Z petardą na kłopotliwego niedźwiedzia (20/2019)

20 maja 2020 12:09 2020 Wersja do druku

W Bieszczadach specjalnie przeszkolone osoby będą odstraszać niedźwiedzie od zabudowań gospodarskich. Na razie w gminie Solina, ale niewykluczone, że podobne zabiegi zostaną w przyszłości zastosowane także w innych rejonach.

Niedźwiedzi w Bieszczadach przybywa – i to w szybkim tempie. Tylko na obszarze Nadleśnictwa Baligród żyje – wg danych z wiosennej inwentaryzacji – ok. 30 niedźwiedzi. Bytują na 20 tys. ha, zatem zaczyna być im ciasno, a możliwość napotkania brunatnego drapieżcy przez człowieka jest bardzo prawdopodobna – nie tylko w lesie.



Proszę państwa, oto miś?
W ostatnim czasie rzeczywiście nasze niedźwiedzie się rozzuchwaliły – tłumaczy Kazimierz Nóżka, leśnik z Bukowca w Nadleśnictwie Baligród. – W kilku wsiach poczyniły potężne szkody w pasiekach, a pszczelarze ponieśli duże straty. Dodatkowo zwierzęta spacerują tam, gdzie nie powinny, zapuszczając się na tereny zajmowane przez ludzi. Można je często zobaczyć na drogach publicznych. Dla turystów to frajda, z okien samochodów robią zdjęcia, ale takie sytuacje są nienormalne i niebezpieczne.

Fot. Kazimierz Nóżka (3)

Michał Jafiszow prowadzi w Bukowcu ośrodek wypoczynkowy. W sezonie przyjmuje setki turystów, a ci coraz częściej przed wyjściem na wycieczkę pytają, czy nic im nie grozi ze strony niedźwiedzi. Widzą przy lasach tablice informujące o możliwości napotkania dużego drapieżnika i stąd ich obawy. – Co takim ludziom powiedzieć? – pyta retorycznie Jafiszow. – Niedźwiedzie nie czają się w lasach i nie napadają znienacka na turystów, lecz z drugiej strony nigdy nie wiadomo, czy drogi człowieka i zwierza się nie skrzyżują.

Najlepiej – radzą leśnicy i przyrodnicy – zachować rozsądek; iść i dawać znać o swojej obecności, czyli rozmawiać z drugą osobą, a jeśli ktoś porusza się w po-jedynkę – pogwizdywać lub podśpiewywać. Takie zabiegi wzmagają poczucie bezpieczeństwa, a jednocześnie powodują, że zwierzyna trzyma się od nas z daleka. Także niedźwiedzie, o czym wielokrotnie powtarzał prof. Zbigniew Jakubiec, badacz gatunku Ursus arctos.

Niedźwiedź brunatny (Ursus arctos) – od czasu epoki lodowcowej największy drapieżnik naszego kontynentu. Ciężar dorosłego samca (w warunkach europejskich) dochodzi do 350 kg. Zwierzę jest tak silne, że z łatwością jednym uderzeniem łapy może zabić krowę czy dużego knura. Bez trudu odpędzi też wilczą watahę. Niedźwiedzie żyjące w Europie żywią się przede wszystkim pokarmem roślinnym, rozkopują też mrowiska, ale nie gardzą padliną i lubią zaglądać do pasiek. Rokrocznie na Podkarpaciu niszczą ich od kilkunastu do kilkudziesięciu. W Bieszczadach – wg szacunków leśników – żyje obecnie ok. 200 niedźwiedzi, co stanowi 90% polskiej populacji niedźwiedzia brunatnego.

W 2017 r. szkody spowodowane przez niedźwiedzie w woj. podkarpackim wyniosły nieco ponad 220 tys. zł; w 2018 r. – 56 tys. zł, a w 2019 (do połowy września) – ponad 70 tys. zł.

Pogrom w pasiekach
Pan Michał poza prowadzeniem ośrodka wypoczynkowego zajmuje się pszczelarstwem. Jego pasiekę na pograniczu Bukowca i Terki niedźwiedzie odwiedza-ły parokrotnie, także w tym roku. – W czerwcu misiek rozbił mi trzy ule – opowiada. – Nazajutrz pracownicy dyrekcji ochrony środowiska z Rzeszowa oszacowali szkodę i zalecili zamontowanie pastucha elektrycznego. Zrobiłem wszystko według instrukcji i muszę przyznać, że pastuch spełnił swoją rolę. Widać to na zdjęciach z fotopułapek. Niedźwiedź podchodził do ogrodzenia kilka razy, ale go nie sforsował, natomiast wcześniejszy panel ogrodzeniowy rozbił bez trudu.

Rozbita pasieka w gm. Solina

Karol Czarnecki z Terki ma pasiekę na skarpie za domem. 10 lipca w nocy obudził go głuchy łomot. Wybiegł z domu i zobaczył roztrzaskane ule. Jeden się stoczył i uderzył w ścianę domu. – Napastnik szybko się oddalił– opowiada Czarnecki. – Rano zgłosiłem szkodę do RDOŚ, przyjechała ekipa szacująca i sprawnie wyliczyła moje straty. Dostałem blisko 2 tys. odszkodowania, ale co mi z pieniędzy, skoro straciłem pszczoły? Dwa dni później pszczelarz zamontował pastuch elektryczny, ale dodatkowo przez trzy noce osobiście pilnował pasieki. Gdy tylko niedźwiedź się zbliżał, psy natychmiast ujadały. Nie wiadomo, czy właśnie to go powstrzymywało przed sforsowaniem ogrodzenia, czy może instynkt. – Podchodził najwyżej na trzy metry do pastucha, a potem długo węszył – mówi pan Karol. – Cztery razy tak się zdarzyło, jednak ani razu nie zdecydował się na dotknięcie ogrodzenia.

Pozwolenie na płoszenie
Zachodziły też inne sytuacje. W Polankach niedźwiedź wszedł do baraku i z korytarza „ukradł” lokatorowi but. Nazajutrz mężczyzna odnalazł swój trzewik ok. 50 m od kwatery. Był pewien, że to sprawka niedźwiedzia, gdyż przy baraku zwierz pozostawił wyraźne ślady.

Historyjka tylko na pozór jest zabawna. Gdyby na korytarz odwiedzony przez drapieżnika wyszedł mieszkaniec budynku, mogło dojść do ataku na człowieka. Nigdy nie wiadomo, jak w sytuacji nagłego spotkania zachowa się dzikie zwierzę. Doświadczenie jednak uczy, że w takich przypadkach niedźwiedź często atakuje, o czym świadczą poranienia spacerowiczów i zbieraczy poroży jeleni. Jak podkreślają znawcy tematu – dzieje się tak najczęściej w chwili zaskakującego kontaktu.

Coraz częstsze i zbyt bliskie relacje na linii niedźwiedź – człowiek oraz rosnąca liczba szkód w pasiekach stały się przyczyną interwencji mieszkańców u władz gminy Solina. Za ich pośrednictwem skierowano prośbę do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie o pozwolenie na płoszenie niedźwiedzi. Wójt Adam Piątkowski argumentował to m.in. tym, że mieszkańcy zaczęli się obawiać o własne bezpieczeństwo. Nieodosobnione są przypadki, gdy brunatne drapieżniki przychodzą do przy-domowych sadów i tam zajadają jabłka, a przy okazji niszczą drzewa. Niedawno media społecznościowe znowu obiegły fotografie bieszczadzkiego niedźwiedzia siedzącego na koronie jabłoni. Widok wspaniały, ale z pewnością nie dla właściciela sadu, który nie tylko ponosi straty (drapieżniki często łamią gałęzie jabłoni czy grusz, a te w następstwie chorują), lecz obawia się także o własne zdrowie. Jeśli drzewa owocowe rosną 10 m od domu, a pośród nich buszuje nieobliczalny zwierz, to nie ma powodów do radości.


RDOŚ w Rzeszowie podeszła ze zrozumieniem do próśb mieszkańców i władz gminy Solina. 14 sierpnia tego roku wydała decyzję zezwalającą na płoszenie niedźwiedzi podchodzących pod gospodarstwa. W uzasadnieniu urzędnicy napisali m.in.: Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Rzeszowie nie posiada dokładnych danych o liczebności niedźwiedzia na terenie gminy Solina, nadmienić jednak należy, że w ostatnim czasie zgłaszano zaobserwowanie większej ilości osobników tego gatunku na wnioskowanym obszarze. Tutejszy Organ (RDOŚ – przyp. KP) prowadził również liczne postępowania odnośnie szkód wyrządzanych przez niedźwiedzie. Pracownicy RDOŚ dodali jednocześnie, że rozwiązaniem alternatywnym jest grodzenie pasiek siatkami i pastuchami elektrycznymi (w latach 2012–18 prze-kazano takie urządzenia części pszczelarzy w gminie Solina). W wielu przypadkach (…) okazały się skuteczne, jednak nie ma realnej możliwości zabezpieczenia w ten sposób całego wnioskowanego obszaru.

Stopień zagrożenia
Odstraszaniem zajmie się Fundacja Bieszczadziki z siedzibą w Bukowsku. W jaki sposób? Używając broni hukowej, hukowo-alarmowej, petard lub też broni palnej z użyciem kul gumowych. Płoszenie będzie się mogło odbywać do 150 m od zabudowań oraz w bezpośrednim sąsiedztwie pasiek. Ale uwaga – podpisanie umowy między RDOŚ a Fundacją Bieszczadziki nie oznacza, że specjaliści ruszą do wiosek, zaczną na miejscu pełnić dyżury, a w razie napotkania niedźwiedzia użyją dostępnych prawem środków odstraszających.

To, czy odstraszanie powinno zostać wdrożone, zależy od stopnia zagrożenia i dotyczy niedźwiedzi problemowych, czyli takich, które nieprzypadkowo i kilkakrotnie znalazły się w pobliżu człowieka, zagrażając mu, wyrządzając szkodę w inwentarzu lub uszkadzając jego mienie – wyjaśnia Marek Pasiniewicz z Fundacji Bieszczadziki.

Jak dodaje Katarzyna Zabiega z tej samej fundacji, odstraszanie można stosować doraźnie w przypadku bliskiej styczności z drapieżnikiem – gdy wchodzi on do zagród w pobliżu osad ludzkich, regularnie odwiedza wioski, wkracza na podwórka, do kompostowników (najczęściej w poszukiwaniu pożywienia), nie wycofuje się na widok człowieka. Wadą tej metody jest jednak brak regularności odstraszania i mała przewidywalność spotkania danego osobnika w określonym miejscu.

Można też odłowić niedźwiedzia problemowego, założyć mu obrożę telemetryczną umożliwiającą lokalizację, a następnie, gdy drapieżca zbliży się do zabudowań, użyć np. broni hukowej lub na gumowe pociski – tłumaczy Pasiniewicz. – Ten sposób musi być regularnie powtarzany, aby utrwalać w zwierzęciu negatywne skojarzenie przez bodziec bólowy i dźwiękowy. Są też dostępne inne metody fizyczne, chemiczne czy dźwiękowe: gaśnica na niedźwiedzie, petardy, ogrodzenia elektryczne itp.

Zgoda na płoszenie wydana na mocy decyzji rzeszowskiej RDOŚ nie jest jednoznaczna z jej wykonaniem w sensie dosłownym. Jak informuje Marek Pasiniewicz, mimo że osoby z fundacji zajmujące się niedźwiedziem brunatnym mają odpowiednie zezwolenia, to jeszcze nie działają formalnie. – Trwają prace nad stworzeniem systemu stosowanego w razie wystąpienia konkretnych zdarzeń z udziałem niedźwiedzi problemowych. Niezależnie od tego prowadzone będą szkolenia informacyjne, dotyczące zapobiegania bliskim spotkaniom z gatunkiem Ursus arctos.

Działania te docelowo będą miały na celu uświadomienie społeczności lokalnej, jakie zachowania mogą mieć wpływ na wabienie niedźwiedzi blisko siedzib ludzkich i jak tego uniknąć. Poza tym w gminnych centrach zarządzania kryzysowego zostanie wprowadzony schemat zbierania danych o takich zdarzeniach. Zacznie działać też grupa interwencyjna do działań bezpośrednich w terenie (odstraszanie, odławianie, zbieranie materiału genetycznego i fotograficznego oraz innych śladów służących do identyfikacji osobników problemowych itp.). Grupa ta będzie wyposażona w niezbędne narzędzia i sprzęt.

Coraz częstsze
Zdaniem Pasiniewicza w Bieszczadach do niedawna nie notowano większych problemów z niedźwiedziami, ponieważ populacja była na tyle dzika, że zwierzę-ta unikały kontaktu z człowiekiem. Jednak w ostatnich latach, na skutek wzrostu liczebności niedźwiedzi i gwałtownego rozwoju turystyki w tym regionie, a także niewłaściwej gospodarki odpadami – dochodzi do coraz częstszych spotkań z brunatnymi drapieżcami.

Rozwiązywanie sytuacji kryzysowych konfliktowych z udziałem niedźwiedzi jest zadaniem wieloetapowym i bardzo złożonym – mówi Katarzyna Zabiega. – Wymaga posiadania pozwoleń na wszelkie czynności związane ze zwierzęciem chronionym, ponadto zastosowania schematu klasyfikacji zagrożeń, który pomaga wybrać sposób dalszego postępowania, jak również współpracy kilku specjalistów biorących udział w określonych czynnościach.

Krzysztof Potaczała