Wpisani w kwadraturę koła (21/2019)
Problem ten był lejtmotywem sesji naukowej pt. „Wielofunkcyjna gospodarka leśna wobec oczekiwań przemysłu drzewnego i ochrony przyrody”, towarzyszącej 119. Zjazdowi Delegatów PTL-u w Darłówku, współorganizowanemu przez RDLP w Szczecinku. Te dwie znaczące, a przeciwstawne sobie siły, w szczególności przyrodnicy, wzmocnieni ruchami ekologicznymi, popierani przez społeczeństwo, z coraz większą determinacją i impetem napierają na naszą gospodarkę leśną. A w oku cyklonu, czy jak kto woli – między młotem a kowadłem, znaleźli się leśnicy, bo oni naszymi lasami gospodarują. I w takich niełatwych warunkach realizują wprowadzaną u nas od lat ideę wielofunkcyjnej gospodarki leśnej, starając się dbać o interesy zarówno przyrodników, jak i drzewiarzy.
Profesorowie Jan Holeksa i Zbigniew Mirek, autorzy wprowadzającego w debatę referatu, nadali mu prowokacyjny tytuł „Wielofunkcyjna gospodarka leśna – mit czy rzeczywistość” i zadali na samym początku pytanie bynajmniej nie retoryczne: czy ów model jest li tylko życzeniowym i propagandowym sukcesem, czy faktycznie podlega realizacji? Ich zdaniem o tym, że taki sposób gospodarowania lasami to tylko mit, zabieg wizerunkowy, coś, co pozostaje tylko w sferze deklaracji i nie jest wprowadzane w życie, są przekonani ci, których nie satysfakcjonuje dzisiejszy stan lasów gospodarczych. Podtrzymywaniem przekonania, że wielofunkcyjna gospodarka leśna w wykonaniu LP jest tylko mitem, mogą być również zainteresowane służby ochrony przyrody usytuowane w dyrekcjach ochrony środowiska powstałych w 2008 r. albo… zwolennicy prywatyzacji lasów.
Ale te przekonania o micie mają się nijak do faktów, obrazujących w dużej mierze efekty wdrażanej w polskich lasach gospodarki wielofunkcyjnej. Udział powierzchniowy drzewostanów ponadstuletnich wzrósł z 8,4% w roku 1967 do 17,3% w 2017 roku. Do tego w ciągu tych 50 lat udział gatunków drzew liściastych wzrósł z 18 do 24%, natomiast areał zrębów zupełnych zmalał po 2000 r. w stosunku do tego w latach 70. prawie dwukrotnie! Stąd odpowiedź profesorów na postawione na początku pytanie brzmi: Bez wątpienia polskie leśnictwo wykonało sporo kroków na drodze do rozwoju i utrwalania modelu wielofunkcyjnej gospodarki leśnej i dokonało wiele korzystnych zmian, pozwalających na coraz lepsze wypełnianie różnych funkcji pozaprodukcyjnych. A sprzyja temu obecna struktura zarządzania lasami, czyli zdecydowana przewaga własności Skarbu Państwa nad własnością prywatną.
Od 2010 r. LP pokrywają wszystkie koszty ochrony przyrody z własnych dochodów uzyskanych ze sprzedaży drewna. Podobnie jest z wydatkami związanymi z nauką, edukacją i infrastrukturą turystyczną. Jednak wiedza o tej aktywności przebija się z trudem, co jest przyczyną stereotypowego postrzegania leśników jako zainteresowanych wyłącznie wycinaniem drzew i sprzedażą drewna, a nie ochroną przyrody. Profesorowie potwierdzili też, że dwie ważne funkcje leśnic-twa: zaspokojenie zapotrzebowania na drewno i ochrona bogactwa przyrodniczego lasów są wobec siebie konkurencyjne. Ich realizacja jest przyczyną narastających konfliktów między różnymi grupami społecznymi. Jak ich uniknąć albo przynajmniej zminimalizować? Albo tworzyć wielofunkcyjny las, albo wielofunkcyjne leśnictwo. Innymi słowy: integracja albo segregacja funkcji.
Według naukowców gospodarka leśna w Polsce ma sprzyjające warunki do tego, aby realizować wielofunkcyjność w znaczeniu segregacyjnym. Powód jest prosty: LP zarządzają dużymi obszarami leśnymi, funkcję produkcyjną w formie plantacji mogłoby więc tworzyć ok. 500 tys. ha tzw. lasów młodych, czyli nieco ponad połowa powstała na gruntach Skarbu Państwa po 1945 roku. Zdecydowaną większość „lasów starych” tworzyłyby drzewostany wielofunkcyjne, stosujące półnaturalną hodowlę lasu. Ich część można by całkowicie wyłączyć z użytkowania.
Jak w dyskusję nt. wielofunkcyjności lasów wpisuje się przemysł drzewny? Na to pytanie odpowiadali prof. Ewa Ratajczak z Instytutu Technologii Drewna w Poznaniu i Robert Motała, pracownik Stora Enso Wood Products. Prof. Ratajczak przypomniała, że w 2017 r. w Polsce pozyskano 45,3 mln m3 drewna. Na sektor drzewny przypada 10% produkcji sprzedanej przetwórstwa przemysłowego. O potencjale tej gałęzi gospodarki świadczy również to, że zapewnia zatrudnienie (dane za 2017 r.) ponad 341 tys. pracowników w ok. 64 tys. firmach. Leśnictwo i drzewnictwo oferuje łącznie 387 tys. miejsc pracy, co wraz z rodzinami zatrudnionych zapewnia egzystencję blisko 2 mln osób, będąc stymulatorem rynku pracy szczególnie w terenach niezurbanizowanych. W 2017 r. wysłano na eksport z naszego kraju wyroby przemysłu celulozowo-papierniczego i meblarskiego o wartości 81,7 mld zł! Autorka referatu swoje wystąpienie spuentowała stwierdzeniem: – Atutem sektora leśno-drzewnego w porównaniu z innymi dziedzinami gospodarki jest jego pozytywny wpływ na środowisko naturalne i bazowanie na surowcu odnawialnym. Do tego procesy przetwarzania drewna są wysoce ekologiczne, a wiele wyrobów drzewnych nadaje się do wielokrotnego recyklingu. Niestety, pomimo tych korzystnych cech sektor oparty na drewnie nie jest w Polsce w pełni doceniany.
A może stanie się tak, jeżeli pójdzie on w kierunku, który wskazał Robert Motała?
– Świat potrzebuje nowego podejścia do materiałów. Trendy globalne kształtują świat i sposoby konsumpcji, a zrównoważona gospodarka leśna nigdy dotąd nie była aż tak potrzeba – mówił prelegent. Odniósł się do rozwoju terenów zurbanizowanych, przypominając, że w 1950 r. mieszkało tam 30% światowej populacji, w ub. roku już 55%, a ONZ prognozuje, że ok. 2050 r. miasta będzie zamieszkiwało ok. 70% mieszkańców naszej planety! Jaki stąd wiosek? Wznoszenie wysokich budynków będzie coraz powszechniejsze. I niekoniecznie ze stali i betonu. Materiały, które nie są obojętne dla środowiska, można zastąpić produktami wytwarzanymi z drewna. Np. technologią CLT (Cross Laminated Timber) polegającą na krzyżowym klejeniu drewna. Umożliwia ona wznoszenie budynków wielokondygnacyjnych, nawet powyżej 20 pięter. Do tego zapewnia wysoką wytrzymałość i efektywność energetyczną. Przemysł drzewny oferuje szeroki wachlarz rozwiązań do zastosowania w innych gałęziach gospodarki, np. w przemyśle dóbr konsumpcyjnych, zastępując opakowania wykonane z tworzyw sztucznych czy oferując inne, alternatywne produkty. Rosnąca świadomość ekologiczna oraz wzrost dochodów ludności sprawiają, że klienci zwracają uwagę na proces powstawania produktu, jego wpływ na środowisko. Robert Motała przekonywał, że przemysł drzewny oczekuje szeroko zakrojonej współpracy całego sektora leśno-drzewnego i to na dwóch obszarach: wewnętrznym i zewnętrznym. Pierwszy obejmuje relacje handlowe, np. podaż drewna i proces jego sprzedaży. Zewnętrzny to relacje z otoczeniem sektora, co umożliwi konkurowanie z innymi branżami: – Jeżeli nie uda się nam osiągnąć satysfakcjonującego poziomu współpracy, nie zbudujemy skutecznej przewagi konkurencyjnej nad innymi sektorami, nie przekonamy klientów do naszych produktów. A szansa na zrewolucjonizowanie przemysłu materiałowego i zmniejszenie negatywnego oddziaływania na środowisko naturalne pozostanie niewykorzystana.
O tym, jak ogromne kwoty, liczone w setkach milionów złotych, płyną co roku z kiesy LP na rzecz ochrony przyrody w lasach, mówił prof. Andrzej Grzywacz ze stołecznej SGGW. Rozpoczął od przedstawienia części kosztów ponoszonych przez leśnictwo na rzecz przyrody, o których wspomina się dość rzadko. Przypomniał, że współczesną formą serwitutu, którą LP świadczą na rzecz ochrony przyrody, jest także wyłączanie z pozyskania drewna terenów przyrodniczo najcenniejszych, w celu tworzenia obiektów obszarowej, indywidualnej i gatunkowej ochrony przyrody, lub wyeliminowanie lasów administrowanych przez LP z funkcji gospodarczych.
Od początku istnienia LP ta forma publicznego świadczenia gospodarki leśnej rozszerza się na coraz rozleglejsze tereny przyrodniczo cenne. Większość obszarów chronionych została powołana na gruntach dawniej i obecnie nadzorowanych przez leśników. Według eksperckich szacunków 60–65% wszystkich organizmów: zwierząt, roślin, grzybów i mikroorganizmów do tej pory zarejestrowanych w naszym kraju to organizmy leśne, bytujące wyłącznie w lasach oraz takie, które występują także w ekosystemach leśnych.
Gdyby lasy na terenach parków narodowych były terenami gospodarczymi, można by z nich pozyskiwać o 900 tys. m3 drewna więcej, niż się to czyni obecnie, pobierając surowiec drzewny tylko w ramach zabiegów ochronnych i pielęgnacyjnych. Ograniczenia w pozyskaniu drewna mają również miejsce na terenach leśnych parków krajobrazowych, obszarów Natura 2000 i innych obszarach chronionych. W sumie z lasów publicznych pozyskuje się rocznie w stosunku do potencjalnych możliwości produkcyjnych tamtejszych siedlisk ok. 3 mln m3 surowca drzewnego mniej. Ten serwitut gospodarki leśnej na rzecz ochrony przyrody można szacować na ok. 600 mln zł rocznie. Oprócz tego LP wydają rocznie na ochronę przyrody ok. 1,2 mld zł, co stanowi 15% kosztów całkowitych ich działalności! To jest suma, która świadczy o ogromnym zaangażowaniu finansowym leśnictwa na rzecz ochrony przyrody w naszych lasach.
Wymienione kwoty nie robią jednak wrażenia na tych gremiach naszego społeczeństwa, które nieustannie domagają się zwiększania powierzchni ochronnych w Polsce, również kosztem lasów gospodarczych administrowanych przez LP. W jednej z umiarkowanych propozycji Państwowa Rada Ochrony Przyrody sugeruje utworzenie trzech nowych parków narodowych i 50 parków krajobrazowych, co zwiększyłoby areał obszarów chronionych z ok. 0,54 do 0,68% całej powierzchni kraju. Ten ruch wymagałby przekształcenia obszarów leśnych administrowanych przez LP na rzecz jednostek ochronnych na łącznej powierzchni ok. 320 tys. ha. I byłby to kolejny, wynoszący 4,5%, wzrost powierzchni lasów przeznaczonych na cele ochrony przyrody, dotychczas znajdujących się w zasobach LP.
Apetyty niektórych publicystów, zajmujących się ochroną przyrody, są jednak znacznie większe. Jeden z nich, w tekście opublikowanym w „Gazecie Wyborczej”, stwierdza, że powinniśmy dyskutować o wyłączeniu z gospodarki leśnej nie jednego, nie trzech, lecz 10–20% lasów należących do Skarbu Państwa. Prof. Grzywacz, polemizując z tak postawioną tezą, dodawał, że te 20% to obszar 1422 tys. ha drzewostanów. Wyłączenie ich z gospodarki leśnej LP pomniejszyłoby pozyskanie drewna o ok. 8 mln m3 grubizny rocznie i zmniejszyło przychody tej instytucji o 1,5 mld zł. To byłby ogromny problem dla przemysłu drzewnego. A wyłączonymi lasami ktoś musiałby się zająć i ponosić koszty niezbędnych zabiegów ochrony. Prof. Grzywacz podkreślił, że nie ma w obecnie realizowanej polityce ekologicznej państwa sprecyzowanych potrzeb dotyczących rozszerzania obszarów chronionej przyrody w lasach. A zgłaszane przez działaczy organizacji i ruchów ekologicznych coraz to nowe propozycje wyłączania funkcji gospodarczych w lasach są zazwyczaj ogólne, hasłowe, nie uwzględniają tego, że lasy oprócz zachowania bioróżnorodności pełnią również inne funkcje ekologiczne, a także gospodarcze i społeczne.
Prezentacja dr. Andrzeja Kepela z Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody „Salamandra”, jedynego na seminarium w Darłówku przedstawiciela przyrodników, była dla wielu szokująca. Prelegent oparł swoją wypowiedź na treści odpowiedzi na ankietę, którą wysłał do 107 reprezentantów różnych organizacji ekologicznych zajmujących się ochroną przyrody. Odpowiedziało na nią 58 respondentów, którzy przedstawili 298 postulatów dotyczących ich oczekiwań wobec gospodarki leśnej. Przyrodnik zaczął z grubej rury – przedstawił propozycję ponownej nacjonalizacji lasów! Obecnie w praktyce państwo reprezentujące interesy społeczeństwa jest jedynie tytularnym właścicielem lasów. A rzeczywistym, niemal wyłącznym decydentem – jeden podmiot (de facto korporacja), reprezentujący przede wszystkim interesy swoje i swoich pracowników. Przedstawiciele tego podmiotu coraz częściej publicznie deklarują, że lasy są ich własnością, a więc mogą zarządzać nimi według własnego uznania. Wniosek: należy przywrócić cały dochód ze sprzedaży drewna Skarbowi Państwa, a paraprzedsiębiorstwo zastąpić państwową służbą leśną, prowadzącą wielofunkcyjną gospodarkę w lasach w interesie całego społeczeństwa.
W kolejnym punkcie wyszedł od stwierdzenia, że realna społeczna kontrola nad gospodarką nie istnieje. Społeczeństwo nie ma żadnego rzeczywistego wpływu na decyzje dotyczące gospodarki leśnej. Polskie prawo traktuje decyzje zatwierdzające plany urządzania lasu jako wewnętrzne akty PGL LP o charakterze służbowym. Nie można więc zaskarżyć ich do sądu. A konsultacje pulów to fikcja społecznej partycypacji – w praktyce najczęściej nie uwzględnia się zgłaszanych uwag. Wniosek, który autor kreśli wobec powyższej konstatacji: zatwierdzanie pul przez ministra środowiska powinno się odbywać w formie decyzji administracyjnej.
Odnosząc się do ochrony przyrody w lasach, Andrzej Kepel przytoczył, że wbrew dobrym chęciom i powszechnej samoocenie leśnicy nie są wystarczająco przygotowani i powołani do ochrony przyrody. W ramach służby leśnej inwentaryzację walorów przyrodniczych, planowanie i nadzorowanie ochrony oraz monitorowanie jej skutków, a także edukację przyrodniczą, należy powierzyć przyrodnikom odpowiednich specjalności. Uzasadnia to stwierdzeniem, że zapisy dotyczące tego zagadnienia w Instrukcji ochrony lasu są mało precyzyjne i powszechnie ignorowane. – Pojedyncze, wybiórcze akcje inwentaryzacyjne, prowadzone na zamówienie polityczne, w znacznej części własnymi siłami leśników, nie zmieniają znacząco tej sytuacji – podkreślił.
Kolejny postulat dotyczył elastyczności w planowaniu gospodarki na obszarach cennych, dopuszczającej wprowadzanie na niektórych terenach modyfikacji gospodarki leśnej. Chodzi tu np. o znaczne podwyższenie (170–220 lat) wieku rębności, szczególnie tam, gdzie koncentrują się starodrzewy, a także istotne (o kilkadziesiąt lat) przeciąganie wieku dojrzałości rębnej poszczególnych drzewostanów, gdy taka potrzeba wynika z uwarunkowań ekologicznych. Do tego tzw. powierzchnie referencyjne łącznie z objętymi ochroną ścisłą powinny w każdej RDLP obejmować nie mniej niż 10% powierzchni ogólnej i nie mniej niż 10% areału leśnego.
W dyskusji wzięli udział wyłącznie leśnicy. Mimo zaproszeń, które PTL wysłało do ok. 20 reprezentantów organizacji przyrodniczych, w Darłówku pojawił się tylko Andrzej Kepel. Jego prowokacyjne, ale i pełne konkretnych postulatów, wystąpienie wywołało ostre riposty dyskutantów. Bogdan Gieburowski, emerytowany pracownik RDLP w Katowicach, potwierdził, że w tym roku nastąpiło za-ognienie stosunków między leśnikami i przyrodnikami: – Jeśli ten konflikt będzie eskalował, może się zdarzyć, że ktoś wpadnie na pomysł, żeby LP rozwiązać, a wypracowywane przez leśników pieniądze adresować do budżetu. Apeluję więc, żeby się porozumieć, osiągnąć konsensus, bo inaczej nas rozwalą.
– Dyskusje o naszym leśnictwie mają charakter bardzo emocjonalny, a w przestrzeni medialnej upowszechnia się krytyczny stosunek do lasów, struktury organizacyjnej leśnictwa i zasad prowadzonej gospodarki leśnej. Temu wszystkiemu przysłuchują się politycy, którzy śledzą uważnie opinie potencjalnych wyborców. I niezależnie od merytorycznych przesłanek podejmą decyzje akceptowalne przez większość elektoratu. Ten punkt widzenia, choć byśmy byli pewni, że mamy mocne argumenty, musimy brać pod uwagę – powiedział dr Janusz Dawidziuk, dyrektor BULiGL-u, przewodniczący PTL-u.
Jak zwykle ogniste wystąpienie dał Jacek Liziniewicz, nadleśniczy Nadleśnicwa Gostynin, który najpierw wspomniał, że choć leśnicy w ciągu 95 lat LP po-mnożyli majątek, zachowali wartości przyrodnicze, dziś są przeciwko nim wytaczane najcięższe armaty: – Myślę, że mamy do czynienia ze sporem nie na płaszczyźnie merytorycznej a ideologicznej. Czy po 200 latach leśnej praktyki gospodarczej popartej nauką leśną mamy ustąpić?
Adam Wasiak, były dyrektor generalny LP, obecny zastępca dyrektora BULiGL-u, przypomniał, że leśnicy wciąż osiągają w sondażach społecznych bardzo dobre wyniki, są doceniani: – Nie obrażałbym się ani na przyrodników, ani na drzewiarzy. Uważam, że mimo wszystko trzeba nawiązać dialog ze wszystkimi interesariuszami. Powinniśmy jako leśnicy otworzyć płaszczyznę porozumienia, najlepiej na bazie Narodowego Programu Leśnego, i sfinalizować ten dialog na Kongresie Leśników Polskich, gdzie uczestniczyłyby wszystkie zainteresowane strony. Nie możemy dać się zagonić w dyskusję polityczną, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.
Eugeniusz Pudlis