Szop pracz – kolejne zagrożenie!

Do groźnych chorób przenoszonych przez zwierzęta (od wścieklizny, poprzez kleszczowe zapalenie mózgu po bąblowicę – by wymienić tylko niektóre) doszła w niektórych częściach naszego kraju kolejna, tym razem przenoszona przez szopa pracza. To miłe skądinąd zwierzę jeszcze do niedawna było do kupienia w sklepach zoologicznych. Do Europy szopy pracze trafiły wraz ze stacjonującymi w Niemczech wojskami amerykańskimi. Rodziny żołnierzy hodowały je jako maskotki. Pojedyncze egzemplarze wydostały się na wolność i rozpoczęły zasiedlanie nowych terenów. Przy praktycznym braku wrogów w środowisku naturalnym okazały się zwierzęciem na tyle ekspansywnym, że obecnie w samej tylko Brandenburgii strzela się 20 tys. szopów w sezonie łowieckim. Z Niemiec szop trafił do Polski i choć nie prowadzi się szeroko zakrojonych badań nad zasiedlaniem naszego kraju przez ten gatunek, wiadomo, że spotyka się je coraz częściej. Każdy nowy gatunek stanowi niebezpieczeństwo dla ekosystemu, w którym dotąd był nieobecny. Pomińmy zagrożenia związane z konkurencją pokarmową czy drapieżnictwem, choć są one niemałe. Najważniejszym problemem są nieznane dotąd pasożyty. Rodzime gatunki nie są na nie odporne. Według niemieckich badań dramatyczny spadek liczebności ptactwa na terenach zasiedlonych przez szopa wiąże się właśnie z tym zjawiskiem.

Szop jest nosicielem glisty Baylisascaris procyonis, którą wydala wraz z kałem. Na większości zajmowanych terenów szopy tworzą latryny. Nagromadzone w nich odchody są rozgrzebywane przez ptaki i drobne gryzonie, które zarażane są przez larwy glist powodujące bardzo poważne problemy neurologiczne. Larwy są bardzo odporne na czynniki zewnętrzne (na przykład wysoką temperaturę) i potrafią przez 5 lat przetrwać w ziemi. Larwą tą może zarazić się również człowiek, zarówno w trakcie kontaktu ze zwierzęciem, jak i – podobnie jak bąblowicą – na przykład podczas jedzenia niemytych jagód, zebranych na terenie, gdzie występują szopy. Gdy larwa tej glisty trafi do organizmu człowieka, może osiąść na przykład w rdzeniu kręgowym albo w mózgu, wywołując bardzo poważne komplikacje, które są trudne do zdiagnozowania. Jeżeli więc wystąpią u człowieka nietypowe problemy neurologiczne, trzeba koniecznie poinformować lekarza, że miało się kontakt z szopem. Jeżeli ktoś zdecyduje się na zaopiekowanie się małymi szopami albo znajdzie ranne zwierzę, powinien zachować szczególną ostrożność i koniecznie kilkukrotnie odrobaczyć szopa, a odchody spalić.
W Polsce problem zagrożenia pasożytem jest bagatelizowany i nie zajmuje się nim żadna z powołanych do tego instytucji. Należy więc podjąć badania, które pozwolą określić zasięg występowania szopów w Polsce oraz rozpoznać jak duży procent tych zwierząt jest nosicielem pasożyta. Następnym etapem będzie znalezienie najskuteczniejszych środków farmakologicznych niszczących glisty.
Leśnicy mogą pomóc w badaniach, które podjął, wraz ze studentami z Sekcji Chorób Zwierząt Dzikich Koła Naukowego Medyków Weterynaryjnych SGGW z Warszawy, doktor Andrzej Kruszewicz (znany skądinąd jako twórca ptasiego azylu w warszawskim zoo). Za pośrednictwem naszej redakcji naukowiec zwraca się z apelem do osób, które hodują szopy pracze, oraz do leśników, którzy na swoim terenie zauważą występowanie tych zwierząt i znajdą charakterystyczne latryny, aby pobrali próbki odchodów (trzeba to robić w jednorazowych rękawiczkach lub przez torebkę foliową). Próbki należy włożyć do zamkniętego słoika lub plastikowego pojemnika i wysłać na adres: dr Andrzej Kruszewicz, Miejski Ogród Zoologiczny w Warszawie, ul. Ratuszowa 1/3, 03-461 Warszawa. Wyniki badań są bardzo istotne. Pozwolą określić występujące na danym terenie zagrożenie i podjąć środki zaradcze.
Mieczysław Teer