Z profesorem Tomaszem Boreckim, byłym rektorem Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, doradcą społecznym prezydenta Komorowskiego ds. wsi, redaktorem książki Cywilizacyjna rola lasów, będącej zbiorową pracą 19 naukowców, rozmawiamy o problemach na styku przyrody i cywilizacji, coraz trudniejszym równoważeniu funkcji lasu, chaosie decyzyjnym, deprawowaniu świętości, jaką jest plan urządzenia lasu, oraz negatywnych zjawiskach w sferze funkcjonowania Lasów Państwowych, układających się w całość rokującą źle dla przyszłości leśnictwa.
Panie profesorze, wielokrotnie wskazywał pan na naturę i cywilizację jako awers i rewers medalu zwanego światem ludzkim. Zagadnienie to rozwija książka Cywilizacyjna rola lasów wydana w 2024 r. przez Instytut Problemów Współczesnej Cywilizacji im. Marka Dietricha w Warszawie, którym pan kierował w latach 2008–20.
Istotnie, przestrzeń życia Homo sapiens kształtują te dwie rzeczywistości. Człowiek według koncepcji antropocentrycznej jest najwspanialszym wytworem natury, który za wskazaniem Biblii ma czynić przyrodę sobie poddaną. Czyli korzystać z niej tak, by nie wyrządzać szkody. Przez całe epoki ludzie nie stanowili zagrożenia dla natury, gdyż ich potrzeby ograniczały się do przeżycia i były zaspokajane wyłącznie dzięki dobrom naturalnym. Od zarania dziejów przyroda wyznaczała więc rytm życia. Człowiek niezależnie od świadomości, która dawno temu była bardzo niska, nie mógł jej szkodzić, gdyż nie miał ku temu narzędzi. Radykalna zmiana w relacji przyrody i cywilizacji nastąpiła wraz z erą przemysłową. Proces ten trwa i stale przyśpiesza. Przyroda od przynajmniej kilku ludzkich pokoleń przegrywa.
W tym starciu przyrody i cywilizacji bardzo ważne są lasy.
Dlatego, że stanowią najbogatszy ekosystemem i pokrywają 31% lądowej powierzchni Ziemi. Na całym świecie, a w szczególności w Europie, ludzie chcą, co jest efektem rozwoju cywilizacji, by las był powszechnie dostępny, piękny, przebogaty, pełny zwierząt, zdrowy, wolny od zanieczyszczeń, dawał dużo drewna i żeby można było w nim robić wszystko, na co ma się ochotę. Jednak ta sama cywilizacja przyczynia się do obniżenia kondycji i zdrowotności lasów, w wielu krajach zubożenia przyrody, niekiedy krańcowego, co przejawia się w tym, że kompleksy leśne chorują, cierpią. Dzieje się to z powodu nasilających się skutków zmian klimatycznych, tym bardziej groźnych, że po raz pierwszy w historii Ziemi spowodowanych przyczynami cywilizacyjnymi, a więc obcymi naturze. Wzrost średniej temperatury, zmniejszenie opadów śniegu, większe parowanie i inne anomalia sprzyjają pojawianiu się coraz bardziej niszczycielskich huraganów, wydłużonych okresów susz, nowych szkodników oraz większej aktywności gatunków występujących od lat. Realny problem, przed którym stoimy, to kwestia, jak odnaleźć się w mnogości problemów, oczekiwań i wyzwań? Jak przeciwdziałać zagrożeniom i jednocześnie czynić las bardziej dostępny ludziom? W tym obszarze jest duże zaangażowanie różnych środowisk. Trwa niekończący się wysyp publikacji i konferencji. Ale czy posuwamy się do przodu? Czy dobrze diagnozujemy i łagodzimy realne zgrzyty na styku las – cywilizacja? Czy czasem nie drepczemy w miejscu w myśl dowcipu „jeśli nic nie możemy, to robimy, co możemy”. Czasami – niestety – głupoty, innym razem sztukę dla sztuki lub uprawiamy czystą propagandę, jak nazywanie projektem węglowym podsadzeń i podszytów, praktykowanych od pokoleń.
Co uważa pan za największą demagogię, która wypacza niekończącą się dysputę o wielofunkcyjności lasów?
Polityk, ekolog i każdy mądry człowiek nie powinien innym mieszać w głowach dywagacjami, że drewno jest niepotrzebne. Temu, kto wyraża takie opinie, proponuję: zamknij oczy i w wyobraźni wyrzuć wszystko, co w twoim pokoju jest z tego surowca. Gdy otworzysz powieki, wówczas zobaczysz, jaki on jest ubogi. Ale to tylko jeden aspekt głębszego problemu. Musimy pamiętać, że las jest antropogeniczny. Nie da się go szybko przerobić w stabilny homeostatyczny zespół przyrodniczy, który żyłby swoim życiem. Współczesny las potrzebuje działania człowieka dla zachowania nade wszystko zdrowotności i bioróżnorodności. Będzie go potrzebował coraz bardziej w miarę wzrostu zagrożeń klimatycznych i środowiskowych. Las również wymaga sukcesywnego podejmowania wysiłków poznawczych, gdyż mimo ogromnego postępu nauk przyrodniczych i leśnych nie wszystko jeszcze o nim wiemy. Może nas zaskoczyć np. nowymi lekarstwami produkowanymi z ziół leśnych.
Czy czasem na naszych oczach nie dokonuje się pewna zmiana zagrożeń lasu?
Jeszcze w okresie mojej młodości, mówiąc o cywilizacyjnym zagrożeniu przyrody, miało się na myśli wyłącznie zanieczyszczenia pyłowe, dym zakwaszający deszcze, chemiczne wyziewy przemysłowe, wadliwe melioracje sprowadzające się wyłącznie do odprowadzenia wody. Do wymienionych niebezpieczeństw o charakterze gospodarczym dziś dochodzą inne, jak chciejstwo i roszczeniowość ludzi oraz różne ideologie ekologiczne, za którymi często idą nieprzemyślane, populistyczne decyzje urzędowe, nawet jawnie kłócące się z wiedzą naukową i wieloletnią praktyką leśną. Efekciarstwo decydentów obliczone na łatwe spodobanie się ludziom ma się dobrze. Nawet mocno rozwija się w decyzyjnych ośrodkach unijnych oraz w naszym kraju. Sytuację można uznać za głęboko patologiczną, gdy las staje się zakładnikiem ludzi startujących do parlamentu. Ma on wówczas dla nich wartość na tyle istotną, na ile można się nim posłużyć w formie obietnicy, w walce o głosy wyborców, często nic niewiedzących o leśnictwie lub wiedzących bardzo niewiele. Prawdziwy dramat zaczyna się wtedy, gdy obietnice te zaczynają być realizowane.
We wstępie do książki napisał pan: Realizowana w Polsce filozofia gospodarki leśnej (…) bazuje na poglądzie, że wszystkie świadczone przez lasy funkcje są jednakowo ważne. Czy jednak nie obserwuje się odchodzenia od tej słusznej zasady w kierunku przedobrzania funkcji społecznej i ochronnej?
Podtrzymuję tezę o jednakowej ważności wszystkich funkcji. Jeśli coś w tej filozofii można i należy potraktować priorytetowo, to z całą pewnością trwałość lasu, której zachowanie jest bezwzględnie konieczne, by dziś i w przyszłości mógł on służyć ludziom. Czy od rozpadającego się kompleksu można oczekiwać miłych widoków, zapachów, atrakcyjnego surowca? Niezłomnie wyznaję pogląd, że nie ma lasów pełniących wybiórcze funkcje: przyrodniczą, ekologiczną, społeczną lub gospodarczą. Różne funkcje występują we wszystkich kompleksach, choć w rozmaitym stopniu i zakresie. Nie tylko mocno wypromowany las białowieski ma pozytywne i różnorakie oddziaływanie na środowisko naturalne i społeczne. Ma je także zagajnik wśród pól.
Przesadna próba dzielenia lasów według funkcji grozi różnymi konsekwencjami?
To może być początek czegoś bardzo złego; np. dzielenia nauk leśnych oraz kierunków edukacji na produkcyjne, ochronne i inne, podczas gdy na las należy patrzeć całościowo. Jak las jest harmonią, tak harmonijna musi być gospodarka leśna. Lista tych, którzy czegoś oczekują od lasu, ciągle się wydłuża. Żeby mnogie i bardzo zróżnicowane potrzeby mogły być spełniane, to gospodarowanie w lasach musi być stabilne. Nie możemy pozwolić, by znienacka zarządzeniem ważnego polityka zmieniać prowadzenie gospodarki leśnej na rzecz np. 20% obszarów ochronnych, bez żadnej merytorycznej argumentacji ani wskazówek gospodarczych. To droga donikąd, a ściślej do tego, że na ogromnych powierzchniach będziemy mieć problemy z zachowaniem trwałości nie tylko funkcji lasów, lecz także ich bytu i wzrostu.
PTL opublikowało krytyczną opinię w sprawie projektu nowelizacji ustawy o lasach i ustawy o ochronie przyrody. Co pana najbardziej niepokoi w tych projektach?
Ograniczę się do operatu urządzeniowego lasu, który był świętością dla naszych mądrych i dalekowzrocznych poprzedników i nią winien pozostać. Należy napiętnować próby grzebania w pul, tworzenia pretekstów do jego zawieszenia lub ograniczenia, po to, by o działaniach gospodarczych w lesie mogli decydować politycznie ważni urzędnicy. Jedno jest tylko potrzebne – konsekwentna realizacja pul i skuteczny nadzór nad jego wykonaniem. Ustawa o lasach mówi, że operat urządzenia lasu jest podstawą gospodarowania. Nie zmieniajmy tego, gdyż jedynym racjonalnym i odpowiedzialnym sposobem działania w przyrodzie jest gospodarka w długiej perspektywie czasowej. Tylko w optyce 10, 20 czy 50 lat można oceniać, co będzie się działo w drzewostanach, na siedliskach czy w zasobach wody. Dostrzegając i respektując osiągnięcie cywilizacyjne dające ludziom prawo wpływu na to, co dzieje się w lesie, należy zadbać, by w procesie tworzenia projektu pul zostały wzięte pod uwagę racjonalne postulaty wszystkich interesariuszy. Ale w trakcie jego realizacji nie może być żadnej ingerencji poza nowelizacją uzasadnioną zdarzeniami na miarę klęski żywiołowej.
Wszystko, co żywe, ma swój początek i koniec. Jeśli nie widzimy końca lasu i nie mamy koncepcji doprowadzenia drzewostanu do mety, to de facto narażamy go na destrukcję. Co nakazał Władysław Szafer w 1920 r. podczas wielkiej gradacji kornika drukarza w Puszczy Białowieskiej? Wycinać i wywozić skażone świerki. Dziś mimo skokowego wzrostu wykształcenia mamy obrońców przyrody, którzy powiedzieliby, że trzeba pozwolić rozwijać się gradacji i czekać, co będzie dalej.
To dowód na brak poszanowania wiedzy naukowej i praktyki leśników, którą pan bardzo ceni?
Jestem człowiekiem nauki, ale często wzywałem i wciąż wzywam leśników do prostoty myślenia o lesie i poszanowania doświadczeń poprzedników. Odłóżcie na chwilę magisteria oraz doktoraty i utożsamcie się z myśleniem prostego gajowego, który być może słabo pisał i czytał, ale dużo wiedział o swoim lesie z przekazu pokoleniowego i środowiskowego. Moi profesorowie mawiali, że najlepszym ekologiem jest właśnie stary gajowy ze sznurkiem w kieszeni do przewiązania złamanego drzewka, ze scyzorykiem do przycięcia gałązki, zawsze ochotny do zaopiekowania się ptakiem, który wypadł z gniazda. Przypomniał mi się terenowy wykład w Szwajcarii, kiedy to tamtejszy leśnik mówił o wielkim huraganie sprzed wieku w jego lesie. Gdy zapytaliśmy, skąd to wie, wówczas odpowiedział – tu leśniczym był mój ojciec, działek i pradziadek. Uszanujmy więc pracę leśników, którzy przed nami sporo wiedzieli, dużo robili i nam pozostawili leśną schedę, gdyż ciągłość pracy dla lasu, dziś bezdusznie niszczona przez karkołomną politykę kadrową, jest jednym z istotnych gwarantów zapewnienia ich trwałości.
Ignorowanie opinii ludzi ważnych dla polskiego leśnictwa to precedens?
Zdarzało się to wcześniej. Przeżywaliśmy niszczenie pięknych siedlisk grądowych w celu zakładania plantacji topolowych, które miały szybko stać się kopalniami surowca drzewnego. Efekt był taki, że zjadły je rzemliki. Innym razem ktoś wpadł na pomysł nawożenia z samolotów lasów sosnowych, z czego śmiały się mrówki. Wiadomo przecież, że siedliska typowe dla sosny są bardzo naturalne, mają swoją biologiczną równowagę, w której sosna może wzrastać w sposób zdrowy. Zaburzenie tego balansu nawozami sztucznymi prowadzi nieuchronnie do problemów hodowlanych. Jak widać, mamy za sobą różne przejścia, z tą różnicą, że dawniej złe zarządzenie było łatwiej wstrzymać. Dziś decyzje ewidentnie wadliwe są wciskane w nurt poprawnych politycznie ideologii ekologicznych, ubierane w patetyczne słowa typu „dar dla narodu”. Decydenci idą w zaparte, bo zawsze w tle jest jakaś kampania wyborcza.
Może jakiś przykład wątpliwych działań?
Weźmy ekologizację leśnictwa, której jednym z przejawów jest pozostawianie posuszu. Rzecz w tym, że coraz więcej go zalega. Nikomu wszakże nie przeszkadza, że tej praktyce towarzyszą okresowo wysokie temperatury oraz susze, podnosząc ryzyko pożarowe. Każde działanie leśne musi być przemyślane do końca, z analizą jego skutków. Wrócę do 20%. Czy ktoś wie, co z tymi lasami? Jak one będą rosły? Co z ich pielęgnacją, bezpieczeństwem pożarowym, przeciwdziałaniem gradacji? Andrzej Szujecki powiedział: Chrońmy lasy nie przed człowiekiem, ale dla człowieka. Ja zaś pytam, co chronimy dla człowieka poprzez wyłączenie dużej części lasów z gospodarki? To pytanie rodzi kolejne: o racjonalność, która w leśnictwie powinna być jak w rolnictwie, czyli polegać na ciągłym poprawianiu i doskonaleniu tego, co zostało zrobione wcześniej. Znakomicie to opisał Bolesław Prus w Placówce. Człowiek w lesie jest wszystkim lub niczym w zależności od tego, jaki ma rozum. Widziałem lasy w różnych krajach, nie tylko europejskich. W każdym fascynował mnie ekosystem. Wciąż podziwiam jego głębię, moc oddziaływań, ale też wiem, że nie jest on perpetuum mobile, lecz wymaga ciągłego wspomagania.
Opowiada się pan za pilną aktualizacją Polityki leśnej państwa. Oto walczy też Polskie Towarzystwo Leśne. Dlaczego to, co dla światłych leśników i naukowców jest oczywiste, ugrzęzło w martwym punkcie?
Polityka leśna państwa powstała w nieprzypadkowym okresie, bo za czasów sprawowania funkcji podsekretarza stanu w nadzorującym resorcie, przez wybitnego naukowca i leśnika Andrzeja Szujeckiego. Kto cokolwiek wie o lasach i życzy dobrze polskiemu leśnictwu, niejako automatycznie opowiada się za długofalową, racjonalną gospodarką leśną, którą umożliwia i gwarantuje PLP. Nowelizacja jest łatwiejszym zadaniem niż stworzenie polityki leśnej od podstaw. Mimo to jej nie ma.
Komu może zależeć na tym, by nie było?
Niektórym politykom, pewnym kręgom spoza lasów, by móc łatwiej mieszać w leśnictwie dla osiągania swoich partykularnych celów. Mogą być także hamulcowi w samych LP. Polityka leśna bazująca na syntezie wiedzy i doświadczenia wyznacza pewne ramy i wzorce działania, na które dziś nie ma miejsca w przestrzeni leśnej. Ponadto, kto miałby ją realizować? Funkcyjni leśni ze spakowanymi walizkami rok przed wyborami? Czy można od nich wymagać, by długofalowo myśleli o lesie bardziej bioróżnorodnym czy o powrocie wody na wysuszone grunty? Brak polityki leśnej, pozorowane doradztwo, zaburzone relacje między ministerstwem a administracją leśną oraz między nauką i praktyką – to wszystko układa się w jedną, spójną całość rokującą źle dla przyszłości polskiego leśnictwa. Czuję dyskomfort, że po kilku dekadach nauczania leśników muszę na nowo powtarzać, że decyzje ważne dla lasów winny opierać się na podstawach naukowych, utrwalonym doświadczeniu lub rozwiązaniach sprawdzonych w innych krajach.
Skutki chaosu zarządczego możemy z czasem drastycznie odczuć?
Jeśli chcemy, by las przetrwał i cieszył współczesne i przyszłe pokolenia, to musimy podejmować względem niego przemyślane, jednoznaczne decyzje, niezbędne dla utrzymania jego stabilności i wielofunkcyjności. Dziś jeszcze być może niedostatecznie pochylamy się nad refleksją, jak bardzo życie człowieka zależy od stanu środowiska, gdyż wciąż dobrze czujemy się w lesie. Stwarza on przyjazne warunki do rekreacji. Nie tylko łagodzi skutki zaburzeń klimatycznych, lecz daje pokarm, spokój, wyciszenie, korzystnie wpływa na inne ekosystemy. To bezspornie wielkie pozytywy, które nie powinny odwracać naszej uwagi od realnych zagrożeń i krańcowych reakcji środowiska. Jak je minimalizować? Przede wszystkim należy uszanować prawa lasu, który nie przyszedł do człowieka, lecz człowiek przyszedł do niego.
Padły tysiące słów na temat walorów państwowej własności LP, o czym jest też mowa w książce. Nie umniejszając zasadności tych opinii, należy zauważyć, że nadeszły czasy, w których autentyczny atut wykazuje wielką słabość.
W naszej chwiejnej demokracji nie ma alternatywy dla państwowej własności Lasów. Myśląc logicznie, prawidłowa gospodarka leśna na własności państwowej winna łatwiej się obronić, gdyż społeczeństwo nad nią czuwa. Ale w polskiej mentalności jest to własność niczyja, z której można tylko brać bez ograniczeń i głębszego rozmysłu. Dlatego taka własność staje się rajem dla polityków i różnej maści uzurpatorów wyspecjalizowanych w żądaniach w stylu koncertu życzeń. Czy ktoś dyktowałby Zamoyskiemu, który znakomicie prowadził lasy, ile i co ma użytkować?
Jest jeszcze Unia Europejska, która ma też swoje wygórowane oczekiwania – (np. Zielony Ład), najłatwiejsze do realizacji na własności Skarbu Państwa.
Nie jestem przeciwnikiem UE, gdyż gołym okiem widać, że członkostwo w niej mocno pchnęło Polskę do przodu. Musimy zatem nauczyć się słuchać i reagować czasami na urzędnicze bajania jakoby duże ograniczenie użytkowania w lasach krajów członkowskich, dysponujących zaledwie 4% światowych zasobów leśnych, mogło mieć istotny wpływ na zrekompensowanie skutków ekologicznych np. mrowia samolotów i samochodów na kuli ziemskiej. Żaden jednak urzędnik, zarówno w Brukseli, jak i w Warszawie, nie może decydować o konkretnych rozwiązaniach gospodarczych w lesie. To wyłączna domena leśników wspieranych przez naukowców. Tak było i tak winno pozostać, by las mógł przetrwać w trudnych realiach środowiskowych. Politycy i urzędnicy mogą inspirować kierunki zmian, pilnować przestrzegania ustaw, strzec stanu kasy.
Powiedzenie, że wszystkiemu winna UE to wypaczony pogląd?
Nie upolityczniajmy leśnictwa na forum europejskim, gdyż to nie prowadzi do zwycięstwa. Natomiast mocno artykułujmy, że polska gospodarka leśna musi być ściśle powiązana z naszymi rodzimymi realiami. Skupmy się na tym, w czym nie przeszkadza nam UE, a mimo to nie podejmujemy działań; np. nie reformujemy polityki kadrowej w lasach, tym samym nie dbamy o to, by ich gospodarzami na trudne czasy zostawali ludzie kompetentni i zaangażowani. Nie stawiamy na organizację konkursów na stanowiska, w wyniku których wybrani, według merytorycznych kryteriów, dostawaliby glejt na dłuższy okres bezpiecznego działania. Ekosystem może obronić się mądrością leśników, gdyż człowiek jest jego cząstką. Rozumny, kompetentny i uczciwy wiele dodaje do lasu. Nierozumny dużo ujmuje.
Jaki wysnułby pan najważniejszy wniosek z książki Cywilizacyjna rola lasów?
Jest nim silny akcent położony – o czym już wspomniałem – na właściwe rozumienie wielofunkcyjności lasu, polegające na identyfikowaniu różnych funkcji we wszystkich lasach. Konsekwencją takiego spojrzenia jest zaprezentowane nowe podejście do użytkowania, które w lesie wielofunkcyjnym musi być realizowane w sposób niemal doskonały, tzn. nie tylko według kryterium wieku, lecz także założonych, różnych celów. Z jednej strony jest ono pozyskiwaniem ważnego surowca, a z drugiej instrumentem do kształtowania ekosystemu, krajobrazu i innych naturalnych oraz społecznych walorów lasu. Użytkowanie jest niezbędnym warunkiem przekazania kolejnym pokoleniom lasów w stanie co najmniej nie gorszym niż otrzymaliśmy od poprzedników. Z pokorą uderzmy się w piersi i szczerze odpowiedzmy na pytanie – czy nasza troska o przyszłe pokolenia jest szczera czy jest mową-trawą? Jeśli prawdziwa to, chcąc by praprawnuki mogły cieszyć się walorami 100-letniego lasu, dziś musimy go posadzić, co wymaga wycięcia starego. Przez potomków nie będziemy docenieni, jeśli zafundujemy im lasy w ogromnej mierze sędziwe i chore. Rozumiał to wieki biskup Krasicki, mówiąc że las należy w porę wyciąć, by obecnym i przyszłym pokoleniom mógł przynieść różnorakie korzyści. Jeśli nie pobierzemy masy, którą pozyskać należy, to kompleks stanie się półnieużytkiem, z czasem popadającym w destrukcję. Czy oto chodzi twórcom lasów wyłącznie społecznych i ochronnych, tworzonych ekspresowo, na siłę i dużą skalę?
Myśląc logicznie, im mocniej demokratyzujemy zarządzanie lasami, tym bardziej powinien liczyć się merytoryczny głos naukowców jako antidotum na nadmierne żądania i populizm.
Jest coraz gorzej. Były lata, kiedy decyzje podejmowane w ministerstwie czy DGLP podlegały konsultacji z naukowcami. Nie była to czcza formalność, rodzaj fasady, lecz realne wsparcie merytoryczne. Dziś wychodzą zarządzania bez opinii przedstawicieli nauki lub przedkładane są do oceny po fakcie. Istniały okresy, kiedy ludzie z DGLP przyjeżdżali do SGGW, my zaś jeździliśmy do nich. Funkcjonowały prawdziwe rady ds. leśnictwa, a nie przykrywki. Byliśmy sobie potrzebni. Należy wrócić do tego, co się sprawdziło.
Uczeni leśni mają ogromny udział w tym, że lasy w większości mają właściwe składy gatunkowe i formy zmieszania, że wiele z nich zostało uratowanych przed gradacjami. Niestety dziś mało kto ich słucha. Przywołam swój udział w obradach wyjazdowej komisji sejmowej w Puszczy Białowieskiej, podczas których posłowie ochoczo otwierali się na mowę pięknych dwudziestoparolatek z warkoczykami, podczas gdy zupełnie nie mieli posłuchu dla starych profesorów, którzy na leśnictwie zjedli zęby. A prawda jest taka, że by coś zaproponować przyrodzie, trzeba ją znać, trzeba z nią być przez długie lata, należy ją czuć. Gwoli podsumowania przywołam sentencję: Gdzie brak szacunku dla mądrości, tam rośnie pustka i chaos. Od siebie dodam – gdzie upadają wartości, tam nie ma otwarcia na autorytety. C



