Niemiec idzie!

Leśniczówka w Nartach przez kilka dni stała się najsłynniejszym miejscem w kraju. Czy „Nowe Westerplatte”, jak obwołał Narty poseł Mirosław Orzechowski z LPR, rozpoczęło kolejną kampanię wrześniową i teraz czekać tylko na Mławę, Bzurę, Modlin i wreszcie Kock?Skąd się bierze problem leśniczówki, która decyzją Sądu Najwyższego wróciła do obywatelki Niemiec Agnes Trawny? Zacznijmy od tego, że niemal 1/3 terytorium współczesnej Polski to tereny wchodzące do 1945 r. w skład Niemiec. Jak podają statystyki w 1939 r. zamieszkiwało je 7,1 mln Niemców i 1,3 mln Polaków. Ze 101 tys. km2 część – ok. 23 tys. km2 – należała do niemieckiej enklawy Prus Wschodnich. Leśnymi terenami Mazurami i Warmii zarządza teraz w większości RDLP w Olsztynie. I właśnie tutaj, w Nadleśnictwie Szczytno, wydarzył się precedens, który może zapoczątkować serię podobnych przypadków.

O przynależności części tzw. ziem odzyskanych do Polski zdecydowała konferencja poczdamska. Tereny te opuściły miliony ludzi. Migracja miała dwie zasadnicze fazy. Pierwsza zaczęła się wraz z nacierającym frontem i trwała w latach bezpośrednio po zakończeniu wojny. Druga dotyczyła osób, które przyjęły już obywatelstwo polskie, a wyjeżdżały do RFN w kilku falach po 1956 roku. Problem, z którym zmierzyło się Nadleśnictwo Szczytno dotyczy przedstawicieli właśnie tej drugiej grupy.

Jedną z nich była osławiona Agnes, która opuściła Narty w 1977 roku. Pozostawione nieruchomości, którymi – co ważne – ona i jej bracia nie zadysponowali (sprzedaż, zrzeczenie się, obdarowanie kogokolwiek), przejęła Gmina Jedwabno. W rok później las i rodzinne zabudowania naczelnik gminy przekazał Nadleśnictwu Szczytno. Dom pełnił funkcję dwurodzinnej osady służbowej, w której obecnie mieszkają byli pracownicy Nadleśnictwa.

Sprawa Agnes Trawny (47 ha i zabudowania) i sprawa jej brata (mniej nagłośniona w mediach z uwagi na to, że Horst Rogala wystąpił od odzyskanie gruntów, od Nadleśnictwa Szczytno przeszło 7 ha) rozpoczęła się kilka lat temu. Wędrowała z Sądu Rejonowego w Szczytnie, przez Sąd Okręgowy w Olsztynie aż do Sądu Najwyższego, który wydał wyrok 13 grudnia 2005. Od tej pory Nadleśnictwo Szczytno, czyli przedstawiciel Skarbu Państwa, straciło wszelkie prawa do dawnej leśniczówki w Nartach. Sędziowie zakwestionowali legalny charakter przejęcia nieruchomości przez gminę, która oparła się na przepisach ustawy o gospodarce w miastach i osiedlach z 1961 roku. W związku z tym bezprawne było dalsze dysponowanie majątkiem. Art. 38 ustawy zezwalał jedynie na przejmowanie nieruchomości osób, które były ich właścicielami w 1945 r. – Agnes Trawny i jej bracia to spadkobiercy po ojcu, który zmarł w kilka lat po wojnie.

Rzecz odżyła niedawno, kiedy Agnes zaczęła przyjeżdżać na ojcowiznę i dwóm rodzinom zamieszkującym odzyskany dom – Moskalikom i Głowackim – wytoczyła sprawę eksmisyjną. Sąd stanął po stronie emerytów. Mimo to zawrzało. 13 czerwca w spornym obejściu konferencję zorganizowała Liga Polskich Rodzin.

Nie jest prawdą, że Nadleśnictwo czegoś nie dopełniło, zaniedbało – mówi nadleśniczy Janusz Kleszczewski, który słyszy taką opinię w rozgorączkowanych mediach, a chodzi o niewpisanie domu w Nartach do księgi wieczystej. – Wniosek został złożony w 1997, a wpisu dokonano w 1999 roku.

Nadleśniczy jest zdania, że tam gdzie dzieje się krzywda ludzka, nie słucha się rzeczowych wyjaśnień, które nie pasują do zaplanowanego scenariusza. Krzywdzącą dla Nadleśnictwa opinię wydał na łamach prasy prof. Andrzej Sakson, dyrektor Instytutu Zachodniego w Poznaniu. Profesor najwyraźniej nie był zorientowany, że wpis w księdze wieczystej był, lecz i tak nie mógł być gwarantem utrzymania status quo w przypadku jeśli opiewa na Skarb Państwa (nadleśnictwo, gminę). Agnes Trawny nie muszą się natomiast obawiać prywatni właściciele działek, którzy kupili je od gminy Jedwabno. Wpisów na ich nazwiska nikt nie podważy.

Nadleśniczy Kleszczewski uważa, że w latach 70. ktoś zawalił nie żądając w zamian za wydanie paszportu dyspozycji co do pozostawionego majątku. Takich papierów nie odnaleziono w archiwum wydziału paszportowego w Białymstoku. Moskalikowie i Głowaccy, którzy płacą teraz czynsz znienawidzonej Niemce, obwiniają i ją, i nadleśniczego. Za to, że zawczasu nie zostali właścicielami leśniczówki przeznaczonej do sprzedaży (takie plany były wobec domu zanim zaczęła się cała sprawa). Teraz, mimo że Nadleśnictwo występuje z propozycją korzystnej sprzedaży innych nieruchomości, obie rodziny nie chcą się na to zgodzić, tłumacząc, że nie pora na przesadzanie starych drzew. Tym bardziej w odległe okolice i miejsca, które trzeba by na nowo zagospodarować.

Problem osób, które wyjeżdżały do Niemiec w latach 1950–1980 (z samych Warmii i Mazur ok. 150 tys.) może nabrać rozmachu, a precedens Nart z pewnością się do tego przyczyni. Emigranci z tego okresu w momencie wyjazdu często nie zrzekali się polskiego obywatelstwa, ani prawnego tytułu do pozostawianych nieruchomości. Z roszczeniami majątkowymi wystąpiło do tej pory ok. 200 takich osób.

Jak ten problem wygląda w skali RDLP w Olsztynie? Aktualnie wnioski o restytucję mienia dotyczą pięciu nadleśnictw. W jednym przypadku wnioski złożyli obywatele polscy, a w pozostałych czterech nadleśnictwach sądy rozpatrują po jednej sprawie. W Jagiełku rzecz idzie o działkę wielkości 4,62 ha, w Kudypach o 15,28 ha lasów, w Szczytnie nadal trwa sprawa Dietera Lorenca (15,83 ha). Dość poważnie ocenia sytuację nadleśniczy w sąsiednim Nadleśnictwie Jedwabno (na terenie tej gminy znajdują się właśnie nieruchomości przyznane Agnes Trawny i jej bratu). Aktualnie postępowanie sądowe toczy się w sprawie uzgodnienia ksiąg wieczystych na ok. 16 ha, a kolejne osoby czekają na werdykt w tej sprawie. Jeżeli temida okaże się niełaskawa wobec Skarbu Państwa, z całą pewnością pozwy wpłyną i od nich. Nadleśniczy Marek Trędowski ocenia, że będzie to jakieś 10 osób żądających zwrotu ok. 300 ha gruntów. Potencjalnie jednak Nadleśnictwo Jedwabno może stanąć jako strona wobec 40 powództw dotyczących nawet 2000 ha.

W kwietniu, na połączonym posiedzeniu sejmowych Komisji Gospodarki i Komisji Ochrony Środowiska główny analityk LP nazwał kwestię potencjalnych roszczeń niemieckich „podstawową przeszkodą, która może się okazać bardzo istotna w kultywowaniu i rozwijaniu polskiego modelu leśnictwa”. Zdaniem Konrada Tomaszewskiego niezwykle istotne jest umieszczenie w księgach wieczystych zapisów o przejściu majątku leśnego niemieckich właścicieli na rzecz Skarbu Państwa. W UE księga wieczysta jest podstawowym dokumentem potwierdzającym władanie nieruchomością. Niewykonanie tej normy, dowodził Tomaszewski, może zostać potraktowane jako wyrzeczenie się zaistniałego stanu prawnego.

Poza Warmią i Mazurami na szczęście nie obserwuje się podobnego problemu, uspokajają naczelnicy odpowiedzialni za stan posiadania w zachodnich rdLP. Zapytani o stan uporządkowania ksiąg wieczystych odpowiadają, że to coraz mniejszy problem. W Olsztynie średnio 93% gruntów ma już księgi. –W około połowie nadleśnictw zostały tylko bardzo skomplikowane przypadki– wyjaśnia Paweł Artych.

Zbigniew Maciantowicz z Zielonej Góry potwierdza, że jego RDLP księgi założyła w 99%. – Większe problemy mamy na dawnym pograniczu polsko-niemieckim, gdzie wciąż trwają skomplikowane sprawy dotyczące niewielkich powierzchni. Ale im dalej na zachód, tym mniej tego rodzaju problemów. Póki co do dyrekcji trafiły jedynie wnioski kilku parafii i gminy żydowskiej, która wnioskowała o odzyskanie terenu kirkutu.

W sąsiednim Wrocławiu sytuacja jest jeszcze bardziej spokojna. W księgach wieczystych znalazło się już niemal 100% nieruchomości Lasów Państwowych, a z nadleśnictw nie dochodzą żadne sygnały o roszczeniach majątkowych. Stanisław Walczak (RDLP w Szczecinku, 99% ksiąg wieczystych) zauważa, że sytuacja Mazur i Warmii jest odmienna od ziem zachodnich. –Przede wszystkim na naszym terenie przeważała wielka własność ziemska i o podobnych wnioskach jak w Olsztynie raczej nie będzie mowy. O ile tam po wojnie została spora część rdzennej ludności, tak u nas podobnych przypadków nie było. Siłą rzeczy nie było też fali wyjazdów w latach 70. (prócz Warmiaków i Mazurów dotyczyły one również Ślązaków).

Specjaliści w zakresie stanu posiadania dyrekcji zachodnich są póki co zgodni, że zagrożenie koniecznością zwrotów mienia byłym właścicielom niemieckim nie istnieje. Chyba że coś zmieni się w prawie unijnym. Polacy są wyczuleni na wystąpienia takich osób jak np. Erika Steinbach, urodzona na Kaszubach parlamentarzystka CDU i szefowa Związku Wypędzonych. Na projektach budowy Centrum Wypędzonych nie poprzestają reprezentanci skrajnej prawicy. NPD, partia, która w ostatnich wyborach lokalnych zdobyła reprezentację w Berlinie i w sąsiadujących z Polską Meklemburgii i Saksonii, jawnie kwestionuje wschodnie granice Niemiec. Jej szef w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” nie zawahał się uczynić odpowiedzialnymi za wybuch II wojny światowej Hitlera i… Polski. Trudno podobne rewelacje puszczać mimo uszu. Również polskim leśnikom, którzy na mocy układu poczdamskiego gospodarują dziś kilkoma milionami hektarów lasów do wojny będących własnością innego państwa. 

Rafał Zubkowicz 


Niemal 1/3 dzisiejszego terytorium Polski to tereny byłej Rzeszy Niemieckiej. Państwową własność leśną ziem poniemieckich (zielony kolor na mapie) gospodaruje dziś dziewięć rdLP. Niewielkie fragmenty przynależą też do rdLP w Poznaniu i Toruniu