnie pan specjalnie w maliny wpuszcza – podejrzliwie łypał spode łba Bolesław Kolano. – Przecież ilu doświadczonych leśników poszło w tym czasie na emeryturę… Ile operatów urządzeniowych stoi już po zrealizowaniu zadań na zakurzonych półkach archiwalnych! Sto lat to przecież szmat czasu! Więcej niż wiek rębności dla sosny wynosi! Ludzie w tym czasie rozpętali wojnę światową, psa w kosmos posłali, sami polecieli na Księżyc, skonstruowali najchytrzejsze żurawie hydrauliczne, precz poszły liczydła, a przecież nawet największa zdobycz polskiej myśli motoryzacyjnej – fiat 126p, powszechnie dawany polskim leśnikom jako pojazd wykorzystywany w celach służbowych, jako eksponat w muzeach stoi…

Panie Bolesławie! – nadleśniczy Rajmund Jelonek uniósł rękę w geście przysięgi. – Oświadczam tu i wobec, że nie mam żadnych podstępnych planów wysłania pana na rentę starczą, jak nazywano emeryturę przed wojną! Oprócz młodości, wigoru, map numerycznych i najsprytniejszych dronów potrzeba nam jeszcze w gospodarce leśnej doświadczonych fachowców i byłoby doprawdy nierozsądne pozbywanie się ich…

Przynajmniej, dopóki im się sosna z brzozą nie myli – zakończył sentencjonalnie Bolesław Kolano. – Przecież zdaję sobie sprawę, że nawet i najwybitniejszy leśnik z powodu uwiądu może kornika pomylić z bocianem czarnym… Umówmy się uczciwie panie nadleśniczy! Dopóki będę w tak dobrej formie jak stulatek „Las Polski”, dopóki dam radę motocykla dosiąść i odróżnić stos papierówki świerkowej od budki na sprzęt przeciwpożarowy, nie pójdę na żadną emeryturę!

 

Michał Westfal