
Możemy się tylko domyślać, jakie słowa cisnęły się na usta leśniczemu z leśnictwa Budki, który 27 grudnia ub. roku natrafił na swoim terenie na powalone sosny. 111 drzew, popodcinanych na wysokości kilkudziesięciu centymetrów nad ziemią (do połowy obwodu), szalejący kilka dni wcześniej orkan „Barbara” powalił jak zapałki.
– To niepierwszy przypadek podcinania drzew, jednak pierwszy na taką skalę, tak szerokonagłośniony – mówi Michał Farys, zastępca nadleśniczego NadleśnictwaSkarżysko (RDLP w Radomiu).
Drzewapodpiłował nieznany sprawca, prawdopodobnie stało się to w okresie świąt.Wówczas leśnicy rzadziej zaglądają do lasów. Na szczęście mieszkańcyokolicznych miejscowości również.
– Miejsce zdarzenia leży tużprzy leśnej drodze, ta z kolei oddalona jest o ok. 400 m od drogi publicznej –mówi Farys. Nietrudno więc wyobrazić sobie, do jakiej tragedii mogło dojśćchoćby z udziałem przypadkowego biegacza.
Postępowanie, które prowadzi StrażLeśna, toczy się z § 288 Kodeksu karnego (uszkodzenie mienia). Z uwagi naznaczną wartość szkód (koszt drewna zniszczonego na ok. 2 arach oszacowano naok. 6 tys. zł) winnemu grozi od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. – Sądzimy,że motywacją sprawcy nie była chęć kradzieży drewna. Wówczas ściąłby drzewa odrazu – mówi Michał Farys. Tym bardziej przeraża „fantazja” wandala.
Niestety, zimowa aura sprzyjałachuliganowi– śnieg i lód przykryły ślady i zabezpieczono ich niewiele.Odgłosy pilarki mogły nie być słyszane w oddalonych wsiach. Śledztwo jednaktrwa, a nam pozostaje trzymać kciuki za złapanie wandala, bo, jak pokazujedoświadczenie, czasem nawet niewielki ślad może doprowadzić do sprawcy.
–Po zakończeniu czynności na miejscu zdarzenia, zabezpieczeniu śladów,wykonaniu dokumentacji fotograficznej powierzchnia została uprzątnięta.Pozawieszane drzewa stanowiły duże zagrożenie dla postronnych osób – mówiFarys.
UZ