Jak Polak rozkołysał szwedzkie lasy

10 lipca 2013 08:36 2013 Wersja do druku

Czy jedna osoba może zachwiać stawianym przez wielu za wzór leśnictwem Szwecji? Może! Dokonał tego Polak – dziennikarz Maciej Zaremba Bielawski.


'TygodnikPolski hydraulik – pojawił się znikąd w europejskiej debacie wiosną 2004 roku. To wtedy nasz kraj zaczął się promować bilbordem z muskularnym młodzieńcem trzymającym w ręku klucz i rurki. Jeśli 150 polskich hydraulików może wywołać panikę w kraju, w którym brak około 6 tys. hydraulików, musi być w nich coś szczególnego – to cytat z reportażu Macieja Zaremby o przemianach społecznych i strachu Zachodu przed wpuszczeniem taniej siły roboczej z nowych państw Unii. Rzeczywiście, musi być coś szczególnego w Polakach, skoro Polak, dziennikarz Maciej Zaremba w pojedynkę mógł wstrząsnąć szwedzkim leśnictwem, które od dziesięcioleci żeglowało pod komando przemysłu drzewnego.

Zaremba trafił do Szwecji w wieku 18 lat. Dziś jest dziennikarzem jednego z największych dzienników – „Dagens Nyheter”. Choć nie jest leśnikiem, od ponad roku dyskutuje o leśnictwie z największymi w branży. Został uznany za najbardziej wpływową osobę 2012 r. w szwedzkim leśnictwie. Wybrano go również dziennikarzem roku w dziedzinie ekologii. Dziś otworzyłam najświeższe wydania trzech czasopism leśnych, w każdym widnieje magiczne nazwisko: Zaremba.

 

Kij w mrowisko

 

29 kwietnia zeszłego roku wszystko było jeszcze w szwedzkim leśnictwie „po staremu”. Mogę sobie wyobrazić, że niejeden właściciel kilkuset hektarów lasu w północnej Szwecji czytając gazetę następnego ranka, zakrztusił się swoją czarną kawą (Szwedzi są na drugiej pozycji na świecie w spożyciu kawy na osobę – ponad 9 kg rocznie!). Przeczytał w pośpiechu pierwszy artykuł z cyklu „Las, jaki odziedziczyliśmy”. Natychmiast zadzwonił do kolegów:  – Czytałeś? Wyobrażasz sobie? Kto to wypuścił? Nie, nie ma się co martwić, pewnie to przejdzie bez echa…

Nie przeszło. W ciągu następnych dwóch  tygodni „Dagens Nyheter” opublikowało kolejne cztery artykuły z cyklu. W sumie 50 stron o leśnictwie w prasie codziennej! To wyjątkowa sytuacja nawet w Szwecji, gdzie leśnictwo i przemysł leśny odpowiadają za ponad 2% PKB. Artykuły Zaremby zadziałały niczym kij w mrowisku. Podzieliły pracujących w lesie, właścicieli lasu i całe społeczeństwo na dwa obozy. Wielu się z nim zgadza i dziękuje za cenny wkład w krajową debatę. Wielu nienawidzi.

Z pozoru niezbyt kontrowersyjny temat leśnictwa zasugerował Zarembie Björn Wiman, szef działu kultury dziennika, w którym pracuje. Zaremba zaczął od studiowania lokalnych gazet, w których ludzie z głębokim smutkiem opowiadali o lesie, który „stracili”. Potem całymi półkami wypożyczał książki o tematyce leśnej. W końcu rozmawiał z profesorami leśnictwa, szefami dużych firm leśnych, właścicielami lasów. Po pół roku wgryzł się w szczegóły gospodarki i prawa leśnego, a sądząc po efektach, jakie przyniosły artykuły, było to efektywnie spędzone pół roku. Jak mówi sam Zaremba, krytykując obecne leśnictwo: – Dałem głos tej części społeczeństwa, która nie była do tej pory słyszana.

 


Hans i reszta protestują


Punktem wyjścia są historie dwóch osób. Pierwszą jest Hans Åfeldt, który co prawda nie posiada lasu, ale dla lasu przeniósł się z miasta na przedmieścia. Dla widoku z okna na 80-letnie sosny i świerki. Pewnego czerwcowego dnia dowiedział się jednak, że właściciel lasu graniczącego z domem Hansa postanowił wyciąć drzewostan. Przez następne kilka miesięcy mężczyzna próbował powstrzymać wycinkę.

Szybko okazało się, że Hans nie jest sam, a ten konkretny kawałek lasu ma wielu miłośników. Nic dziwnego – był to graniczący z osiedlem jedyny kawałek „starodrzewia” w okolicy. Poza nim dookoła były tylko odnowienia i młodniki świerkowe. To tutaj dzieci z pobliskiej szkoły przychodziły na lekcje biologii, turyści odpoczywali podczas spływów kajakowych. Sąsiedzi, emeryci, właściciele małych firm i przedsiębiorstw, szczególnie turystycznych, zwarli szeregi. Gdzie pójść, kogo zapytać, gdzie protestować? Przeszli wszystkie szczeble leśnej biurokracji, zwrócili się do właściciela i zarządcy lasu, Rady Leśnej, ministra odpowiedzialnego za leśnictwo, wzywali na pomoc samego premiera. Nie wiedzieli, że wszystkie zabiegi z góry były skazane na niepowodzenie.

Wg szwedzkiego prawa leśnego pozwolenie na wycinkę nie może być cofnięte, nie można się od niego odwołać ani zaskarżyć. Dlaczego? Bo pozwolenia nikt nie wydaje, nie ma więc do kogo się odwołać. Jak to możliwe?



Decyzja zapadła, choć nie zapadła


W Szwecji każdy właściciel lasu ma obowiązek zawiadomić Radę Leśną – rządowy organ odpowiedzialny za kontrolę przestrzegania  prawa leśnego – jeśli planuje wyciąć więcej niż 0,5 ha lasu. Rada ma sześć tygodni na zgłoszenie sprzeciwu, jeśli tego nie zrobi, zgoda zostaje automatycznie udzielona. Nikt nie wysyła pisma z pozwoleniem, nie ma żadnej pieczątki ani podpisu, do czego przywykliśmy w Polsce. Decyzja choć zapadła – to de facto nie zapadła, nie można się więc od niej odwołać.

W taką konstrukcję prawa trudno było Hansowi uwierzyć, ale nie poddał się łatwo. W prawie o ochronie środowiska przeczytał: Obszary zielone w miejscach gęsto zaludnionych należy objąć szczególną ochroną. Obszary (...) o dużym znaczeniu dla społeczeństwa  ze względu na wartości kulturalne, turystyczne, należy na tyle, na ile to możliwe, chronić przed zabiegami, które mogą je zniszczyć.

I odetchnął z ulgą. Tym bardziej kiedy odkrył, że zarządca lasu w zgłoszeniu wycinki (świadomie lub nie) nie zakreślił rubryki, że  las graniczy z osiedlem ani że przebiega tędy szlak turystyczny. Radość była jednak krótka. Okazało się, że prawo o ochronie środowiska przestaje obowiązywać, kiedy właściciel lasu wysyła zawiadomienie o planowanej wycince. Wtedy obowiązuje tylko prawo leśne, w którym takiej klauzuli już nie ma… Ponadto podanie przez właściciela niepełnej informacji o lesie nic nie znaczy – bo przecież wydanego pozwolenia na wycinkę nie można  cofnąć.


 

To może rezerwat?

 

Hans wpadł na pomysł, żeby powołać rezerwat. Ściągnął ekologów, zainicjował inwentaryzację przyrodniczą – niestety, nie znaleziono gatunków z czerwonej listy.

Chciał więc, żeby zostawić chociaż pas drzew graniczący z domami (przecież zgodnie ze szwedzkim prawem leśnym zaleca się pozostawić strefę ochronną z drzew i krzewów wzdłuż cieków wodnych, jezior, pól, zabudowań (...) w takim zakresie, w jakim wymaga tego ochrona roślin i zwierząt, (...) zachowanie krajobrazu. Wszystko na próżno. Po siedmiu miesiącach las został wycięty. Aż do samej granicy posesji Hansa.

Jak podkreśla w artykułach Maciej Zaremba, choć właściciel tego lasu (Bergvik Skog) posiada większość lasów w gminie, wpływy do kasy gminnej są bliskie zeru. Jaki wpływ mają zręby na wartość nieruchomości i dla turystyki, nietrudno się domyślić.

Zaremba przeprowadził później wywiad ze szwedzkim ministrem ds. wsi, któremu podlega leśnictwo, pytając, czy wszystko jest tutaj w porządku? – Tak – odpowiedział krótko urzędnik. – Z prawa własności wynika prawo dysponowania własnością tak, jak chce właściciel. W innym wywiadzie minister powiedział jeszcze: – Gdyby procedura (nie)wydawania  pozwolenia na wycinkę nie sprawdzała się, przecież zmieniłbym ją do tej pory…



Zetnij, tak będzie dla ciebie lepiej


Oto pierwsza historia i pierwszy paradoks. Żeby zrozumieć drugi, musimy się udać wraz z Zarembą do zasypanej śniegiem Vilhelminy w północnej Szwecji i odwiedzić Haralda Holmberga. Mężczyzna jest właścicielem ponad tysiąca hektarów lasu, w którym odmawia prowadzenia typowej, szwedzkiej gospodarki leśnej. Harald ceni śpiew ptaków i dlatego nie chce mieć u siebie zrębów zupełnych – swój las zagospodarowuje więc bezzrębowo. Właśnie  to stało się podstawą oskarżenia o „przygotowanie do popełnienia wykroczenia przeciwko środowisku naturalnemu”. Konsekwencje to nie tylko grzywna, ale nawet kara więzienia! Dlaczego?

W prawie leśnym Szwecji znajdziemy paragraf, który mówi, że potencjału lasu nie można trwonić. Inaczej mówiąc, zdolności produkcyjne lasu muszą być wykorzystane w zadawalający sposób. Jeśli czynnik zadrzewienia spadnie poniżej 0,5 (zapas na pniu będzie mniejszy od połowy zapasu potencjalnego na danym siedlisku), drzewostan należy wyciąć i odnowić. Właściwy zapas określa wykres zamieszczony na końcu prawa leśnego. A Harald wycinając co trzecie drzewo, zmniejszył zapas bardziej, niż jest to dozwolone. Dlatego Rada Leśna zadecydowała, by zamiast silnej trzebieży właściciel wyciął wszystkie drzewa i powierzchnię odnowił. Kosa trafiła na kamień. Harald ogłosił, że woli iść do więzienia, niż przestrzegać takiego prawa.

Obrona przygotowała 150-stronicowy dokument. W nim wykresy, diagramy i wypowiedzi, m.in. pięciu profesorów, którzy podważają założenie, że las prowadzony gospodarką zrębową wykorzystuje potencjał produkcyjny lepiej niż prowadzony przerębowo. Oskarżyciel po zapoznaniu się z linią obrony wycofał oskarżenie i do procesu nigdy nie doszło.  Zaremba żałuje tej decyzji, bo proces mógłby unaocznić społeczeństwu charakter leśnego prawa w Szwecji.

Mafia leśna

Zaremba w kolejnych artykułach krytykuje już nie tylko prawo leśne, ale również Radę Leśną, a nawet organizacje ekologiczne. „Mafią leśną” tytułuje przemysł, który zachowuje się tak, jakby wszystkie lasy Szwecji należały do niego.

Wg Zaremby Rada Leśna, odpowiedzialna za kontrolę wykonania prawa, tak zrosła się z przemysłem, że nie jest w stanie dłużej wykonywać swojej funkcji kontrolnej. Jako przykład przytacza sytuację z kwietnia 2011 r., kiedy Rada miała opublikować wyniki swoich inwentaryzacji – prawie połowa zrębów nie spełniała wymogów ochrony środowiska. Wystarczył jeden telefon od dyrektora dużej firmy drzewnej i… sprawa została wyciszona.

Dyrektor naczelna Rady tłumaczyła: – Opublikowanie danych mogłoby zaprzepaścić dialog zaufania, jaki Rada prowadzi z przemysłem.

Do niedawna nic zdrożnego nie było w tym, aby pracownicy Rady korzystali z zaproszenia firm leśnych na wspólne polowanie, w godzinach pracy.

Organizacjom ekologicznym Zaremba zarzuca, że w swoich działaniach zapomniały o potrzebach człowieka. Jest las, będący fabryką drewna dla przemysłu, w równych rządkach, w jednakowym wieku, zaplanowany, wyczyszczony, niemal sterylny. Jest również las, miejsce życia gatunków z czerwonej listy, rezerwat, gdzie ludziom zabrania się biwakować, zrywać kwiaty i polować. A gdzie jest las dla człowieka? Las, w którym zabiegi gospodarcze koncentrowałyby się na tym, aby ludzie czuli się dobrze, odpoczywali psychicznie. Czemu nikt nie walczy o las, w którym ludzie mieliby głos w procesie decyzyjnym? Choćby takim, jak ma wyglądać krajobraz w okolicy, w której mieszkają? Zaremba krytykuje również intratne ekonomicznie „zaświerczanie” krajobrazu Szwecji, wycinanie lasów naturalnych (choć 92% lasów w Szwecji było już co najmniej raz odnowione rębnią zupełną) posunięte tak daleko, że wkrótce nie będzie starych drzew.



Odzew na artykuły


Nie sądzę, żeby kiedykolwiek jedna osoba  wywołała w szwedzkim leśnictwie taką rewolucję jak Maciej Zaremba. Cykl „Las, jaki odziedziczyliśmy” rozpoczął krajową debatę nad stanem lasów w Szwecji i gospodarką leśną. Kilku polityków z czołowych partii wypowiedziało się, że trzeba promować alternatywy dla gospodarki zrębowej i zaprzestać trzebienia lasów. W związku z debatą Królewska Akademia Nauk Rolniczych i Leśnych podjęła się analizy funkcjonowania szwedzkiego modelu leśnictwa, pierwszej od czasu wprowadzenia prawa leśnego w 1994 roku. Program I szwedzkiego radia odpowiedział obszernym cyklem programów o tematyce leśnej.

Wreszcie Parlamentarna Komisja Ochrony Środowiska, która otrzymała zadanie, aby przygotować pierwszą (!) propozycję zmian w polityce leśnej opowiada się za zaostrzeniem rygorów wobec właścicieli. Jeden z profesorów doradzających Komisji, Sten Nilsson, orzekł, że zmiany w dotychczasowym prawie nie wystarczą, potrzeba całkiem nowego, skonsultowanego ze społeczeństwem, krajowego programu leśnego, w którym wartości społeczne lasu zostaną należycie uwzględnione. – Jesteśmy bardzo dobrzy w produkcji drewna, ale jeśli chodzi o inne wartości lasu, szczególnie społeczne, kuśtykamy z tyłu za innymi. Przemysł drzewny ma takie nastawienie, jakby to przemysł sterował światem, a jest tak, że to przecież świat steruje przemysłem – mówi Nilsson. Komisja Ochrony Środowiska prawdopodobnie przychyli się do propozycji profesora. Rada Leśna ma do 15 października dokonać wstępnej analizy, czy Szwecja rzeczywiście powinna stworzyć program leśny i jeśli tak – co powinno się w nim znaleźć.

Oczywiście Monika Stridman, dyrektor generalny Rady Leśnej, zanegowała krytykę Zaremby: – Nie ma żadnej symbiozy Rady z przemysłem ani nie wymuszamy w żaden sposób zrębów zupełnych.

Jednakże przed artykułami polskiego dziennikarza prawie nikt nie mówił o gospodarce bezzrębowej, tymczasem dziś Rada ma w każdym z regionalnych biur osobę odpowiedzialną za doradztwo w tym zakresie. Dostępne są nawet kursy dla właścicieli, przedsiębiorców leśnych i urzędników zainteresowanych alternatywnymi metodami gospodarki leśnej. Stridman zapowiedziała również, że Rada zaostrzy sankcje wobec właścicieli lasu lekceważących prawo.

 

 

Żeglowaliśmy z wiatrem

 

Jak na artykuły Macieja Zaremby odpowiedział przemysł? Po pierwsze zaskoczeniem. Prezes zarządu Södry, największego spośród stowarzyszeń właścicieli lasów prywatnych: – Debata zaskoczyła nas w łóżku (szwedzki odpowiednik wyrażenia „z ręką w nocniku”), od długiego czasu wszystko toczyło się tak, jak tego chcieliśmy, żeglowaliśmy z wiatrem. Dziś sytuacja jest całkiem inna.

Przedstawiciele przemysłu byli oburzeni, że można krytykować tak ważną gałąź krajowej gospodarki i podważać jej autorytet. Wg nich krytyka stanu szwedzkich lasów jest bezpodstawna i wynika z gruntownej niewiedzy. Podkreślają, jak tylko mogą, że zręby zupełne są najlepszym sposobem gospodarowania lasem, a przemysł z nawiązką dba o środowisko, bo przecież dzięki wszystkim zabiegom wzrasta w Szwecji bioróżnorodność…

Dyrektor ds. leśnych Ligi Przemysłu Drzewnego – Skogsindustrierna –  Mårten Larsson, informuje, że powierzchnie leśne dobrowolnie przeznaczone na ochronę środowiska obejmują w Szwecji 1,1 mln ha, co kosztuje właścicieli lasów 2 mld koron (1 mld zł) każdego roku. – To wystarczy. Gdyby wszystkie kraje prowadziły tak odpowiedzialną gospodarkę leśną jak my, to zmiany klimatyczne nie stanowiłyby dłużej jednego z największych globalnych zagrożeń – konstatuje Larsson.

Szwedzki przemysł drzewny obawia się, że debata zapoczątkowana przez Zarembę nie tylko doprowadzi do zwiększenia rygorów ochrony przyrody, ale także do gruntownych zmian w prawie, odebrania wolności, wprowadzenia szczegółowych zasad, np. ile drzew należy pozostawić na każdym hektarze zrębu zupełnego, jaki bufor zachować od cieków wodnych, czy w końcu absolutny zakaz wycinki we wrażliwych na zmiany ekosystemach leśnych. Działania takie na pewno utrudniłyby życie przemysłowcom.

Takiego zdania jest m.in. Mats Blomberg, odpowiedzialny za politykę Södry, który uznaje takie zasady za kontrproduktywne: – Lepszej ochrony środowiska nie uzyska się poprzez szczegółowe zasady w prawie leśnym. Właściciele lasów muszą się czuć swobodnie w swoich wyborach, a prawo własności musi być respektowane przez społeczeństwo.



Zaremba, we love you!


Mimo że Zaremba krytykuje ekologów, to kiedy spytałam przedstawicielkę największej organizacji ekologicznej Szwecji, Stowarzyszenia Ochrony Środowiska (SNF), co sądzi o jego  artykułach, uśmiechnęła się szeroko, wyciągnęła ręce z dwoma kciukami do góry i powiedziała: – My kochamy Zarembę!

Organizacje ekologiczne stwierdziły, że cykl artykułów „Las, jaki odziedziczyliśmy” z porażającą oczywistością pokazał efekty polityki leśnej ostatnich lat, która promuje produkcyjne cele lasu kosztem biologicznych, społecznych i kulturalnych. Jak podkreśla SNF wiele się zmieniło od czasu wprowadzenia obecnego prawa leśnego. Szwecja weszła do UE, podobnie jak Polska ratyfikowała Konwencję z Aarhus o Dostępie do Informacji, Udziale Społeczeństwa w Podejmowaniu Decyzji oraz Dostępie do Sprawiedliwości w Sprawach Dotyczących Środowiska. Ponadto zasada wolności pod odpowiedzialnością nie sprawdza się w rzeczywistości – właściciele wybierają najczęściej to, co jest najbardziej uzasadnione ekonomicznie i zbyt rzadko wykazują prawdziwą inicjatywę, by chronić środowisko w swoich lasach. Czas więc na nową, całkiem inną politykę leśną.

 

 

Idą zmiany

Zaremba pokazał, że szwedzkie prawo leśne traktowane jest jak zbiór fraz o zachowaniu wartości kulturalnych i naturalnych, których nikt nie przestrzega. Od kiedy obowiązuje (1994 r.), wycięto zrębami zupełnymi ok. 1 mln ha. Choć wiadomo, że wg inwentaryzacji wykonanej przez Radę Leśną kilka setek tysięcy ha zrębów nie spełniało wymagań prawnych, a ani jeden (!) właściciel lasu nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Zamiast tego Rada tak interpretuje przepisy, że wręcz wymusza zręby zupełne. Choć istnieje zapis o zachowaniu stref ochronnych wzdłuż zabudowań, cieków wodnych, pól, to dopiero niedawno (z inicjatywy stowarzyszeń właścicieli lasów prywatnych) zaczęto przywiązywać wagę do ochrony wody w lasach. Dopiero kilka miesięcy temu przedsiębiorstwa leśne zjednoczyły się i stworzyły wspólną politykę, aby minimalizować szkody wyrządzone przez maszyny leśne. Debaty, którą zapoczątkował Zaremba, nie da się uciszyć, zmiany muszą nadejść.




Maciej Zaremba jest autorem 
m.in. książek „Polski hydraulik 
i inne opowieści ze Szwecji” 
i „Higieniści” (Wyd. Czarne).







   

Magdalena Żuchlińska-Steén