
– Potężny niedźwiedź wybiegł z zarośli, stanął na dwóch łapach i próbował nas zaatakować – opowiadają ratownicy Grupy Bieszczadzkiej GOPR. – Zeskoczyliśmy z quada i rzuciliśmy się do ucieczki.Takie dramatyczne zdarzenie miało miejsce 18 października w lesie nad Olszanicą. Goprowcy poszukiwali tam 60-letniego mieszkańca wsi, który nie wrócił na noc do domu.
Część ratowników przeczesywała las pieszo,kilku zaś na quadach. Mieli ze sobą kontakt radiowy. – W pewnym momencieusłyszałem w słuchawce zdecydowany głos kolegi: „Natychmiast wycofać się zlasu! Próbował nas zaatakować niedźwiedź” – relacjonuje jeden z nich.
![]() |
Fot. K. Nóżka Niedźwiedź brunatny sfotografowany w bieszczadzkim lesie. Groźny to drapieżnik, ale zazwyczaj ustępuje ludziom z drogi |
Późniejsze relacje były bardziejszczegółowe. – Jechaliśmy z kolegą quadem. W pewnej chwili w odległości ok. 50m coś poruszyło się w zaroślach. Pomyślałem, że to dzik, ale kiedy podjechałembliżej i zatrąbiłem, z krzaków nagle wyłonił się niedźwiedź. Błyskawicznie stanąłna tylnych łapach i zaryczał. Zeskoczyliśmy z pojazdu i rzuciliśmy do ucieczki.Zwierz za nami nie pędził, zajął się naszymi plecakami… Po kwadransiewróciliśmy na miejsce zdarzenia razem ze strażakami, ale niedźwiedź ani myślałodejść. Na nasz widok rzucił się na quada. Uderzał w pojazd, dziurawiłpazurami, potem wywrócił go do góry kołami. Wycofaliśmy się i wróciliśmy dużymstrażackim wozem, ale dopiero po kolejnych kilkunastu minutach mogliśmy zabraćnaszego quada – opowiada Hubert Marek.
Drapieżnik krwawił. Leśnicy i myśliwispekulowali, że być może został wcześniej zraniony przez kłusownika alboucierpiał w potyczce z innym niedźwiedziem. Nie wykluczano też, że zranił siępodczas gryzienia czterokołowca – mógł przeciąć np. język.
![]() |
Fot. K. Potaczała Ślady pozostawione przez niedźwiedzia na goprowskim quadzie |
Akcję poszukiwania zaginionego mężczyznywznowiono 20 października. Ostrożnie, gdyż obawiano się, że w razie nagłegokontaktu z niedźwiedziem, może on bez wahania zaatakować. – Szczęśliwie nikt znas na wielkiego drapieżcę już nie natrafił, za to odnaleźliśmy, niestety już ciało,60-latka – opowiada Krzysztof Szczurek, zastępca naczelnika GrupyBieszczadzkiej GOPR. – Znajdowało się jakieś 20 m od miejsca, w którymniedźwiedź próbował zaatakować goprowców. Media zaczęły spekulować, że dośmierci mężczyzny mógł przyczynić się zwierz.
Nazajutrz rozpoczęło się tropienie.Minister środowiska wydał zgodę na uśpienie rannego
zwierza bądź odstrzelenie. Do lasu ruszyła 24-osobowa ekipa doświadczonychmyśliwych z psami oraz leśników, przyrodników i weterynarzy.
Do czwartku nie natrafiono na ślad, a dlabezpieczeństwa mieszkańców okolicznych wsi władze gminy Olszanica opublikowałykomunikat o zakazie wstępu do lasu. Żeby mieć większe szanse na lokalizacjęniedźwiedzia, w różnych miejscach rozmieszczono fotopułapki. Niemal w tym samymczasie nadeszły z Krakowa wyniki sekcji zwłok mieszkańca Olszanicy. Okazałosię, że został zamordowany. Tym samym niedźwiedzia „uniewinniono” i cofniętopozwolenie na jego odstrzelenie.
Dr Wojciech Śmietana, wieloletni badaczniedźwiedzi, twierdzi, że podejrzewanie bieszczadzkiego osobnika o zabicieczłowieka od początku wydawało się naciągane. – A już tropienie w sytuacji,kiedy jest zraniony i mocno podenerwowany, mogło się zakończyć kolejną ludzkątragedią – podkreśla.
A dlaczego w ogóle niedźwiedź postraszyłgoprowców? – To oczywiste – tłumaczy dr Śmietana. – Został zwabiony zapachemrozkładających się zwłok, a zaraz potem pojawili się ludzie na quadzie.Zaskoczony, nie mógł zareagować inaczej jak agresją.
KP