Przeczytasz w 17 minut

Korzyść gospodarcza i wizerunkowa

Podlegający pod poznański Uniwersytet Przyrodniczy Leśny Zakład Doświadczalny w Murowanej Goślinie miał dotychczas certyfikat PEFC. Od 1 marca br. uzyskał prawo używania także znaku FSC. O motywach decyzji poddania się pod koniec ubiegłego roku audytowi zgodności ze standardem FSC rozmawiamy z Wiesławem Krzewiną, który od 1 września 2020 roku piastuje stanowisko dyrektora tej jednostki.   Artykuł ukazał się w numerze 6/2022 „Lasu Polskiego”.


Leśne zakłady doświadczalne to terenowe zaplecza badawczo-dydaktyczne wiodących wydziałów leśnych. Ich rolą jest zarówno prowadzenie wzorcowej, rentownej gospodarki leśnej, wpływającej na podnoszenie jej poziomu w regionie i w całym kraju, jak również zapewnienie bazy do realizacji badań naukowych oraz wdrażania ich wyników do praktyki gospodarczej. Poznański Uniwersytet Przyrodniczy ma w swoich strukturach dwie takie jednostki – LZD w Murowanej Goślinie oraz LZD w Siemianicach. Do ubiegłego roku certyfikatem zrównoważonej i odpowiedzialnej gospodarki leśnej FSC mógł wykazać się zakład w Siemianicach, któremu przyznano certyfikat na lata 2019–24. Teraz po audycie poświadczającym spełnianie wysokich standardów jest również drugi z poznańskich LZD.

 

Na początek scharakteryzujmy pokrótce specyfikę prowadzenia gospodarki leśnej w LZD w Murowanej Goślinie.

Obszar LZD stanowi ok. 4660 ha, obejmuje trzy leśnictwa stanowiące centralną część Puszczy Zielonki położonej nieopodal Poznania. Duży udział stanowią sośniny w wieku 120–150 lat, rosnące na żyznych siedliskach, przebudowywane rębniami III. Przez najbliższe dwa lata będziemy pozyskiwać rocznie po 22–23 tys. m3. Za dwa lata, od roku 2024, będziemy mieli nowy plan urządzenia lasu. Duży wpływ na jego budowę może mieć bliskość Poznania i mocny trend zmiany zasad gospodarowania dla lasów podmiejskich, co wynika zarówno z przepisów, jak i z naszych chęci.

 

Na ile położenie kompleksu leśnego w bezpośredniej bliskości dużej aglomeracji i związana z tym antropopresja wpływa na sposób prowadzenia gospodarki leśnej?

Jest grupa mieszkańców podpoznańskich osiedli, która chce się z nami spotykać i wiedzieć, że będą prowadzone jakieś prace. Ci ludzie są przyzwyczajeni do pewnego obrazu tego lasu. Przykładowo w pobliżu miejscowości Bolechowo mamy niewielki kompleks, cztery oddziały o łącznej powierzchni ok. 120 ha, stanowiący zwyczajowe miejsce weekendowego wypoczynku. Na bardzo żyznych siedliskach rośnie prawie sama sosna, jesteśmy na etapie aktywnej przebudowy. Robimy wszystko rębniami IIIa i IIIb, zakładane są małe gniazda – całość jest rozciągnięta w czasie. Ale jak się rusza powierzchnię międzygniazdową, to powstaje nagle obraz przypominający duży zrąb. Ludzie byli zaniepokojeni już na etapie kropek, zaczęli się do nas zwracać z pytaniami. Szybko zareagowaliśmy, zorganizowaliśmy bardzo owocne spotkanie, które dało nam m.in. informację zwrotną, czym ci ludzie się martwią. Ich oczekiwania uwzględnimy w przyszłym pul.

Generalnie z leśniczymi wprowadziliśmy nowe zasady – na swoim terenie mają być kimś na kształt lekarza pierwszego kontaktu lub dzielnicowego. Muszą być znani lokalnej społeczności, budzić zaufanie i szybko reagować na pojawiające się wątpliwości, zanim wybuchnie niepotrzebny konflikt. Kiedyś taka rola leśniczego była oczywista, od rana stała kolejka interesantów do kancelarii leśniczówki i rozmawiało się bezpośrednio o bieżących problemach. Teraz konkurencyjnym źródłem informacji są media społecznościowe i czasem o powstającym problemie dowiadujemy się z lokalnych grup facebookowych. Leśniczy ma wtedy szybko reagować. To, że wykonywane przez nas zabiegi hodowlane są zgodne z prawem, nie jest już wystarczającym uzasadnieniem. Ludzie próbują teraz zdobywać więcej informacji o lesie z różnych źródeł, czasami też z tych dostarczających błędnych lub niepełnych komunikatów. Oczekują np. więcej liściastych drzew w lesie, ale jednocześnie nie akceptują prowadzonej przebudowy sośnin na żyznych siedliskach. Leśniczy musi na swoim terenie umieć docierać do nich z wiarygodnym, profesjonalnym przekazem.

 

Jak kształtuje się współpraca LZD z zakładami usług leśnych?

Prace realizują u nas obecnie trzy firmy, każda obsługuje po jednym leśnictwie. To są duże podmioty, o znacznie większym potencjale, pracują nie tylko dla nas. Z każdym partnerem mamy zawartą trzyletnią umowę na całość prac, jesteśmy po drugim roku trwania tych umów. Umowa wieloletnia ma oczywiście dobre i złe strony – jak wygra słabsza firma, to jest problem dla zamawiającego, może być różnie. Na szczęście to są solidne firmy. Umowy zawierają możliwość corocznej indeksacji stawek. Przy indeksacji nie poprzestajemy na inflacji, bo to by było czasem za mało, jak pokazuje przykład ostatniego roku. Bierzemy pod uwagę także inne kosztotwórcze czynniki, takie jak wzrost płacy minimalnej czy wskaźnik wzrostu kosztów paliw i materiałów ropopochodnych. Średni wzrost kosztów paliw, porównując początek 2020 r. do drugiej połowy 2021 r., oscylował wokół 20% – to jest bardzo dużo, trzeba to było uwzględnić. W LZD 82–87% surowca drzewnego jest obecnie pozyskiwane harwesterami.

 

Ponad 20 tys. kubików pozyskiwanych rocznie przez LZD trafia do lokalnych odbiorców?

Półtora roku temu, jak zaczynałem tu pracować, odbiorcami drewna wielkowymiarowego prawie w 80% byli lokalni odbiorcy w promieniu 50 km. Obecnie mamy strukturę odbiorców podobną jak w Lasach, drewno sprzedajemy praktycznie wszędzie. Organizujemy przetarg nieograniczony, w zeszłym roku był na półrocze, w tym zrobiliśmy na rok, przeznaczając do przetargu 85% rocznej puli drewna i zostawiając 15% na ewentualny przetarg uzupełniający w drugim półroczu. Mamy całą strukturę sortymentów – i papierówkę, i kłodę. W większości jest to sosna, ok. 85%. Na całą masę zawarliśmy umowy, zainteresowanie było olbrzymie. Wśród odbiorców są zarówno potężne międzynarodowe podmioty, jak i zakłady przecierające rocznie zaledwie 700–1000 kubików.

 

Od 2019 r. LZD w Murowanej Goślinie ma certyfikat PEFC. Skąd pomysł, by ubiegać się o certyfikat FSC?

Kiedyś, ponad 10 lat temu, LZD w Murowanej Goślinie miał również certyfikat FSC. Potem zrezygnowano, trudno mi powiedzieć dlaczego. Certyfikat PEFC był cały czas od kilkunastu lat, to wystarczało. Obecna certyfikacja według standardu FSC to moja decyzja, ale skonsultowana z kadrą LZD. Do jej podjęcia skłoniło mnie kilka istotnych powodów. Zacznijmy od przyczyn biznesowo-gospodarczych, łatwiejszych do określenia. Certyfikat FSC jest dobrym narzędziem wspomagającym sprzedawcę drewna w okresie słabego popytu, bessy. Dziś sprzedaż to nie problem, ale jutro sytuacja może się zmienić. Cykle koniunkturalne są przecież czymś absolutnie normalnym. Dostałem już oferty od dużych, poważnych odbiorców, którzy gwarantowaliby zakup drewna w dłuższej perspektywie, ale chcieliby mieć również certyfikat FSC oprócz PEFC. Dysproporcja między cenami drewna LZD a cenami innego podmiotu, który sprzedaje i ma certyfikat FSC, może sięgać nawet kilkunastu procent. W hossie tej dysproporcji może nie być albo sięgnie ona najwyżej kilku procent. Ale jak tylko spada na rynku popyt na drewno, to różnica w cenie, i w ogóle chęć odbioru surowca certyfikowanego w systemie FSC, znacząco rośnie. To są moje doświadczenia z pracy w LP. Tutaj to też było widać w momencie negocjacji z odbiorcami.

 

Można założyć, że pieniądze wyłożone na audyt się zwrócą?

Tak, tak zakładamy. Zrobiliśmy kalkulację, o ile drożej w trzyletnim okresie powinniśmy sprzedać kubik, żebyśmy wyszli na zero, inwestując w FSC.

 

Mocno upraszczając – przy otrzymaniu certyfikatu FSC na pięcioletni okres inwestycja w audyt zwraca się po trzech latach, a przez kolejne dwa zarabia się na uzyskanej certyfikacji?

Nie. Założenie było takie, że nie możemy w ogóle dołożyć do uzyskania certyfikacji, a musimy mieć zysk, gospodarczo musi być zagwarantowany wynik dodatni. I to nam wyszło już tak naprawdę po pierwszym półroczu, bo jest to kwestia dołożenia kilku złotych do ceny m3. Łatwo jest policzyć, ile jestem w stanie uzyskać, ukierunkowując sprzedaż w ten sposób. Mamy też trochę większą swobodę, bo robimy na sprzedaż drewna przetarg otwarty połączony z negocjacjami w drugim etapie. Czyli ogłaszamy przetarg na naszych stronach internetowych, oprócz tego wysyłamy informację do wszystkich firm, które uda się zidentyfikować. Ostatnio zaprosiliśmy do składania ofert ponad 50 firm, to dość dużo przy tak małym pozyskaniu. Przeszło połowa z nich złożyła swoje oferty. Umowy zawarliśmy z ok. 10 odbiorcami. Kierowaliśmy się nie tylko ceną, ale także gwarancjami, dotychczasowymi doświadczeniami ze współpracy itd. W styczniu br. firmom, z którymi zawarliśmy umowy w tym roku, i z tymi, z którymi współpracowaliśmy w przeciągu trzech ostatnich lat, zadaliśmy pytania: 1. czy na dziś certyfikat jest dla nich interesujący; 2. czy jest on istotny w ciągu najbliższych dwóch lat; 3. czy są w stanie odpowiedzieć na te pytania w dalszej perspektywie. Pytaliśmy również, czy ich zdaniem rola certyfikatu będzie rosnąca, stała czy malejąca. Wszystkie firmy, które były zainteresowane drewnem z certyfikatem, wskazały na oczekiwany rosnący udział drewna objętego certyfikatem FSC, przy czym połowa wszystkich firm oczekuje 100% pokrycia certyfikatem FSC. Uzyskaliśmy kilkadziesiąt wiarygodnie wypełnionych ankiet, zatem można przyjąć, że jest to jasny sygnał potwierdzający słuszność obranego przez nas kierunku. Co ważne, w ankietach nie narzucaliśmy odpowiedzi o preferowanym certyfikacie, tylko pytaliśmy o to, którym są zainteresowani. Do wyboru był PEFC, FSC, możliwość wskazania jakiegoś innego lub czwarta możliwość – żadnego, z uzasadnieniem dlaczego. Bardzo upraszczając, tylko grupa małych odbiorców o dużym udziale sprzedaży detalicznej nie była przekonana, czy w najbliższych latach jest im potrzebny certyfikat. Natomiast pozostali w większym lub mniejszym zakresie wskazywali potrzebę posiadania certyfikatu FSC. Podkreślali czasem, że nie powinno się to wiązać z dużym wzrostem ceny zakupu, a zatem wyższym niż 5%. Jednak to i tak dużo i nie ma możliwości, abyśmy aż tyle oczekiwali z naszej strony za to, że dajemy surowiec z certyfikatem.

 

Zatem odbiorcy drewna, którzy chcą mieć gwarancję, że surowiec został pozyskany zgodnie z zasadami odpowiedzialnej gospodarki leśnej, wyżej cenią certyfikat FSC niż PEFC?

Z naszych ankiet wyszło, że tak właśnie jest. Być może istotny jest też fakt, że wśród konsumentów rozpoznawalność znaku FSC wydaje się wyższa niż PEFC.

 

Certyfikat PEFC, który ma obecnie LZD w Murowanej Goślinie, jest ważny do czerwca 2022 roku. Czy LZD będzie kontynuować certyfikację w tym systemie?

Długo dyskutowaliśmy, czy zastępujemy PEFC certyfikatem FSC – na jednym zaoszczędzimy, na drugim zyskamy, czyli w kosztach będziemy na zero, a w przychodach powinno być lepiej. Zastanawialiśmy się też nad utrzymaniem dwóch systemów i nad tym, czy jest może jakaś inna ścieżka. Na dzisiaj nasza decyzja jest taka, że FSC na pewno chcemy mieć przez najbliższy cykl. Co do PEFC robimy teraz rozpoznanie czysto biznesowe. Myślę, że podejmiemy decyzję o ewentualnym kontynuowaniu PEFC dopiero po precyzyjnych wyliczeniach. Rynek trochę stanął na głowie i analizujemy, co nam to może dać i z jakim prawdopodobieństwem. Z ekonomicznego punktu widzenia wydaje się, że nie ma jednak takiej potrzeby. Większość z naszych potencjalnych 50 kupujących mówi, że możliwość zakupu drewna certyfikowanego FSC spełnia ich potrzeby. Właściwie nie ma odwrotnych sytuacji, że ktoś oczekuje tylko certyfikatu PEFC, a nie jest mu potrzebny FSC. Podsumowując, warunki biznesowo-gospodarcze były ważne przy podjęciu decyzji o poddaniu się audytowi w celu uzyskania certyfikatu FSC, bo LZD działa jako podmiot na własnym rozrachunku. Nie mamy żadnego wsparcia finansowego ze strony uczelni czy jakiegoś funduszu leśnego. Przeciwnie, coś w rodzaju dywidendy, odpisy z przychodów, musimy nawet rozliczać do UP w Poznaniu. Dlatego aspekt biznesowy w certyfikacie miał duże znaczenie. I szybko się okazało, że certyfikat FSC jest opłacalną inwestycją – trzeba to jasno powiedzieć.

 

Jakie inne względy oprócz aspektu gospodarczego zadecydowały o decyzji ubiegania się o certyfikat FSC?

Jesteśmy przed nowym planem urządzenia lasu. Mamy świadomość lawinowo rosnących oczekiwań społecznych względem leśnictwa. Ponadto LZD jest częścią uniwersytetu, a zatem podmiotu, dla którego budowanie pozytywnego wizerunku jest niezwykle ważne. Chcę wykorzystać fakt spełniania międzynarodowych standardów FSC w zakresie, w którym moim zdaniem LP nigdy nie skapitalizowały w pełni wobec faktu posiadania certyfikatu. Pomyślne przejście audytu i dobrowolne poddanie się wymogom standardu FSC chciałbym wykazywać jako bardzo dobry argument, uwiarygadniający nas w kontaktach z interesariuszami spoza branży leśno-drzewnej. Pierwszy raz wykorzystaliśmy to już na wspomnianym spotkaniu z grupą mieszkańców zaniepokojonych zasadnością realizowanych przez nas zadań gospodarczych. Okazało się, że rozpoznawalność znaku FSC jako poświadczenia dobrych praktyk w łańcuchu dostaw produktów drzewnych była wysoka – mniej więcej połowa kojarzyła go z różnych produktów drewnopochodnych. Ludzi bardzo przekonuje też to, że niezależny podmiot, w dodatku międzynarodowy, czyli wyrównujący standardy, sprawuje nad nami nadzór w tym zakresie, który ich szczególnie interesuje, i zaświadcza, że prowadzimy zrównoważoną gospodarkę, że po prostu nie wycinamy za dużo.

Wzrost zainteresowania lasem wśród społeczeństwa jest bardzo duży. W ciągu ostatnich 10 lat częstotliwość doniesień prasowych na temat gospodarki leśnej i leśnictwa zwiększyła się 20-krotnie! Wielu zainteresowanych czerpie wiedzę o lesie z mediów społecznościowych. Typowi mieszkańcy miast miewają problem z zaakceptowaniem naturalnych mechanizmów w przyrodzie, takich jak np. śmierć sarny zagryzionej przez wilki. Wśród osób korzystających rekreacyjnie z lasów przybywa ludzi odizolowanych na co dzień od naturalnego cyklu życia i śmierci, a ubywa lepiej pojmujących te procesy mieszkańców wsi. LZD w Murowanej Goślinie z racji lokalizacji jest typowym przykładem lasu podmiejskiego. Z centrum Puszczy Zielonki do centrum Poznania jest w prostej linii 17 km, w komunikacyjnej ok. 20 km. To zaledwie 30 minut jazdy. Zwłaszcza w czasie pandemii ludzie zaczęli coraz mocniej eksplorować lasy, zapuszczać się coraz dalej i głębiej. Widzą zatem więcej efektów prac leśnych, które mogą budzić ich niepokój.

 

Cel był zatem jasno sprecyzowany: po pierwsze biznesowy, po drugie wizerunkowy.

Wizerunkowy jako narzędzie wspierające nasze negocjacje i konsultacje z otoczeniem, z interesariuszami. Cenię je nawet bardziej niż relacje biznesowe. Dlaczego? Chciałbym przenieść ciężar negatywnego odbioru naszych działań i wiarygodności na certyfikat FSC właśnie. Czyli wspierać się certyfikatem w przypadku zarzutów np. o rabunkową gospodarkę, pokazywać, że rzetelny podmiot międzynarodowy sprawdził nas pod kątem poprawności gospodarki leśnej. Duża część interesariuszy kojarzy znak FSC, a jeśli ktoś czuje taką potrzebę, to może doczytać, że możliwość jego stosowania warunkują klarowne zasady. Obawy interesariuszy kwestionujących prowadzoną przez nas gospodarkę dotyczą zazwyczaj tego, czy nie tniemy za dużo, czy dbamy o walory przyrodnicze, kulturowe i społeczne. A to właśnie na tych aspektach skupia się certyfikat, dlatego chcę go użyć. Zawsze żałowałem, że Lasy traktowały certyfikaty trochę jak smutną konieczność i nie wykorzystywały szansy udowodnienia przy jego pomocy, że działają na naprawdę dobrych zasadach. Musimy brać pod uwagę drastycznie rosnącą rolę czynników społecznych w otoczeniu oraz inne aspekty. Po pierwsze nasze lasy są bardzo wrażliwe na zmiany klimatu, ze względu na przepuszczalność gleb piaszczystych mamy cały czas niedobory wody opadowej, a to wpływa na naszą gospodarkę. Pomimo naszych starań w zakresie nadzoru nad gospodarką w LZD też zaczynają się pojawiać oznaki zamierania lasu, mamy kornika ostrozębnego, mamy dużą presję zwierzyny płowej. Certyfikat FSC ułatwia tłumaczenie, że panujemy nad tym, ale warunki zewnętrzne są takie, a nie inne, i że np. coraz częściej będą się pojawiać stare, zamierające sosny. Jak je wycinamy, też trzeba tłumaczyć, że robimy to zgodnie ze sztuką leśną, by nie dochodziło do konfliktów.

 

Czy LZD przed przystąpieniem do audytu musiało się jakoś specjalnie przygotować? Wdrożyć jakieś nowe procedury?

Nie baliśmy się aspektu współpracy z zulami czy czynników kadrowo-firmowych. Najbardziej pochyliliśmy się nad aspektami przyrodniczymi, ewidencyjnymi, aktualizacją wiedzy. Przygotowanie do audytu było dla nas swego rodzaju wewnętrznym audytem, dla mnie jako dla zarządzającego – wiarygodnym źródłem informacji, jaki jest realny aktualny stan zasobów znajdujących się w sferze zainteresowań standardu. Było też narzędziem mobilizującym do uporządkowania różnych naszych procedur. Zweryfikowaliśmy stan z dokumentów ze stanem faktycznym na gruncie, wpisaliśmy w ramy wymagane przez FSC, stworzyliśmy nowe mapy, bazy danych. Nieraz okazało się, że gdzieś występuje coś cennego, o czym – przynajmniej formalnie – nie wiemy, a to, co mamy formalnie zapisane, nie zawsze jest już aktualne. Leśniczowie przejrzeli walory przyrodnicze HCVF-ów. Po początkowo ostrożnym podejściu kadra terenowa przyznała jednak, że usystematyzowało im to wiedzę o swoim terenie. Przejrzeli też, które powierzchnie chcieliby wyłączyć z gospodarki leśnej, bo na pewne wyłączenia jesteśmy skazani. A kierownictwo uzyskało wiarygodne dane. Przygotowanie do audytu zmobilizowało nas do uporządkowania różnych zagadnień, wprowadzenia procedur zbierania i weryfikacji zestandaryzowanych danych m.in. o walorach przyrodniczych. Powstał wartościowy materiał wyjściowy, który zostanie wykorzystany przy tworzeniu planu urządzenia lasu – od razu nam podpowie, które fragmenty drzewostanów możemy zostawić bez zabiegów lub z ograniczonymi zabiegami po to, by w pozostałych je intensyfikować. Dzięki temu nie będzie konieczne zmniejszenie całkowitego rozmiaru pozyskania. Chcemy też zbudować wzorcowy model prowadzenia konsultacji społecznych.

 

Wprowadzenie nowych procedur wiązało się z jakąś biurokracją, z dodatkowym wysiłkiem dla pracowników?

Było oczywiście trochę więcej pracy, ale raczej na początku procesu, na stałe zakresu obowiązków kadrze nie przybędzie. Tylko trzeba sobie wszystko dobrze zaplanować, ustalić rozmieszczenie poszczególnych walorów przyrodniczych, a potem w określonych interwałach czasowych monitorować i weryfikować ich stan. Mnie jako zarządzającemu daje to pewność, że stan jest okresowo sprawdzany i odpowiada prawdzie. I że jest jednakowa metodyka zbierania danych.

 

Z punktu widzenia pracowników i zarządzającego jednostką, która się poddaje certyfikacji – jakie są różnice przy procesie uzyskiwania certyfikacji FSC i PEFC?

Więcej różnic słyszę od pracowników terenowych, których dotyczą pewne informacje. Leśniczowie przyznają, że FSC jest dla nich trudniejsze pod kątem wypełnienia wszystkich wymogów, wskazania i opieki nad walorami przyrodniczymi i innymi trudnymi zagadnieniami. Nacisk na pewne formuły są w FSC wyższe, trudniejsze dla zamawiającego.

 

Jeżeli celem dysponowania certyfikatem jest podpieranie się nim przy sytuacjach konfliktowych, to podjęcie trudu spełnienia wymogów standardu FSC, który kładzie większy nacisk na aspekty ochronne w podejściu do przyrody, wydaje się zatem bardziej sensowne.

Moim zdaniem FSC jest bardziej pracochłonne, stawia wyższe wymogi pod względem przyrodniczym dla jednostki ubiegającej się o certyfikat. Ale korzyść jest taka, że mając doskonale zidentyfikowaną i opisaną płaszczyznę przyrodniczą, uzyskuję świetne narzędzie jako argument: zostaliśmy dokładnie „prześwietleni” przez zewnętrzną, niezależną firmę. Jeżeli jesteśmy pod obserwacją społeczeństwa w zakresie przestrzegania wymogów ochrony przyrody, to szukajmy narzędzia, które w tym względzie jest maksymalnie obiektywne i skuteczne do przekonywania o zasadności prowadzonej przez nas gospodarki. Kryteria FSC są na tyle ostre, że jak uda się je spełnić, to certyfikat poświadcza, że gospodarka prowadzona jest na naprawdę wysokim poziomie. Międzynarodowość standardu FSC też wzmacnia jego odbiór w społeczeństwie.

 

Obecnie certyfikat FSC mają prawie wszystkie dyrekcje regionalne LP (z wyjątkiem RDLP w Krośnie, trzech białowieskich nadleśnictw RDLP w Białymstoku i RDLP w Łodzi, która ma zawieszony certyfikat). Łącznie certyfikacją FSC w Polsce objęte jest prawie 7 mln ha, co stanowi ok. 72% naszej powierzchni leśnej. W kontekście wymienionych korzyści dla LZD – jak uzasadnić pojawiającą się co i raz narrację PGL LP, że Lasy być może odejdą od certyfikacji FSC, bo drewno i tak się sprzedaje.

Uważam, że dla LP jako organizacji taka decyzja nie byłaby dobra. Chodzi o przyszłość. Przy latach chudych gospodarczo certyfikat jest systemem wspomagającym sprzedaż. Jednak ważniejsza dla Lasów jest możliwość wykorzystania certyfikatu jako poświadczenia zasadności swoich działań. To jest narzędzie, które powinno pomóc utrzymać własną wiarygodność. Najczęstsze medialne afery związane z Lasami związane są z wycinaniem drzew. W domyśle – wycinką nadmierną, złą, niezgodną z prawem, sztuką leśną i ochroną przyrody. Dla tak dużej organizacji jak Lasy Państwowe, która ma w swojej misji działanie w najwyższych standardach, każde narzędzie wspomagające dialog w kontaktach ze społeczeństwem jest niezwykle cenne – zwłaszcza narzędzie tak obiektywne jak certyfikat FSC. Wracając do pytania, czy Lasy powinny zrezygnować z poddawania się certyfikacji w systemie FSC, to po pierwsze nie wierzę w bezwładność przemysłu drzewnego. Nie da się nagle przerwać łańcuchów dostaw. Duże, poważne firmy nie mogą sobie pozwolić, żeby nagle przestać obracać certyfikowanym drewnem, bo są tylko elementem domina. Musiałyby mieć pewność, że np. w Polsce za pięć lat nie będzie drewna z certyfikatem FSC, by zacząć przebudowywać swój strategiczny biznesplan. Taki proces musiałby trwać kilka, kilkanaście lat. Lasy miały czynny udział w wytworzeniu zapotrzebowania przemysłu na certyfikat FSC, który w Polsce jest obecny od końca lat 90. W pewnym momencie, jak było wiadomo, że poszczególne dyrekcje regionalne przystępują do systemu i trend jest jednolity, a w ciągu trzech lat praktycznie wszystkie będą miały certyfikat, to odbiorcy drewna zaczęli budować swoje rynki pod tym kątem. Lasy przyzwyczaiły przemysł drzewny do certyfikatu, oferując praktycznie w całości drewno certyfikowane w systemie FSC. Kierunki odbioru drewna kontrahentów są ustalone, nie da się ich nagle zmienić. Trudno byłoby się wycofać Lasom z certyfikacji, bo istnieje przecież odpowiedzialność za partnera biznesowego.

Trzeba też nadmienić, że jakim utrudnieniem by nie było uzyskanie certyfikatu FSC, z jakimi kosztami by się nie wiązało, to na dzisiaj, gdyby np. poseł zadał dyrektorowi generalnemu pytanie typu „ile mamy obszarów naturowych w Lasach”, to kilkoma klawiszami odpowiedni dział w DGLP może tę informację uzyskać, m.in. dzięki temu, że uporządkował takie informacje w jednolitym standardzie certyfikatu. I ma na to dowody w postaci przeprowadzonych niezależnych audytów. To jest świetnie narzędzie. Najbardziej mi szkoda, że Lasy nie w pełni wykorzystują to narzędzie przy okazji burz medialnych zarzucających leśnikom nadmierną eksploatację. Niewystarczająco też współpracują z przemysłem drzewnym w zakresie upowszechniania wiedzy, że od nasiona poprzez cały cykl produkcyjny aż do deski i mebla standard spełniony jest na każdym etapie. Nie ma takiej spójnej wspólnej polityki. A szkoda, bo to PR-owo można by to bardzo łatwo wykorzystać. W FSC kryteria okołoprzyrodnicze mają duży ciężar i ich spełnienie nie jest łatwe – to nie jest uwypuklane. Mówi się w Lasach o stratach gospodarczych spowodowanych wyłączaniem pewnych gruntów z produkcji, ale nikt się nie pokusił, by obliczyć potencjalną korzyść finansową związaną z wykorzystywaniem certyfikatu FSC do zażegnywania sporów i medialnych zarzutów, do czego z powodzeniem może służyć. Certyfikat sprawia, że sami wytwarzamy narzędzia do rozwiązywania naszych problemów. Ten potencjał jest kompletnie niewykorzystany. C

 

Rozmawiał: Marek Bodył

 

Fot. Marek Bodył