Chińczyk na bezdrożach

20 grudnia 2007 19:35 2007 Wersja do druku

Jeździłem znajdującym się już w ofercie handlowej w Polsce SUV-em o nazwie XINKAI, wyprodukowanym w Chinach. Nie da się ukryć, że w trakcie testu wzbudzał on spore zainteresowanie wśród kolegów - myśliwych.

Jeżeli ktoś oczekuje od kupowanego samochodu najnowszych rozwiązań technicznych, cudeniek w wyposażeniu i pełnej automatyki wszędzie tam, gdzie da się ją zastosować, to XINKAI nie spełni jego wymagań. Jeżeli natomiast potrzebuje dużego, sprawnego samochodu "do roboty", to - nie przesądzając o niczym - powiem, że warto się nad tym autem zastanowić.
Firma, która importuje XINKAI, sprowadza (prócz kilku modeli pikapów i samochodów dostawczych), również znacznie bardziej nowoczesne i wyposażone we wszystkie bajery auta terenowe, nie odstające od oferty renomowanych producentów. Jeżeli zdecydowałem się na prezentację tego starszego modelu, to dlatego, że ma niezłe walory trakcyjne, jest nieskomplikowany w obsłudze i eksploatacji i - można go kupić za bardzo niską cenę.


Auto ma prostą konstrukcję. Posadowione jest na solidnej ramie, wykonanej z dużym zapasem wytrzymałości, co nie jest bez znaczenia zarówno na dziurawych asfaltach, jak i po zjechaniu w teren. Przydatne tam są koła z oponami 235/75 R 15 natomiast minusem jest stosunkowo niewielki prześwit. Napęd na tylne koła bywa na śliskiej nawierzchni nieco kłopotliwy, o czym przekonałem się, gdy chciałem szybko wyjechać z polnej drogi na szosę i mocniej wcisnąłem pedał gazu. Duże (i długie) auto ma niedociążony tył i w takiej sytuacji potrafi nim zamiatać. Ale w normalnych warunkach drogowych prowadzi się bardzo dobrze. Nie zdradza tendencji do usamodzielniania się, bez problemów radzi sobie z koleinami i nierównościami drogi, nie myszkuje. Hamulce (pozbawione ABS) są generalnie nieco zbyt słabe i należy o tym pamiętać przy szybkiej jeździe. Skoro o tym mowa, dodam, że trzeba się również przyzwyczaić do prędkościomierza, który wyskalowany jest w milach i kilometrach, z tym, że te ostatnie, usytuowane na wycinku okręgu o mniejszym promieniu i zasłaniane przez strzałkę licznika są mniej widoczne.
W czasie jazdy szosowej przy większych prędkościach silnik jest dość głośny, ale do 100 km/h to nie przeszkadza. Z wad samochodu wymienię jeszcze niezbyt dobrze trzymające na boki fotele i przełącznik trybu napędu umieszczony zbyt nisko pod kierownicą. Przydałyby się też bardziej efektywne reflektory.
Skoro o zmianie trybu trakcji mowa... Napęd na przednie koła można dołączać w czasie jazdy niezależnie od prędkości. Jednak sama zmiana trybu napędu niczego nie załatwi, gdyż w przednich piastach umieszczone są sprzęgiełka jednokierunkowe, które trzeba włączyć ręcznie po wyjściu z auta (tak jak to było w starszych modelach samochodów terenowych, np. w nissanowskim pikapie). Natomiast po "kompletnym" dołączeniu napędu samochód zachowuje się w terenie bardzo poprawnie i - choć jeździłem na zwykłych zimowych oponach - nie sprawiał żadnych problemów, mimo że w tej wersji kierujący nie dysponuje reduktorem. Samochód jest też dość zwrotny jak na swe wymiary, a przejeżdżanie przez dziury nie sprawia, że kierujący odczuwa dyskomfort. Wspomaganie kierownicy nie budzi zastrzeżeń, podobnie jak działanie skrzyni biegów.
Stosunek mocy do masy pojazdu jest niezbyt imponujący - 1 koń mechaniczny przypada na 26,6 kg dmc, ale dobrze zestopniowana skrzynia biegów i elastyczność diesla nie utrudnia dynamicznej jazdy. Samochód dysponuje wręcz ogromnym bagażnikiem (pojemność 1600 litrów!!!), do którego da się zamontować dodatkowe siedzenia i wówczas może być rejestrowany na 7 osób. Dodatkowo pojazd może ciągnąć przyczepę hamowaną o dmc 1800 kg (uwaga: masa zespołu przekracza wówczas 3,5 tony!). Wyposażenie samochodu z silnikiem diesla to m.in. skórzana tapicerka, elektrycznie podnoszone szyby, elektrycznie sterowane lusterka, klimatyzacja.
Jaka jest trwałość tego pojazdu, trudno rzecz jasna powiedzieć. Okaże się to po kilku latach
eksploatacji. Auto, którym jeździłem miało na liczniku ledwo 60 tys. kilometrów, nie może więc dziwić, że jedyną usterką była przepalona żarówka oświetlenia wnętrza, a wyraźnemu zużyciu uległ jedynie fotel kierowcy. Protekcjonalne traktowanie produktów pochodzących z Państwa Środka przez europejskich wytwórców wydaje się jednak odchodzić do lamusa ze względu na ogromny potencjał Chin i tanią siłę roboczą, pozwalającą na sprzedawanie - również samochodów - bardzo tanio. Prezentowany samochód wielkości Toyoty Land Cruisera, można bowiem kupić w najtańszej wersji już za 58 tysięcy złotych!
Pozostaje kwestia dostępności części. Jeżeli importer nie ma ich na składzie, trzeba poczekać na sprowadzenie z Chin, a to może potrwać jakiś czas. Ale... Na przykład wszystkie części silnika wysokoprężnego można kupić u polskich dealerów Toyoty (tyle że kilkukrotnie drożej niż u importera z Chin). Natomiast materiały eksploatacyjne takie jak filtry czy łożyska są u nas ogólnie dostępne.
MTR