Przeczytasz w 14 minut

Stawiam na pracę zespołową (04/2019)

Arkadiusz Wojciechowicz, nowo mianowany dyrektor RDLP w Katowicach, nie tylko stawia na działania zespołowe, ale także utożsamia się z całą firmą, jaką są Lasy Państwowe; jest pełen empatii, lecz nie boi się trudnych decyzji; ma też pomysł na to, jak różnorakie doświadczenie zawodowe przekuć w sukces na nowym stanowisku.

Na stanowisko dyrektora RDLP w Katowicachtrafił Pan dość niespodziewanie.

To prawda,znalazłem się tu nagle. Myślę, że cała Służba Leśna, jak sama nazwa wskazuje,jest właśnie służbą. To dyrektor generalny wskazuje, kogo widzi na jakimstanowisku. I czasem tospore zaskoczenie także dla samego zainteresowanego.

 

Czyli nie spodziewał się Pan tej nominacji?

Niespodziewałem się. Od trzech lat byłem zastępcą dyrektora w RDLP we Wrocławiu,dyrekcji dosyć trudnej z uwagi na to, co się tam dzieje: okres posuchy,wiatrołomy, szkodniki pierwotne. To były trzy lata naprawdę ciężkiej pracy iwzmożonego wysiłku.

I wszystko,łącznie z moimi zadaniami, wydawało się w miarę poukładane, zorganizowane,ludzie czuwali i wiedzieli, co mają robić. A tu nagle telefon od dyrektorageneralnego: czy takie wyzwanie, jak kierowanie sąsiednią dyrekcją, podejmę.Odpowiedziałem: „z panem dyrektorem się nie dyskutuje i dla mnie to jestobowiązek, żeby przyjąć taką propozycję i wykonywać swoje zadania zgodnie zustawą o lasach”.

I tak sięstało. To pierwsza przyczyna mojej tu obecności.

Druga, którazadecydowała, że się zgodziłem, to fakt, że mam żonę z Katowic, więc Śląsk jestmi bliski. Pochodzę z Opolszczyzny, która tak naprawdę trochę ciągnie doŚląska, i tradycje śląsko-opolskie są w rodzinie. My też nie obchodzimy imienintylko urodziny (śmiech). W taki sposób znalazłem się właśnie tutaj. I wzasadzie z marszu wszedłem w nowy zakres obowiązków.

Pana irodzinę czeka przeprowadzka? A żonę powrót w rodzinne strony?

Sądzę, że narazie nie będzie takiej potrzeby. Dyrektorzy są bowiem z powołania, jako wspomnianasłużba, i czas tak naprawdę pokaże, co będzie dalej. Dzieci małych nie mam,obowiązków rodzinnych skierowanych na nie też nie, więc możemy się z żoną oddaćpracy. Nie jest to aż tak daleko, by raz w tygodniu nie móc się spotkać. A przyokazji, po drodze,można odwiedzić jakieś nadleśnictwo. Co będę czynił (śmiech).

 

Jest Pan bardzo pozytywnie oceniany przezpracowników poprzedniej jednostki – jako człowiek i zwierzchnik. Będzie się Panstarał zaskarbić sobie przychylność ludzi w nowym miejscu?

Będę kontynuowałto, co udało mi się osiągnąć we Wrocławiu, bo nie ukrywam, że jak o nimwspominam, i o ludziach, z którymi pracowałem, to łezka w oku się kręci.

Zewszystkimi trzeba rozmawiać, bo każdy z nas jest człowiekiem i ma problemyróżnego kalibru. Praca jest pracą, ale poza nią warto też wiedzieć, co dziejesię u ludzi. Sądzę, że byłem osobą, która starała się na tyle, na ile mogła, ina ile jej pracownicy zaufali, pomóc. Korzystając z możliwości, starałem sięwspierać. I tutaj, w Katowicach, o ile będzie mi to dane, również chciałbymwprowadzić taką atmosferę. Nie świadczy to jednak o tym, że jestem człowiekiem,który nie podejmuje koniecznych decyzji. Bo czym innym jest pomoc, a czym innymrozliczanie z pracy. I o tym zawsze powinno się pamiętać.

 

Jest Pan w końcu szefem…

Jestemszefem, jakby to butnie nie brzmiało, i najważniejsze jest dla mnie to, bykażdy swoją pracę wykonywał rzetelnie, dobrze i na czas. To jest moje hasłoprzewodnie.

Jestemzwolennikiem pracy zespołowej, lubię pracować z ludźmi, pomagać im, ale musi tobyć kompatybilne z tym, co robimy. A wszyscy pracujemy na rzecz LasówPaństwowych. Taką politykę uprawiałem, uprawiam i będę uprawiał. Staram sięwzbudzić w ludziach zaufanie do mnie i tego samego oczekuję od nich. Liczę nalojalność, dobrą współpracę, spodziewam się, że efekty tej pracy będą zkorzyścią dla wszystkich, abyśmy byli w społeczeństwie i w Lasach postrzeganipo prostu dobrze. To, że w poprzedniej jednostce byłem człowiekiem otwartym, toz jednej strony dobrze, z drugiej zaś może budzić kontrowersje, bo ktoś możeuważać, że „z tymgościem wszystko da się załatwić”. A to nie tak. Byłem szefem narzucającympewne tempo pracy i swoje wymagania. Tak jak wspomniałem, bardzo częstodziałaliśmy zespołowo i to zespół wypracowywał technikę naszej pracy.Oczywiście później rozliczali to wszyscy – czy zrobiliśmy coś dobrze, czy sięudało. A tych wyzwań było naprawdę dużo.

 

Mówi Pan wiele o pracy zespołowej. Niekojarzy mi się ona jednoznacznie z Lasami Państwowymi. Często odnoszę wrażenie,że mamy w Polsce ponad 400 odrębnych podmiotów zarządzających lasami.

Tak, toprawda. Bardzo często rozmawialiśmy z nadleśniczymi na ten temat, że brak imwspółpracy, a sporo jest rywalizacji. Ten stereotyp staraliśmy się zmienić. Ipo części się to nam udało. Wiadomo, że konkurencja jest, była i będzie, bokażde nadleśnictwo stara się być jak najlepsze. Zawsze staraliśmy się jednakwprowadzać pewne wspólne standardy. Polegało to na tym, że zbieraliśmynadleśniczych i ustalaliśmy, że razem wypracujemy rozwiązanie danego tematu. Itaki standard wdrażaliśmy we wszystkich nadleśnictwach. Po pierwsze po to, żebyłatwiej nam było pracować w wyznaczonych normach, a po drugie dlatego, żeprościej taką pracę analizować, wyciągać wnioski i w końcu podejmować decyzje.I stąd praca zespołowa. Jeśli staralibyśmy się z każdą z jednostek rozmawiaćindywidualnie, to nie spotkalibyśmy się „w jednym miejscu”, żeby wyciągnąćodpowiednie konkluzje.

 

Pan też chyba szukał swojej drogi w życiu?Może się Pan pochwalić sporym bagażem doświadczenia zawodowego. Praca w parkunarodowym, starostwie, Lasach, sektorze prywatnym…

Zawsze byłemczłowiekiem żądnym wiedzy i poznawania czegoś nowego. Park narodowy pojawił sięprzy okazji pomysłu na doktorat. Praca tam miała być niejako kontynuacjąwyróżnionej pracy magisterskiej z ochrony lasu, którą obroniłem pod kierunkiemprof. Andrzeja Grzywacza. Akurat zwolniło się miejsce w Parku Narodowym GórStołowych, w komórce, której zadania odpowiadały mniej więcej temu, o czym pisałem.Jej tematem był wpływ patogenów korzeniowych na drzewostany świerkowe GórStołowych i Bystrzyckich.

 

Idealnie się Pan wstrzelił swoją pracą wnadchodzące problemy.

Tak sięzłożyło. Najpierw byłem tam referentem, potem adiunktem, pełniąc rolę jakbyinżyniera nadzoru. Z biegiem czasu powstały powiaty, m.in. kłodzki, całkiemspory. Osoba, która została starostą, zaproponowała mi stanowisko kierownikareferatu ochrony środowiska w Bystrzycy Kłodzkiej, czyli w oddzialezamiejscowym. Było tam sporo lasów prywatnych, więc szukali kogoś, kto się nanich zna. Gdy spojrzałem na to wszystko od strony racjonalno-ekonomicznej –odległość dojazdu, pensja, sytuacja rodzinna – postanowiłem skorzystać zpropozycji.

W starostwiestworzyłem dokument dotyczący zwiększenia lesistości powiatu kłodzkiego,chcieliśmy zalesić tereny, które były nieużytkami. Jak wiadomo, musiałem miećopinię dyrekcji Lasów Państwowych. Dokument ten, jeden z pierwszych tego typu wkraju, bardzo spodobał się dyrektorowi RDLP, który na jednym ze spotkaństwierdził, że skoro jestem młodym kreatywnym człowiekiem, to on ściągnąłbymnie do RDLP. Akurat trafiłem na czas wymiany kadr i od 2000 r., przez dwalata, dojeżdżałem do pracy z Kłodzka do Wrocławia. Jak widać, dojazdy do pracynie są dla mnie novum (śmiech). Pracowałem tam m.in. w wydziale organizacji,jako rzecznik prasowy, w wydziale kontroli, marketingu.

W międzyczasie był też biznes prywatny.Prowadził Pan tartak.

Gdypracowałem w wydziale marketingu, jak każdy młody człowiek zapragnąłem coś wżyciu zmienić. Akurat firma Stora Enso ogłosiła konkurs na stanowiska dla osób,które zajęłyby się zakupami drewna. Z racji tego, że dość dobrze znam językniemiecki, przystąpiłem do konkursu organizowanego w Austrii i udało mi sięprzejść całą procedurę. Zostałem kimś na kształt szefa zakupów na terenpołudniowej Polski. Po kilku latach, gdy zmienił się system zakupów drewna w LPi postanowiono sprzedawać tylko firmom z kraju, udało mi się, podczas jazdy wterenie, odnaleźć tartak w Murowie.Chciałem odkupić drewno, które właściciel miał akurat na placu. Dyrektorzakładu stwierdził, że drewna mi nie sprzeda, bo nie jest jego, ale do zbyciamoże być zakład. Zrobiłem zdjęcia i wysłałem informację do Austrii, żeznalazłem fajne miejsce, nadające się do przecierania drewna i wywożeniagotowego surowca do Austrii. W ten sposób stałem się dyrektorem tartaku. Taknaprawdę to moje dziecko. To była trudna kariera, bo, jak wiadomo, biznesprywatny rządzi się swoimi prawami, ale udało mi się doprowadzić inwestycję doobecnego stanu. A wszystko dlatego, że dostałem zadanie, by zakład przez dwalata przynosił zysk. Mamy tam teraz jeden z najnowocześniejszych tartaków wPolsce. I uratowaliśmy ok. 160 miejsc pracy. Udało się też nawiązać owocnąwspółpracę z gminami i wspomóc je choćby w budowie dróg.

 

Stawia Pan na jasne określenie celu i jegorealizację?

Naturalnie.Mam w sobie dużo empatii. Jestemczłowiekiem spokojnym i rozważnym, nie podejmuję decyzji pochopnie. Jakmówiłem, jeżeli mam problem, to staram się go rozwiązywać zespołowo. Uważam, żedo każdego problemu trzeba podejść indywidualnie, on nigdy nie jest taki sam. Itak będę postępował – szukając wspólnego rozwiązania problemów. Jednak tak, jakpan powiedział, wszedłem w nowe środowisko, mam nowych ludzi, których muszępoznać i ocenić. I tak naprawdę zobaczyć, jak pracują i co robią. 

 

A jakie wyzwania, nazwijmy je kluczowymi,które czekają dyrekcję w Katowicach, dostrzega Pan już teraz?

Po pierwszymzapoznaniu się z załogą i nadleśniczymi uważam, że wszystko idzie na bieżąco.Są tematy kluczowe, które będą wymagały bliższego przyjrzenia się, jak choćbykwestia szkodników wtórnych i okresu posuchy na południu dyrekcji i kraju. Tamteż jest trochę kłopotów ze sprzedażą drewna. Chciałbym to udrożnić – mam na toplan i sposoby, które zostały już wcześniej wypracowane przeze mnie w dyrekcjiwrocławskiej. Znam też rynek, z racji pracy w nim przez kilka lat, wiem więc,do kogo się zwrócić z prośbą i jak zorganizować pomoc. Inne problemy będą sięzapewne pojawiały na bieżąco. One na pewno tutaj są, jak w każdej jednostce.

 

RDLP w Katowicach to jedna z największych,i na pewno najbardziej rozległych, dyrekcji w kraju. Również bardzozróżnicowana geograficznie, co nie pozostaje bez wpływu na gospodarkę leśną.

To jestdyrekcja bardzo podobna do mojej wcześniejszej. Faktycznie większa, alespektrum spraw i ukształtowanie terenu nie różnią się zanadto. Współpracowałemjuż od dawna z kolegą Hubertem Wiśniewskim, mieliśmy nawet opracowany planwspólnych szkoleń dla kadry w nadleśnictwach obu dyrekcji. To, co będę chciałzrobić, a czegotutaj chyba zabrakło, to spotkania z przemysłem drzewnym. Chcę się widywać sięz większością odbiorców, których tutaj, na terenie Śląska, jest bardzo dużo.Chciałbym porozmawiać nawet z właścicielami najmniejszych tartaków, byrozładować problemy ze sprzedażą surowca. Nie chcę się ciągle odnosić doWrocławia, bo jestem tu i teraz,i zajmuję się tą dyrekcją, ale naprawdę są one bardzo podobne pod wielomawzględami. Chcę także poruszyć temat zakładów usług leśnych. Tu także widzępodobieństwa, bo i tu brakuje ludzi do pracy. Mam tego świadomość. Rozumiem teżto, że stawki za usługi leśne muszą wzrastać i że jesteśmy zmuszeni sobie z tymjako Lasy poradzić. Bo mamy przecież ograniczony budżet wynikający z naszychprzychodów.

 

Porusza Pan kwestię dość ciekawą. Brakludzi do pracy zmusza nas do zwiększania mechanizacji. Czy to słuszna droga? Czy maszyny powinny się pojawiaćtakże w nadleśnictwach?

Tak. Wymuszato na nas rynek pracy i brak ludzi. Proszę wziąć pod uwagę fakt, że w Polscepowstaje bardzo dużo nowych inwestycji, wiele nowych zakładów pracy, mamy teżniskie bezrobocie. To dobrze, ale… praca w lesie jest specyficzna, trudna iniebezpieczna. Uzależniona od warunków atmosferycznych. Trudno znaleźć takich,którym się ona spodoba. Pozostajejeszcze kwestia wynagrodzenia. Za ciężką i niebezpieczną oczekuje się znaczniewięcej.

W dyrekcjikatowickiej mamy dwa przykłady maszyn w jednostkach – Kłobuck i Gidle. W drugimprzypadku to ośrodek szkoleniowy i tak powinno pozostać. Zapotrzebowanie nawyszkolonych operatorów jest i będzie. Jeśli zaś chodzi o nadleśnictwa, touważam, że skoro nie ma zakładu usług leśnych przyporządkowanego dyrekcji, a tutakowy był, ale jest w likwidacji, to uważam, że trzeba wykorzystać to, czymdysponujemy, i nie myśleć o kolejnych inwestycjach. Docelowo mam pomysł, że wrazie sytuacji kryzysowych będziemy współpracowali z Bystrzycą Kłodzką itamtejszym zakładem, który dostał zgodę na zakup maszyn. Nie chciałbym wprowadzaćkolejnych urządzeń do jednostek w RDLP, bo trzeba też zadbać o firmy prywatne,które już posiadają taki sprzęt. Zobaczymy, jak będzie się układała współpraca.Absolutnie wszyscy muszą „wejść w sprzęt”, bo nie ma ludzi do prac. I jeśligdzieś można pozyskiwać maszynowo, to trzeba to robić. Chcę wobec tego wprzyszłości wydzielać pakiety harwesterowe z uwagi na to, że jest to metodatańszego pozyskiwania surowca.

 

Ale obarczona ryzykiem – bo zostaje dowykonania mniej dochodowa część „hodowlana”, gdzie umaszynowienie nie ma racjibytu. Tam trzeba ludzi, których brak. I nagle może się okazać, że nie machętnych do jej wykonywania.

To ryzykoleżące po naszej stronie. Wszystko będziemy musieli przedyskutować i poradzićsobie z problemami. To dla nas wyzwanie. Oby nie dołożyły się do tego klęski…Ale po to mamy nadleśniczych z głowami na karku, by dać sobie z tym radę.

 

Jeden z Pana poprzedników, dyrektor Szabla,klęskę przekuł w sukces…

Tak, to musię na pewno udało (śmiech). To trudny region, ale dobrzy ludzie. Jedna zrzeczy, których nie da się porównać z Wrocławiem, to wielka urbanizacja. Tenteren jest silnie zurbanizowany. Dużo więcej dróg, ludzi. To wszystko wpływa nagospodarkę leśną, zagrożenia. Z pewnością większość projektów rozwojowychskierowanych do mieszkańców, jak choćby budowa i modernizacja dróg wewspółpracy z samorządami, będziemy dalej realizować.

 

Lasy już od jakiegoś czasu stoją przedwyzwaniem, jakim jest skuteczna komunikacja ze społeczeństwem. W dyrekcjikatowickiej udawało się unikać sytuacji drażliwych właśnie dzięki dobrejkomunikacji. Czy dalej będzie prowadzona taka polityka?

Podjąłem jużdecyzję, że zostanie wyłoniony zespół lub wydział promocji i mediów. Będzie tojednostka, której zadaniem stanie się pokazywanie Lasów jako dobrze zarządzanejfirmy, która prowadzi gospodarkę zrównoważoną, nastawioną na ekologię iedukację. Bo to robimy przecież bardzo dobrze. Mamy też dwa certyfikatyświadczące o tym, że prowadzimy gospodarkę w sposób prawidłowy – tak jesteśmyoceniani przez firmy zewnętrzne. Sądzę też, że pójdziemy w stronę dużych imprezmasowych, które będziemy się starali organizować wspólnie z nadleśnictwami.Okazuje się, że takie wydarzenia są lepiej odbierane przez społeczeństwo niżmałe, lokalne inicjatywy, o których potem się nie mówi lub są pokazywane wmniejszym zakresie. Będę na tympolu zapewne kontynuował działania poprzedników, ale przez pryzmat własnychdoświadczeń.

 

Będzie Pan, jako twarz dyrekcji, promowałkatowickie lasy, podobnie jak pana poprzednicy?

Jestemtwarzą dyrekcji z racji pełnionej funkcji, to się zgadza. Ale – tak jak mówiłem– stawiam na pracę zespołową i będę do tego celu wykorzystywał swój personel.Uważam, że każdy z nas powinien zaistnieć w mediach. Zawsze w takich wypadkach,bez względu na pełnioną funkcję, będzie on reprezentował dyrekcję katowicką. Auważam, że fachowców i dobrych ludzi mamy tutaj naprawdę wielu. I trzeba ichwykorzystywać.

 

Ponownie utożsamia się Pan z całą firmą.

Bo wszyscypracujemy przecież na jej wizerunek. Odbieram firmę jako przedsiębiorstwo,zespół, a nie jedną osobę, która nią kieruje. Proszę spojrzeć na pracę wkoncernach – jest trudna, ale na efekt końcowy pracują wszyscy. Mają douzyskania konkretny wynik i muszą robić wszystko razem, by go uzyskać. W takichmiejscach ludzie wspólnie budują firmę, łącznie za nią odpowiadają.

A jeślichcemy w takim przedsiębiorstwie, w Lasach Państwowych, pracować, to musimyrzetelnie wykonywać swoje obowiązki. Proszę zwrócić uwagę, że działamy nabardzo pokaźnej powierzchni z dużą liczbą osób. Oczywiście nie jestem w staniezapanować nad dowolnym z pracowników indywidualnie. Ale każdy z nich ma swojesumienie i wie, jak pracuje.

 

Dobry menedżer jest od zarządzania, nie odpilnowania.

I dlategobędę wymagał tego od swoich nadleśniczych. Jeżeli w terenie znajdzie się osobaniegodna piastowania swojego stanowiska, to tak jak wynika z ustawy o lasach,gdzie każdy odpowiada za swoją część, a wszyscy sprawujemy opiekę nadpowierzonymi nam lasami, w gestii nadleśniczego będzie dbanie i kształtowaniewizerunku jednostki na danym terenie. W LPzarządza się pionowo. Jeśli nie będą realizowane zadania związane z przepisamii wytycznymi – będziemy zmuszeni podejmować trudne decyzje. Ja także.

 

W dyrekcji katowickiej Pana poprzednikwprowadził dwa nowatorskie programy – kadr rezerwowych i Grupy ReprezentacyjnejSłużby Leśnej. Jaki los je czeka?

Będę chciałutrzymać oba projekty. Co do tematu drugiego, to może w nieco innym charakterze– grupa reprezentacyjna nie będzie aż tak bardzo eksponowana. Bardzo podoba misię zamysł dyrektora Kucharskiego odnośnie ślubowania do Służby Leśnej. Napewno będę to kontynuował.

 

A co z innymi projektami? Budownictwodrewniane, samochody elektryczne, zmiany klimatyczne poruszane podczas COP24, któregoKatowice były gospodarzem?

Uważam, żeto bardzo ważna część naszej pracy. Wszystkie te projekty mają znaczenie. Poczęści są one wpisane w zadania, pokazujemy, że możemy wpłynąć na środowisko.Bardzo dużo mówimy o powietrzu, smogu i naszym, ludzi, nań wpływie. Każdyelement, który wpłynie na poprawienie jakości środowiska, jest godny uwagi,jeśli będziemy mogli go realizować i będzie nas na to stać. Wtedy jaknajbardziej powinniśmy się do tego włączać. Bardzo chwalę sobie projekt domówdrewnianych. Niegdyś kojarzyły się one z ubóstwem i biedą, teraz są oznakąluksusu. Element drewniany jest przepiękny – i u nas, i u wielu naszychsąsiadów za granicą. Twierdzę, że drewno, jako materiał budowlany, jestdoskonały: zdrowy, ekologiczny i ciepły. A pozostałe plany… Skoro ktoś sięzdecydował, by je w Lasach realizować, to powinniśmy je kontynuować.

COP24 tobardzo duże wydarzenie w skali kraju. Udało nam się dobrze je przeprowadzić.Uważam, że miało ono pozytywny odbiór w społeczeństwie. Sporo pracy włożyli wto pracownicy LP i za to należy im się pochwała. Możemy być dumni z naszejpracy. Nawet gdy jechałem ostatnio komunikacją zbiorową, słyszałem rozmowę, żeszczyt dał sporo dobrego nam, ludziom. Zwrócił uwagę społeczeństwa na problemklimatu. I bardzo dobrze.Także dla Śląska, który kojarzy się Polakom z hałdami i kopalniami. A ja, jadącprzez Śląsk, śmiem twierdzić, że to jeden z najbardziej zazielenionych zakątkównaszego kraju.

 

Nie samym lasem człowiek żyje. Wmateriałach dotyczących Pana osoby szukałem informacji o pańskichzainteresowaniach, niestety bezskutecznie. Jakie zatem hobby ma ArkadiuszWojciechowicz?

Znajdujęprzyjemność w bardzo wielu rzeczach. Sport, choć nie wyglądam (śmiech).Pozostaję za to na pewno wiernym kibicem. Lubię spędzać czas na łonie natury,zwiedzać. Jestem myśliwym. Ale też czytelnikiem. Chłonę książki namiętnie, ale,niestety, głównie w czasie urlopu, bo praca na stanowisku dyrektora niepozostawia zbyt wiele czasu, a i sporo trzeba czytać także w pracy. A późniejczłowiek zasypia nad lekturą (śmiech).

Rozmawiał: Bartosz Szpojda