
Auto, które i tak cieszyło się dobrą renomą wśród użytkowników, zostało niedawno poddane modernizacji.Kiedy zajechałem nowym Suzuki Jimny JLX do jednego z nadleśnictw, minąłem się w bramie z poprzednią wersję tego auta w barwach Straży Leśnej. Nadleśniczy twierdzi, że na leśne drogi i bezdroża samochód ten nadaje się znakomicie. Potwierdził to krótki (bo nie do końca legalny) przejazd po zaśnieżonym poligonie czołgowym, w trakcie którego samochód nie sprawił żadnej przykrej niespodzianki.
Auto, które i tak cieszyło się dobrą renomą wśród użytkowników, zostało niedawno poddane modernizacji. Dotyczy ona przede wszystkim silnika i układu przeniesienia napędu.
Benzynowa jednostka napędowa to nowoczesna konstrukcja, wykonana w technice czterozaworowej, z dwoma wałkami rozrządu. 4-cylindrowy motor, który jest w znacznej części zbudowany z aluminium, zwiększył swoją pojemność o 30 cm3. Zmienne fazy rozrządu i wielopunktowy wtrysk paliwa – wszystkie te elementy mają wpływ na pracę tej jednostki, która była już poprzednio mocnym punktem Jimny’ego.
Przede wszystkim liczba obrotów, przy których motor osiąga maksymalną moc, obniżyła się o 500 i wynosi 6000. Moc wzrosła o 2 KM, a maksymalny moment obrotowy (dostępny teraz przy 4100 obrotach) powiększył się o 6 Nm. Wprawdzie Suzuki – jak każdy ,japończyk” – lubi, gdy się go kręci na wysokich obrotach, ale teraz zdecydowanie lepiej toleruje jazdę w niższym zakresie, np. na5 biegu (to przełożenie bezpośrednie, nie zaś nadbieg!) można jechać już 60 km/h, co w warunkach drogowych zauważalnie wpływa na zmniejszenie spalania. Silnik stał się dodatkowo nieco cichszy i chętniej przyspiesza.
Świetny w mieście (bo wjedzie w każdą lukę), dysponujący zupełnie przyzwoitym przyspieszeniem, dobrze zachowujący się na szosie (mały rozstaw osi i twarde zawieszenie powoduje, że gorzej toleruje tylko poprzeczne nierówności). Swoje najlepsze cechy ujawnia jednak w terenie. Dopóki nie osiądzie mostami na podłożu, przejedzie przez każdy piach, śnieg czy błoto, a zawiesić go o tyle trudno, że jest lekki. Podjeżdża pod naprawdę spore stromizny, jest bardzo zwrotny, a posadowienie nadwozia na klasycznej dla prawdziwych terenówek ramie sprawia, że trwałość nadwozia jest bardzo duża, gdy porówna się ją z samonośnymi SUV-ami.
Dodajmy do tego sztywne mosty napędowe, duży skok amortyzatorów, spore koła (ogumienie 205/70 R15) i oczywiście napęd na 4 koła z dodatkowym reduktorem o przełożeniu prawie dokładnie 1:2. Po założeniu opon MT może mierzyć się z każdym konkurentem.
Dołączanie napędu sterowane elektromagnetycznie przyciskiem umieszczonym w kabinie jest kolejnym elementem modernizacji Jimny’ego. Obecnie dołączanie przedniego napędu może się odbywać przy prędkości do 100 km/h, co jest szczególnie ważne w czasie jazdy szosowej, ale nie do pogardzenia także wówczas, gdy teren staje się trudniejszy. Sprzęgła w piastach przednich kół (konieczne, by w trakcie jazdy 2H nie napędzać niepotrzebnie przedniego mostu) są sterowane pneumatycznie. Załączenie napędu odbywa się w sposób niezauważalny dla podróżujących autem (przez krótką chwilę miga tylko kontrolka na tablicy rozdzielczej, żadnych szarpnięć czy stuków).
W naprawdę trudnym terenie przydatny jest reduktor. Jednak przed naciśnięciem sterującego nim przycisku trzeba, po pierwsze, najpierw mieć włączony napęd na 4 koła, po drugie zaś, zatrzymać samochód i ustawić dźwignię zmiany biegów w położenie neutralne (tą samą procedurę stosujemy przy wyłączaniu reduktora).
Silnik ma w zupełności wystarczającą moc, by pokonać trudny teren. Jeden koń mechaniczny musi uciągnąć tylko niecałe 13 kg masy własnej pojazdu, co jest bardzo przyzwoitym współczynnikiem. Dodatkowo można ciągnąć przyczepę (hamowaną o dmc 450 kg, a bez hamulca o 100 kg lżejszą).
Do zalet najmniejszego Suzuki zaliczyłbym jeszcze efektywne reflektory, niezłą widoczność z miejsca kierowcy, ergonomicznie rozmieszczone przełączniki i bardzo skuteczne hamulce (z przodu tarczowe, z tyłu bębnowe). W warunkach zimowych nie bez znaczenia jest krótki czas nagrzewania silnika (nie ma konieczności stosowania żadnych przysłon chłodnicy) i bardzo wydajne ogrzewanie.
Twarde, ale wygodne siedzenia, w połączeniu ze sztywnym zawieszeniem i małym rozstawem osi sprawiają, że przy szybkiej jeździe po wyboistych drogach trzęsie dość znacznie, ale konstrukcje samochodów terenowych są sztuką kompromisu: albo komfort podróżowania pseudoterenówek, którymi da się zajechać najwyżej na żwirowany podjazd przed rezydencją, albo trochę niewygody w zamian za dzielność w terenie i trwałość. Minusem jest niewielki bagażnik – 113 litrów. Aby przewieźć coś większego, trzeba wyprosić przynajmniej jednego pasażera i położyć oparcie dzielonej kanapy (po jej złożeniu dysponujemy objętością 816 litrów).
Te umiarkowane niewygody producent rekompensuje w standardowej wersji wyposażenia elektrycznym sterowaniem szyb i lusterek, podgrzewanymi fotelami, klimatyzacją. Auto ma oczywiście wspomaganie kierownicy, poduszki powietrzne i ABS z EBD.
Nie jeździłem Jimnym wystarczająco długo, by sprawdzić jego spalanie w terenie. Przy umiarkowanej prędkości, nie przekraczającej 100 km/h (ale za to z 50-procentowym udziałem napędu 4×4 w całym przebiegu trasy) auto spaliło 6,4 litra Pb 95 na 100 km, co wydaje się zużyciem umiarkowanym.
Niezwykle umiarkowana jest także cena. Unowocześniony Jimny JLX kosztuje 49 900 zł – mniej niż jego starsza wersja. Skromniej (pod względem komfortu) wyposażona wersja JX, między innymi bez klimatyzacji, jest o 5 tysięcy zł tańsza.
MTR