
Bunt przeciwko wszechobecnym komputerom? Tęsknota za powrotem do natury? Chyba jedno i drugie sprawia, że także w Polsce zaczyna się boom na leśne przedszkola. Czyli na edukację, która wyciąga najmłodsze dzieci na otwartą przestrzeń, na świeże powietrze, ku naturze.
![]() |
Fot. E. Pudlis (3) |
Fragment Lasku Bielańskiego, tuż za prowadzącąprzezeń ul. Dewajtis. To tam właśnie, w sąsiedztwie starej siedziby stołecznegoUKSW, znajduje się Przedszkole „Leśna Droga”. Jest środek zimy, pomimo mrozu iśniegu dwudziestka przedszkolaków jak zwykle, czyli koło południa, wyrusza podopieką wychowawców do lasu. Dzieciaki będą tam około trzech godzin. Potemwracają do budynku, a po obiedzie mają jeszcze zajęcia w sali.
Na hamaku
– Wiosną, latem i jesienią rodzicezostawiają swoje pociechy w ogrodzie. Stamtąd jest zawsze kilkugodzinnawycieczka do lasu. Potem dzieci wracają do ogrodu, jedzą obiad, a z ogrodu sązabierane do domu. Poza zimą z murów przedszkola w ogóle nie korzystają. Chybaże jest burza z piorunami albo bardzo mocny wiatr – wtedy chronią się w budynku– opowiada Anna Płuska, założycielkaPrzedszkola „Leśna Droga” i jego szefowa.
Leżakowanie,obowiązkowe w standardowych przedszkolach, tutaj nie funkcjonuje. W ogródku –wśród drzew, krzewów, dużych i małych pniaków, przewróconych kloców, drabinek,innych „przeszkód” z drewna służących do zabawy – są również hamaki. I te zdzieci, które mają ochotę się zdrzemnąć, w każdej chwili mogą z nich korzystać.I tak robią, ale raczej rzadko.
– Dzieci schodzą się od godziny ósmej.Długo, bo przyjeżdżają wtedy, gdy się wyśpią. Jeżeli mama czy tata mają coś dozałatwienia, pojawiają się z pociechami nawet około południa. Tu nikt ichczasowo nie dyscyplinuje –wyjaśnia moja cicerone.
Czy luzczasowy w Leśnym Przedszkolu to przeciwieństwo dyscypliny, której Anna Płuskadoznała, pracując w korporacji? Po skończeniu studiów na stołecznej SGHfaktycznie trafiła do korporacji, ale… wcale jej źle nie wspomina. Nie potępiaw czambuł, bo nie dała się jej pożreć. Opuściła „korpo” nieco zmęczona, ale zumiejętnością organizacji pracy, spraw finansowych itp. Wyszła stamtąd, bonajpierw urodził się Jaromir, potem Hania i jeszcze potem Marysia. Pozostającna urlopie macierzyńskim, zaczęła przygotowywać swoje dzieci do życia,działając w sposób przemyślany, na kanwie coraz bogatszej wiedzy.
– Fundacja „Sto Pociech” była takimpraźródłem, kolebką mojego pomysłu na leśne przedszkole. Byłamtam najpierw w roli mamy, potem prowadzącej zajęcia – wspomina. –Wtedy wraz z dwiema koleżankamiwymyśliłyśmy zajęcia „szperaków leśnych”. Dzieci dwa razy w tygodniu po trzygodziny przebywały na dworze, czyli w naturze.
Zabawa w„szperaki” sprawiła, że Anna zaczęła czytać o przedszkolach i szkołach leśnych,ekologicznych, wolnych, demokratycznych, szukając najbardziej naturalnychścieżek rozwoju dzieci. Zaczęła dokładniej zgłębiać lektury o leśnych przedszkolach.
– To było w latach 2010–12. Poznałamwtedy metodę Montessori, głoszącą m.in., że w pierwszych latachżycia dziecko ma ogromną zdolność do przyswajania informacji, a jego pragnieniezdobywania doświadczeń i wiedzy jest większe niż kiedykolwiek później. Inajlepiej, jeśli nauczyciel podąża za dzieckiem, traktuje je podmiotowo, niejest kimś, kto tylko przekazuje swoją wiedzę, a motywacja, chęć działania,pochodzi od dziecka. Do mnie to trafiło…
Zakładanieprzedszkola trwało trzy lata – trochę długo, ponieważ nie było się od kogouczyć. W 2014 r. Anna pojechała do Berlina i tam przez kilka dni przyglądałasię, jak takie przedszkole funkcjonuje.
– Podziwiałam spokój,zgodę, niespieszność, przyjazną atmosferę. Zapamiętałam następujący epizod: dzieckospadło z wysokiego pnia. Nauczyciel nie histeryzował. Podszedł doń po chwili,obejrzał je, spytał, czy coś się stało, i tyle. A ono wlazło na tego pniaka poraz wtóry. Wtedy sobie uzmysłowiłam – zwierza się rozmówczyni – że zanim dziecku czegoś zabronię, powinnamzastanowić się „dlaczego” i czy moje obawy są uzasadnione. A chcę pozwalać nawiele – w naszej obecności i w granicach bezpieczeństwa. To nauka przezdoświadczenie. Teoria pedagogiki przygody głosi, że dziecko uczy się najlepiejrównież na granicy ryzyka…
Magia patyka
I tłumaczydalej, że podstawą bycia dzieci w tym przedszkolu jest swobodna, niekończącasię zabawa. Najlepiej się uczą w naturze, tam gdzie nie ma zbyt wielu zabawekwykonanych przez człowieka. Swoją kreatywność i fantazję ujawniają najpełniej bawiąc się… zwykłymi patykami. Dlanich takie kijki są najważniejsze, jest w nich jakaś magia. Pociechy, jakrelacjonują rodzice, znoszą je do domu i gromadzą w szufladach.
Bardzochętnie przynoszą do domu także to, co znajdą w lesie. A założeniem przedszkolileśnych jest, by nie uczyć dzieci, ale stwarzać im warunki, w których mogą zdobywaćwiedzę wg swoich talentów, możliwości, predyspozycji. My tylko za nimipodążamy, obserwujemy. Czasem coś inicjujemy, pomagamy zadawać pytania i szukaćodpowiedzi, nie podając gotowych recept. Pomagamy także rozwiązywać problemy.
Efekty? Gdyprzychodzą jako trzylatki, są zazwyczaj nieśmiałe, mało samodzielne. Raczej niełączą się w grupy, bawią się albo same ze sobą, albo jeden na jeden: z dzieckiemlub z dorosłym. Przedszkole opuszczają już jednak pomysłowe, z poczuciemwłasnej wartości, często organizują swoje działania we współpracy z kolegami.Potrafią powiedzieć „tak”, potrafią powiedzieć „nie”. Są sprawne ruchowo izahartowane.
– Naturalnym stanem dziecka jest ruch.Człowiek dorosły odpoczywa, siedząc. Dziecko wciąż się porusza, biega;wypoczywa, zmieniając obiekt swojego zainteresowania. Jeżeli ograniczymy muruch, nakazując: usiądź, nie rusz się, nie biegaj, bądź cicho itp., naturalnepotrzeby dziecka są tłumione, wtedy się buntuje – przekonuje Anna. I dodaje, że słowo„leśne” (co oznacza również: związane z naturą, na otwartej przestrzeni) ma tupodstawowe znaczenie. W lesie różnorodność tego, co wpływa na dzieci, jest dużowiększa niż w sali, przysłowiowej „klasie”. Las jest dla dzieci doskonałymotoczeniem, daje zarówno możliwość doświadczenia zmysłowego, jak i społecznego –bycia w grupie, ale także poznawczego. Dużo ciekawiej jest liczyć w lesiekamienie, żołędzie, patyki, niż zdobywać tę samą wiedzę na plastikowychliczmanach.
– Człowiek bardziej szanuje to, co zna.Zadepcze więc roślinę, która jest dla niego chwastem, ale jeśli coś o niej wie,nie zniszczy, uszanuje. Dlatego jest dla nas ważne, aby dzieci poznawałyrośliny i zwierzęta. Świadomość i zrozumienie natury są wtedy o niebo większe!
Dlazobrazowania: gdy wezmą strączek niecierpka, którego nasionka są gotowe dowystrzelenia, i precyzyjnie go dotkną, wtedy strączek wygnie się w spiralkę inasionka wystrzelą. To jest coś fascynującego, magicznego i dzieci touwielbiają. A przy okazji ćwiczą palce do chwytu ołówka.
– Sala jest stworzona ręką człowieka,znajduje się w niej tylko tyle, ile człowiek wniesie. A w lesie mnogość,zmienność są ogromne0, właściwie nieograniczone i podlegają przemianom zgodniez porami roku – podkreślaopowieść szefowa Leśnego Przedszkola, wyznając na koniec, że to, co robi, jestścieżką jej życia.
U Pana Hubki
Kaszuby. Doprzedszkolaków w Brodnicy Górnej zawitała Pani Jesień. Kilkunastu maluchówpoznaje jej tajemnice w naturze, na otwartej przestrzeni, wykonując wyznaczoneprzez Panią Jesień zadania.
Dzieci są wciągłym ruchu i widać, że czują się jak w siódmym niebie. Karolina Duda jako Pani Jesień dyryguje tym niezwykłym spektaklemw leśnym przedszkolu o ścianach z naturalnej zieleni, od góry zamkniętego tylkoniebem. Wprowadza przedszkolaki w swoje królestwo.
– Gęgały mi odlatujące do ciepłychkrajów dzikie gęsi, szumiał jesienny wiatr, że to mój dzień, więc świętujcie goze mną. Na początek posegregujcie liście, które w nocy porozrzucał wokoło wiatr!– mówi do podopiecznych.
Dzieci, badająckształty liści, składają je pod odpowiednimi drzewami. Następnie, wg wskazówek,znajdują koszyk z gałązkami i wstążkami, chwytają w prawe ręce wstążeczki, wlewe gałązki, i tańczą w rytm tamburynu. Na koniec wirujące jak w transie„bączki” zdobią wstążkami Pana Hubkę – drzewo stanowiące swoisty talizman,punkt centralny wszystkich zabaw. Jest nie tylko dorodną brzozą, ale ma teżludzką „twarz”, wykonaną przez przedszkolaki poprzedniego rocznika.
Po hołdziezłożonym Panu Hubce maluchy łączą się w małe grupki i wybierają pomieszane wjednym naczyniu: kasztany, jarzębinę i groch. Potem wrzucają je do oddzielnychpojemników. Gdy ostatnie kasztany trafiają na swoje miejsce, Pani Jesień bierzew ręce gitarę. Przedszkolaki zaczynają z nią śpiewać:
Wesoło jesienią w ogródku na grządce,tu ruda marchewka, tam strączek,
Tu dynia jak słońce, tam główka sałaty,a w kącie ogórek wąsaty.
Po piosencepojawia się ogromna, kolorowa chusta, przypominająca czaszę spadochronu.Dzieciaki chwytają ją za brzegi i znów zaczyna się szalone wirowanie. Nakomendę zatrzymują się i unoszą chustę lekko do góry. Te znajdujące się podwywołanym kolorem zamieniają się błyskawicznie miejscami. Na koniec, zmęczone iwyciszone, odnajdują ukryte w różnych miejscach placu zabaw owoce, warzywa idekorują nimi ściany altanki. Tak wyhasane, wytańczone, wchodzą do jej środka isiadają przy stolikach, gdzie czeka na nie słodki poczęstunek. W ciągu rokudzieci odwiedzają też kolejno Pani Zima, Wiosna i Lato.
Zaczęło się od Bawarii
– Pomysł urządzenia takiej placówkipodsunął mi Jacek, mój mąż, leśniczy leśnictwa Bilowo (Nadleśnictwo Kartuzy, RDLP w Gdańsku) – opowiada Karolina Duda, wychowawczynioddziału przedszkolnego w Zespole Kształcenia i Wychowania w Brodnicy Górnej. –Z profesjonalnej wycieczki do Bawariiwrócił oczarowany tamtejszymi przedszkolami leśnymi. Podchwyciłam pomysł i dziśmamy obiekt, w którym prawie z pełnym programem prowadzimy zajęcia w otoczeniunatury.
Realizacjaprogramu „Leśne Przedszkole – wyjdźmy z sali” trwała trzy lata. Zanim KarolinaDuda napisała swój projekt, przewertowała literaturę z doświadczeń niemieckich.Wyczytała zeń, że przebywanie przedszkolaków w otoczeniu natury dynamizuje ichkreatywność, rozwija umiejętności artystyczne, wyrabia poczucie ładu, porządku,rozbudza ciekawość i wrażliwość.
– W praktyce potwierdziłam, że dzieckoprzebywające dłużej w środowisku przyrodniczym: ogrodzie szkolnym, parku, anajlepiej na łące albo w lesie, nie mając do dyspozycji gotowych zabawek,rozwija wyobraźnię. Tworząc samodzielnie miejsca i przedmioty do zabawy.
Mówi oczymś niby banalnym, a jakże istotnym: częste przebywanie i ruch na świeżympowietrzu hartują organizm. Dotlenione dziecko pracuje szybciej i efektywniej. Świeżepowietrze wyładowuje dziecięcą energię, wycisza, a przez to nauczyciele mniej sięmęczą.
Karolina,podbudowana wspomnianą literaturą, zabrała się za tworzenie infrastruktury dlaLeśnego Przedszkola. Z rodzicami, gdyż bez ich wsparcia nie odniosłaby sukcesu.Najpierw na terenie przyszłego przedszkola leśnego skoszono trawę, później NadleśnictwoKartuzy ufundowało materiał na altankę. Dla oszczędności wznieśli ją rodzice. Tooni posadzili nowe drzewka, a plac okolili tujami. Jedna z kartuskich firmzakupiła stoliki, a miejscowy stolarz zafundował ławeczki.
W oczach rodziców
Zajęcia w LeśnymPrzedszkolu odbywają się w pełnym wymiarze godzin od 2012 roku. Dziecikolejnych roczników lgną doń, jak pszczoły do miodu.
– Czarek i Oskar są wychowankami paniKaroliny i widzę, że nauka w kontakcie z przyrodą, w ciągłym ruchu, przynosisamie korzyści – zwierzasię ich mama Edyta. – Moi chłopcy bardzosobie chwalą te zajęcia, a efekty obserwuję w domu. Dzieci przychodząwyciszone, mają apetyt. Do tego chętnie pomagają w pracach ogrodowych.
– Uważam, że pomysł odciągnięcia dzieciod telewizorów, komputerów, różnych smartfonów, tabletów i wprowadzenia ich dorealnego świata przyrody jest fantastyczny – twierdziHonorata. –Widać to po moim Mikołaju. Pozajęciach w Leśnym Przedszkolu otwiera się na świat i chętnie pomaga w domu Mai– młodszej siostrze.
MamaMikołaja, Mai i dziewięcioletniego Maksa, zauroczona zajęciami, napisała pracęlicencjacką o leśnym przedszkolu. Dodaje, że dzieci w takim przedszkolu stająsię małymi odkrywcami świata, badaczami i poszukiwaczami przygód. – Mają rozbudzoną wyobraźnię, bogatszesłownictwo, wyostrzoną spostrzegawczość, większy szacunek do przyrody, nawet donajdrobniejszych, żyjących w naturze organizmów. Widzę po moich i innych dzieciach, że ta teoria sprawdza się w życiu.
U białostockiego Puszczyka
– Jestem mamą dwójki dzieci:11-letniego Tomka i Kaliny, dziś pięciolatki. Gdy były młodsze, szukałampomysłu na taką ich edukację, która pozwala na kontakt z przyrodą, jest bliskanaturze. Ani się obejrzałam, jak przyszedł pomysł na założenie takiej placówki.Nasze przedszkole istnieje już czwarty rok –mówi Agnieszka Kudraszow, która wraz ze swoją koleżanką Dorotą Zaniewską prowadzina obrzeżach Białegostoku Przedszkole Leśne „Puszczyk”. Temu niezwykłemuduetowi pań (pierwsza jest architektem, druga antropologiem kultury) pomysłówna rozwój przedszkola nie brakuje.
– W tym roku nasze przedszkolakizaczęły treningi na biegówkach. Mamy sprzęt, trenerów, niezłe warunki w LesieAntoniówka, gdzie dzierżawimy spory kawałek terenu. I tam dzieci mogą biegać. Jeślibrakuje śniegu, prowadzimy takie formy treningu, które przygotowują donarciarstwa biegowego – opowiadaAgnieszka i podkreśla, że podbudową teoretyczną do otwarcia przedszkola leśnegobyła lektura książki Richarda Louv „Ostatnie dziecko lasu”. Autor doszedł downiosku, że bliskie relacje dzieci z przyrodą odchodzą w zapomnienie.
– Obserwacje naszych podopiecznychpotwierdzają to, co napisał Louv. Ich aktywność na świeżym powietrzu sprawia,że zdecydowanie poprawia się kondycja fizyczna: motoryka, krążenie, wydolność termiczna,układu oddechowego, ruchowego i mięśniowego. A to przyśpiesza i stymuluje ichrozwój intelektualny – potwierdza Agnieszka. Zmiany nalepsze następują bardzo szybko, czasami już po tygodniu.
– A gdy rozrasta się zasób słownictwa,następuje intensywne nawiązywanie kontaktów w grupie, rosną umiejętnościsocjalne, m.in. umiejętność jasnego komunikowania swoich potrzeb – ciągnie rozmówczyni.
To nie biznes, to pasja
Do istniejącegood 2015 r. „Puszczyka” uczęszcza ok. 25–30 dzieci w wieku od trzech do sześciulat. Zajęcia prowadzone są w dwóch mieszanych wiekowo grupach. Schronienie dladzieci stanowi jurta. Zainteresowanie rodziców jest bardzo duże.
– Na 2018 r. rekrutacja jest jużzamknięta, a na liście rezerwowej jest prawie 20 dzieci. Prowadzimy zapisy narok 2020. Dzięki fundacji, która jest jednostką prowadzącą „Puszczyka”, możemy,poza czesnym rodziców, szukać rozmaitych źródeł finansowania i to czynimy. Ale,chcę mocno podkreślić, to nie jest biznes, ale nasza – koleżanki i moja – pasja.Poziom satysfakcji z tego, co robimy, jest na tyle duży, że z programem, który wykreowaliśmy,ustabilizowani, z radością ciągniemy ten wózek. Choć były momenty zwątpienia, gdyżw Polsce brak przepisów normujących funkcjonowanie przedszkoli leśnych.
Agnieszkadodaje jeszcze, że ze zdobytą wiedzą, a przede wszystkim doświadczeniem, dzieląsię z innymi. Nie tylko tymi, którzy myślą o zakładaniu leśnych przedszkoli,ale i z nauczycielami szkół podstawowych, bo tam to leśne wychowanie teżzapewne się sprawdzi. W tym celu organizują specjalne seminarium. Zapowiadasię, że frekwencja dopisze. Nie wykluczają, że w przyszłości może same założątaką leśną szkołę. Bo jak się powiedziało „A”…
EugeniuszPudlis
Jak grzyby po deszczu |
Pionieremleśnych przedszkoli była Ella Flatau w Danii. W 1950 r. w niewielkim miasteczkuSollerol zabierała dzieci swoje i sąsiadów do lasu, gdzie prowadziła zabawyinspirowane naturą. Pierwsze leśne przedszkole w Niemczech założyła w Wiesbadenw 1968 r. Ursula Sube. Prowadziła je na własną odpowiedzialność z grupką 15 dziec,gdyż nie otrzymała pozwolenia miejscowych władz. Prawnie leśne przedszkolazaczęły funkcjonować w Niemczech w 1993 r., a pierwsza taka placówka powstaławe Flensburgu. Obecnie jest ich tam ok. 3 tys. W całej Europie liczba takichplacówek sięga ok. kilku tysięcy. Istnieją m.in. w Danii, Szwecji, WielkiejBrytanii, Norwegii, Szkocji i Austrii, poza Europą w Stanach Zjednoczonych. Wciągu ostatnich pięciu lat po sąsiedzku w Czechach powstało ok. 500 leśnychprzedszkoli. W Polsce takich przedszkoli również przybywa. Oprócz opisanych wreportażu już takie placówki są w Ostrołęce, pod Krakowem – „Dzika Osada”, weWrocławiu działa Leśne Przedszkole „Kasztanki”, w Kielcach „W Dziką Stronę”, a kolejnepowstają w Poznaniu i Gdyni. |