
W poprzednim tekście wspomniałem o tym, że pewna dama uzyskała w Jeepie Patriot zużycie paliwa 4,18 l/100 km. W dzisiejszych czasach, gdy ceny paliw rosną zdecydowanie szybciej niż pensje, warto podjąć starania, by nasze auto paliło jak najmniej. Przyniesie to wymierne korzyści nie tylko dla środowiska naturalnego, ale i dla naszych kieszeni.W swoim czasie udało mi się wygrać bardzo mocno obsadzony rajd oszczędnościowy. Pod nadzorem komisji technicznej na samochodzie Mitsubishi Carisma z benzynowym silnikiem (!) uzyskałem zużycie 2,9 litra paliwa na 100 km, a w przeliczeniu na przemieszczoną tonę masy całkowitej pojazdu było to ledwie 1,9 litra. Fanatycy takich jazd stosowali ongiś najprzeróżniejsze i najdziwniejsze metody, by uzyskać minimalne spalanie. Prócz gmerania w silnikach koncentrują się na zminimalizowaniu oporów toczenia (nawet stosując olej zamiast smaru w przegubach, czy pompując opony do granic wytrzymałości) i oporów powietrza, by poprawić producentów we współczynniku Cx. Wyłączają ponadto co się tylko da, a co zużywa energię. Zdecydowana większość tych metod jest intensywnie tropiona przez komisje techniczne, a spryciarze dyskwalifikowani, gdyż chwyty te nie nadają się do zastosowania w normalnej eksploatacji. Na zużycie paliwa mają wpływ dwa zasadnicze elementy: stan samochodu i – równie ważny albo i ważniejszy – technika jazdy.
Powiedzmy od razu: do silnika zaglądamy dopiero wówczas, gdy wszystkie inne podzespoły samochodu są sprawdzone i wszystkie są w porządku. W silnikach starszej generacji można teoretycznie uzyskać sporo, poprzez zubożenie składu mieszanki czy zmniejszanie przekroju dysz paliwa. W nowoczesnych samochodach, które mają ustawione zgodnie z normami producenta motory, niewiele da się oszczędzić przez próby ich regulacji, choć powiedzmy również, że niektóre specjalizujące się w tuningu firmy oferują nie tylko (najczęściej oczekiwane przez klienta) zwiększenie mocy silnika, lecz także zastosowanie chipów, które zmniejszają paliwożerność jednostki napędowej. Starzy mechanicy powiadali jednak, że motor musi coś palić: albo benzynę albo zawory, więc zbytnia ingerencja w nastawy producenta przynieść może zysk chwilowy i bardzo iluzoryczny… Można natomiast bez obawy postarać się o zmniejszenie oporów wewnętrznych silnika, stosując odpowiednie (tyle że droższe) oleje i często wymieniać filtr powietrza, paliwa, świece i przewody wysokiego napięcia.
Na zużycie paliwa równie duży wpływ ma zgodna z fabrycznymi nastawami geometria podwozia, sprawność układu chłodzenia i hamulcowego, stan opon etc. Jeżeli klocki czy szczęki będą minimalnie nawet ocierały, jeżeli wadliwy termostat będzie powodował zbyt wolne nagrzewanie się motoru, jeżeli źle ustawiona geometria zaowocuje większymi oporami toczenia – żadne cudowanie przy ustawianiu silnika nic nie da.
Niektórzy producenci oferują specjalne, energooszczędne opony, reklamując je jako obniżające opory toczenia do 20%. Zapewne mają rację, jednak ogumienie to jest o tyle droższe od standardowej opony, że oszczędności wydają się iluzoryczne. Z całą pewnością natomiast powinniśmy często sprawdzać ciśnienie w ogumieniu.
Ma ono bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo, ale także na zużycie paliwa. Gdy ciśnienie jest zbyt niskie, bardzo wzrastają opory toczenia a w konsekwencji zapotrzebowanie na paliwo.
Jeżeli obciążenie samochodu jest zdecydowanie większe niż przeciętne, ciśnienie można zwiększyć o 10-20%. Jednak nie więcej. Przekroczenie tej granicy może wprawdzie przynieść imponujący spadek zużycia paliwa, jednak w bardzo istotnym stopniu zagraża bezpieczeństwu jazdy, a poza tym znacząco (!) przyspieszy zużycie elementów zawieszenia, pociągając za sobą konieczność kosztownej naprawy.
Obciążenie samochodu ma praktycznie zerowy wpływ na zużycie paliwa na trasie, pod warunkiem że uda się nam upakować bagaż wewnątrz auta, nie zaś na bagażniku dachowym. W jeździe pozamiejskiej bowiem, najwięcej paliwa zużywa się na pokonywanie oporów powietrza, a bagażniki dachowe są w większości niezwykle mało aerodynamiczne. Trzeba też pamiętać, że paliwożerna jest klimatyzacja, a na zużycie paliwa mają także wpływ otwarte okna czy uniesiony szyberdach.
Najwięcej jednak można zyskać, stosując właściwą technikę jazdy. Zysk na czasie, wynikający z bardzo nawet dynamicznej jazdy, jest złudny. Sprawdziłem kiedyś, że na 15-kilometrowym odcinku w zatłoczonym mieście wyniósł on zaledwie… 4 minuty w porównaniu z pokonaniem tej samej trasy bardzo spokojnie, natomiast zmierzone zużycie paliwa było wyższe aż o 40%! Ale nie tylko w mieście. Kilka tygodni temu jadąc w jedną stronę długiej trasy, zużyłem 10,4 l/100 km, a z powrotem, tym samym samochodem, 6,3 l/100 km.
Przypomnijmy kilka podstawowych reguł:
* Nie należy rozgrzewać silnika na biegu jałowym, lecz ruszać bezpośrednio po jego uruchomieniu. Dopóki płyn chłodzący nie osiągnie właściwej temperatury, trzeba unikać nadmiernego obciążania silnika, który zużywa wówczas wielokrotnie więcej paliwa niż przewidują normy. Gdy tylko spadnie temperatura, a więc praktycznie już na jesieni, warto przesłonić chłodnicę.
* Prędkość obrotową silnika najlepiej utrzymywać w zakresie między maksymalnym momentem obrotowym, a maksymalną mocą. Dane te powinny być dostępne w instrukcji obsługi auta.
* Każde – a zwłaszcza gwałtowne – rozpędzanie samochodu powoduje duże zużycie paliwa. Przyrost energii kinetycznej nie bierze się z powietrza. Należy więc starać się przewidywać rozwój sytuacji na drodze tak, by jechać płynnie, unikając niepotrzebnego hamowania i przyspieszania, zawczasu łagodnie zwiększając i zmniejszając prędkość.
* Ważny jest też właściwy dobór przełożenia, na jakim jedziemy. Zarówno zbyt wysoki, jak i zbyt niski bieg powoduje zwiększone zużycie paliwa.
* W żadnym wypadku – ze względu na bezpieczeństwo! – nie wolno wyłączać silnika w czasie jazdy. Po pierwsze, we współczesnych samochodach przestaje wówczas działać wspomaganie układu kierowniczego i hamulcowego. Po drugie, kierowca zawsze powinien być przygotowany na niespodziewany rozwój sytuacji na drodze, który będzie wymagał szybkiej reakcji – na przykład przyspieszenia. Gdy zjeżdżamy ze wzniesienia (ale nie tylko wówczas), należy hamować silnikiem. W nowoczesnych jednostkach napędowych działa wówczas układ odcinający dopływ paliwa.
Oczywiście w najlepszej sytuacji są właściciele samochodów wyposażonych w komputer pokładowy z funkcją pomiaru chwilowego zużycia paliwa. Nic tak dobrze nie wpływa na wyrobienie właściwej techniki jazdy, jak widok wyświetlacza, który wskazuje, że gwałtowne wciśnięcie pedału gazu, kiedy silnik jest zimny, powoduje wzrost
zużycia paliwa do 50 (sic!) a nawet i więcej litrów na 100 km…
MTR