Po pierwsze – nie szkodzić

22 czerwca 2023 06:34 2023 Wersja do druku

Primum non nocere to tekst przysięgi lekarskiej. Jaki mógłby być tekst przysięgi edukatora leśnego? Czy ten z Lasów Państwowych przysięgałby coś innego niż freelancer prowadzący edukację leśną na własną rękę?

 

Artykuł ukazał się w numerze 11/2023 "Lasu Polskiego".


 


Oglądałem zdjęcia zrobione leśnikowi, który odwiedził przedszkole. Jak sądzicie, co uznał za najważniejszą rzecz wartą pokazania przedszkolakom? Poroże sarny i jelenia, klupę oraz taśmę. Wiem, irytuje nas to, że mało kto wie, że sarna nie jest żoną jelenia, ale wbrew pozorom nie jest to najistotniejszy wątek w leśnej edukacji. Leśnika do przedszkola zaprasza się po to, by opowiedział o swojej pracy.

Leśne kłamstwa?

Nie rozumiem zamiłowania do chlubienia się sprzętem pochodzącym z XIX wieku. Owszem, mierzymy grubość ściętych drzew suwmiarką, ale nie jest już ona drewniana jak muzealne eksponaty, używamy też blaszanej taśmy, lecz moim zdaniem nie ma w tym nic nadzwyczajnego – to nudna, niewymagająca specjalnego wykształcenia praca. W dobie funkcjonującego od lat pomiaru przy pomocy harwesterów, czy LiDAR-u wbudowanego w telefon, XIX-wieczna suwmiarka to nie jest coś, czym specjalnie warto się chwalić. Tak – mierzymy objętość ścinanych drzew i może to być ciekawym pomysłem na leśne zajęcia z matematyki, ale czy to jest sednem naszej pracy? Moim zdaniem nie.

Siedząc w sali przedszkola, można się dowiedzieć od samych dzieci, co robi leśniczy w lesie. One wiedzą, że ów jegomość dba o zwierzęta, dokarmia je, dba o przyrodę. Jeśli już ścina drzewa, to tylko chore. Zdrowych nie wolno, bo dają tlen. Problem w tym, że wszystkie te twierdzenia są półprawdami, dzieci kiedyś usłyszały je od dorosłych i teraz je powtarzają. Jeśli zaś ktoś celowo podaje komuś tylko część prawdy, zatajając jednocześnie resztę, to kłamie. Leśnik przy paśniku jest pokazywany w szkolnych podręcznikach, a dokarmianiem zwierząt chwalą się też sami leśnicy. Drugiej połowy tej prawdy, czyli zabijania, trudno się doszukać. Dopiero podanie obu części jest uczciwe, i co ciekawe, dzieci bez problemu taki stan rzeczy akceptują. Dorośli też, jeśli poczęstujemy ich kotletem z dziczyzny. Gospodarka łowiecka nie jest jednak leśnictwem. Edukatorzy powinni wiedzieć, że skutkuje kosztami ochrony przed zwierzyną wyższymi niż łączne koszty ochrony przed pożarami i owadami.

Czy leśnik dba o przyrodę?

Sednem leśnictwa wyrosłego na kryzysie niedoborów drewna rewolucji przemysłowej XVIII w. jest zapewnienie ciągłości dostaw surowca. Każde wyjęcie z ekosystemu biomasy (drewna) skutkuje zubożeniem nisz ekologicznych wykorzystywanych przez saprofity, które tworzą głównie bogactwo gatunkowe (nie ssaki czy dendroflora). Niektórzy szacują, że z tzw. martwym drewnem związane jest nawet 30–50% gatunków leśnych. Leśnictwo poprzez zręby i cięcia częściowe nie jest w stanie wygenerować tak zróżnicowanej mozaiki mikrosiedlisk, jaką z reguły generują procesy naturalne. Koszty ponoszone na ochronę przyrody to oczywiście nie tylko koszty ponoszone bezpośrednio, ale warto wiedzieć, że nie są one zbyt wysokie i np. w 2020 r. wynosiły niecałe 12% kosztów ochrony lasu przed sarnami i jeleniami.

Przy informacji o ścinaniu drzew umysł przedszkolaka wpada w stan paniki: „przecież drzewa produkują tlen!”. Następstwa tego są proste: jeśli będziemy ścinać drzewa, udusimy się. Sami jesteśmy sobie winni – w niejednym leśnym folderze chwaliliśmy się tą półprawdą. Jeśli nie chce się Wam szukać źródeł, zapytajcie sztucznej inteligencji z wyszukiwarki Microsoftu. Ja zapytałem i dostałem odpowiedź: Nie, nie umarlibyśmy z braku tlenu, jeśli wycięlibyśmy wszystkie drzewa. Jak już wspomniałem, większość tlenu na Ziemi pochodzi z oceanu, gdzie rośliny morskie i organizmy roślinopodobne produkują go w wyniku fotosyntezy. Drzewa i inne rośliny lądowe odpowiadają za około 30% tlenu w atmosferze.

„Kupa” grzyba

Sądzę, że właśnie ta, związana z tlenem, blokada powoduje, że przeciętna odpowiedź na pytanie, jakie drzewa leśnik może wycinać w lesie, brzmi: „tylko chore” lub „tylko te zagrażające naszemu życiu”. W takim momencie wyciągam nie klupę, lecz kawałek spróchniałego drewna. Co ciekawe, większość dzieci, a nawet dorosłych, nigdy nie miała go w ręku. Nic dziwnego, większość naszych lasów, to lasy gospodarcze, a w takim lesie mamy 1–2 martwe drzewa na 1 ha. Czując konsystencję takiego „drewna” w ręku, łatwiej się przekonać, że potrzebujemy wszyscy drewna ze zdrowych drzew, a chore czasem lepiej zostawić dzięciołom (lub stawonogom). Z moich obserwacji wynika, że zdecydowana większość dzieci i ich opiekunek odwiedzających Leśny Ogród Botaniczny Marszewo, w którym pracuję, nie ma pojęcia, skąd się bierze spróchniałe drewno. Doskonale za to wiedzą, że huby to pasożyty drzew, co znów jest półprawdą, bo huby z powodzeniem mogą rosnąć również na martwych drzewach. Ta atrakcyjna półprawda (organizm zjadający żywcem inny organizm) przesłania jednak znacznie istotniejszą wiedzę o roli grzybów w obiegu węgla w przyrodzie, która podana w formie skomplikowanego diagramu nie zostaje w niczyjej pamięci. Podczas zajęć porównuję spróchniałe drewno do „kupy” grzyba. Tym bowiem jest w istocie – odpadowym produktem procesu (zewnętrznego!) trawienia drewna przez tkankę grzyba. Sądzę, że to porównanie jest prawdziwe, obrazowe i interesujące nie tylko dla dzieci.

Jak Waszym zdaniem przysięgałby edukator leśny? Moim zdaniem na początek: mówić prawdę, budzić emocje i zainteresowanie. Uczyć o tym, jak funkcjonuje przyroda, a nie o naprawdę nieistotnych szczegółach. 

 

Tekst i zdjęcie: Witold Ciechanowicz