Przeczytasz w 6 minut

100 lat lotniczej ochrony lasów

Fot. Arch. Autora
Samolot An-2 w czasie oprysków

Zabiegi agrolotnicze to nieraz jedyna metoda ochrony naszych lasów przed gradacjami szkodliwych owadów. Bez samolotów i śmigłowców trudno też wyobrazić sobie skuteczne gaszenie wielkoobszarowych pożarów lasów. Czy polskie agrolotnictwo, świętujące w tym roku swoje 100-lecie, będzie miało swój kres?

W latach 1923–24 w lasach Wielkopolski i Pomorza na powierzchni 200 tys. ha wystąpiła silna gradacja strzygoni choinówki. W samej Puszczy Noteckiej zniszczeniu uległo ponad 60 tys. ha drzewostanów.  Nasi poprzednicy, mając wiedzę o zagrożeniu dla drzewostanów, nie dysponowali jeszcze narzędziami do zwalczania gąsienic żerujących w koronach drzew. Teoretyczne metody ochrony lasu przed owadami już powstały – w 1911 r. Cesarski Urząd Patentowy Rzeszy Niemieckiej opatentował bowiem opracowaną przez nadleśniczego Alfreda Zimmermana Metodę niszczenia brudnicy mniszki i innych szkodników lasów poprzez opylanie drzew cieczami i substancjami suchymi niszczącymi szkodniki. Jednak wybuch pierwszej wojny światowej zatrzymał prace nad konstrukcją samolotowej aparatury rozsiewającej środki owadobójcze. Wznowiono je po zakończeniu wojny, a pierwsze zabiegi wykonano na początku lat 20. ubiegłego wieku. 

Początek polskiego agrolotnictwa

Gradacja strzygoni choinówki wymusiła również na polskich władzach podjęcie prób zwalczania owadów przy użyciu samolotów. 10 czerwca 1925 r. w lasach koło Nowego Miasta Lubawskiego z wojskowego samolotu Potez XV na powierzchni 21 ha rozpylono arsenian wapna. Dzień ten uznawany jest za początek polskiego agrolotnictwa.

W latach 30. XX w. technologia lotniczej ochrony lasów stała się tak powszechna, że np. niemieckie siły powietrzne dysponowały specjalną jednostką agrolotniczą wyposażoną w samoloty Dornier Do-23. Przy użyciu takich samolotów w 1941 r. wykonano opyły preparatami arsenowymi Puszczy Niepołomickiej.

Po drugiej wojnie światowej zwalczanie szkodników lasów i pól (zwłaszcza stonki ziemniaczanej) stało się w Polsce działaniem powszechnym. Lotnictwo miało wielki udział choćby w zwalczaniu gradacji brudnicy mniszki na początku lat 80. ubiegłego stulecia.  W 1982 r. do zabiegów na powierzchni 2,3 mln ha wykorzystano 160 samolotów i 23 śmigłowce. W 1989 r. polskie firmy agrolotnicze dysponowały 294 samolotami i 83 śmigłowcami!

Działań przybywa, samolotów ubywa

W literaturze wyróżnia się ok. 150 rodzajów działań gospodarczych wykonywanych statkami powietrznymi – wiele tych prac bezpośrednio lub pośrednio oddziałuje na ochronę zasobów przyrodniczych lub ochronę powierzchni ziemi.  Technika agrolotnicza umożliwia aplikację w dawkach od 1 l/ha do 2 l/m2 dowolnych substancji, cieczy, mieszanin i ciał stałych. Poza najbardziej znaną aplikacją środków ochrony roślin, nasion i nawozów, statki powietrzne były wykorzystywane do wielu innych prac na rzecz gospodarki rolnej, leśnej i ochrony środowiska, począwszy od rekultywacji terenów poprzemysłowych, stabilizacji składowisk i hałd oraz neutralizacji rozlewisk substancji ropopochodnych, po otrząsanie drzew w celu zbioru nasion czy „mieszanie powietrza” w celu zabezpieczania przed przymrozkami.

Obecnie (po upadku państwowych gospodarstw rolnych) Lasy Państwowe są praktycznie jedynym odbiorcą usług lotniczych, w których dominuje ochrona przeciwpożarowa lasów. Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego polskie firmy dysponują obecnie:

  • do ochrony przeciwpożarowej – 65 statkami powietrznymi (41 M-18 Dromader, 3 An-2 i 21 śmigłowcami);
  • do zabiegów agrolotniczych – 62 statkami powietrznymi (41 M-18 Dromader, 6 An-2 i 15 śmigłowcami). Z reguły są to te same, uniwersalne statki powietrzne, które mogą wykonywać loty przeciwpożarowe albo agrolotnicze w zależności od zainstalowanej aparatury.

VAT za pomoc i „trucie lasów”

Problemy funkcjonowania lotniczej ochrony przeciwpożarowej lasów były omawiane niejednokrotnie – choćby w numerze 10/2020 „Lasu Polskiego”. Wnioski po pożarze biebrzańskim opracowane przez Dyrekcję Generalną LP i Instytut Badawczy Leśnictwa zostały wówczas skierowane do ówczesnego Ministra Środowiska. Niestety ani poprzednia, ani obecna władza nie jest zainteresowana dyskusją o przedstawionych tam problemach. W dalszym ciągu Lasy Państwowe muszą płacić podatek VAT od gaszenia pożarów!

Ochrona przed owadami jest zagadnieniem jeszcze bardziej niszowym, którym zainteresowani są głównie aktywiści ekologiczni kwestionujący wszystkie zabiegi „trucia lasów z powietrza”.

Zgodnie z art. 10 ustawy o lasach w razie wystąpienia organizmów szkodliwych w stopniu zagrażającym trwałości lasów, nadleśniczy (starosta) wykonuje zabiegi zwalczające i ochronne. Ustawodawcy nie interesuje, jak i czym ma to być wykonane – „po prostu, panie nadleśniczy, masz pan wykonać zabieg i uratować las, bez żadnej dyskusji”. Dyrektor regionalny co najwyżej „zarządzi”, cokolwiek by to miało znaczyć. W latach 2011–25 według danych DGLP zabiegi agrolotnicze wykonane zostały na łącznej powierzchni 1,6 mln ha, co średniorocznie daje powierzchnię 114,4 tys. ha.Są lata, w których zabiegi wykonywane były na powierzchni kilkudziesięciu tysięcy hektarów (w 2016 r. – 19,7 tys. ha), a są lata, gdy powierzchnia zabiegów przekracza 200 tys. ha. W 2019 r. do zwalczania gradacji imago chrabąszczy w centralnej i południowo-wschodniej Polsce na powierzchni 167 tys. ha wykorzystano 23 samoloty M-18 Dromader i 10 An-2, z tego 19 samolotów M-18 Dromader wycofano z dyżurów przeciwpożarowych (na dyżurach pozostało wtedy tylko 14, czyli mniej niż połowa). Dodatkowo na podstawie odrębnych umów firmy lotnicze podstawiły wszystkie posiadane rezerwy – 10 samolotów An-2 i 4 M-18 Dromader. Była to największa w XXI w. akcja zwalczania owadów zagrażających trwałości lasów…

Powierzchnia wykonanych zabiegów agrolotniczych w latach 2011–24

Problemy rosną

Przy tak zróżnicowanym zapotrzebowaniu na statki powietrzne do zabiegów ochronnych należy sobie zadać pytanie – jak w perspektywie średnio- i długookresowej zapewnić Lasom Państwowym wystarczający zasób narzędzi do ochrony lasu? Od lat firmy lotnicze sygnalizują problemy z brakiem personelu technicznego i latającego oraz z wyeksploatowaniem samolotów. Piloci się starzeją, licencjonowani mechanicy wybierają lepszą pracę.  Do ochrony przeciwpożarowej samoloty są wykorzystywane przez pół roku, a do oprysków – sporadycznie. Utrzymanie specjalistycznych samolotów tylko po to, żeby poleciały na opryski raz na kilka lat, jest ekonomicznie nieuzasadnione. Dlatego z każdym rokiem zmniejsza się liczba samolotów An-2, które są najlepsze do tego typu prac. Firmy świadczące usługi uniwersalnymi śmigłowcami na szczęście nie są skazane tylko na wykonywanie prac na rzecz Lasów Państwowych – mogą dywersyfikować źródła przychodów i świadczyć różnorodne usługi przez cały rok. W aktualnym stanie prawnym wykorzystanie bezzałogowych statków powietrznych do zwalczania owadów jest praktycznie niemożliwe, gdyż przy aplikacji pestycydów podlegają one takim samym rygorom jak załogowe statki powietrzne.

O ile problem lotniczego gaszenia pożarów dałoby się zepchnąć na barki innych resortów, o tyle zapewnienie trwałości lasów jest wyłącznym problemem Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz jego agend. Może należałoby wrócić do opracowanej cztery lata temu koncepcji wykorzystania środków NFOŚiGW do realizacji projektu pod roboczym tytułem: Utrzymanie potencjału operacyjnego firm lotniczych świadczących specjalistyczne usługi na rzecz ochrony środowiska?

Déjà vu?

Obejmował on dwa punkty zakładające:

  1. zapewnienie niezbędnej (wymaganej) liczby pilotów i licencjonowanych mechaników obsługi poprzez stworzenie systemu szkolenia w certyfikowanych Ośrodkach Szkolenia Lotniczego (gdzie beneficjantami byłyby np. Politechnika Rzeszowska, Państwowa Akademia Nauk Stosowanych w Chełmie lub Lotnicza Akademia Wojskowa w Dęblinie);
  2. utrzymanie rezerwy statków powietrznych na wypadek dużych akcji gaśniczych lub wielkoobszarowych gradacji owadów poprzez częściowe dofinansowanie utrzymywania w gotowości operacyjnej statków powietrznych niezakontraktowanych w danym roku.

Pomijam tu europejskie regulacje formalno-prawne dotyczące pestycydów oraz możliwości ich lotniczej aplikacji. Jeśli wszedłby w życie zapis w projektowanym europejskim rozporządzeniu (a więc akcie prawnym stosowanym bezpośrednio, bez implementacji) zakazujący stosowania pestycydów na obszarach społecznie wrażliwych, takich jak obszary Natura 2000, to problem lotniczej ochrony lasów praktycznie przestałby istnieć. Nawet gdyby ten projektowany zapis został wykreślony, zasób insektycydów dopuszczonych do stosowania techniką lotniczą jest porażająco mały, a im niższa ich skuteczność, tym wyższa cena… Dzisiaj nie ma żadnego zarejestrowanego środka do zwalczania strzygoni choinówki, obawiam się, że niedługo do zwalczania owadów pozostaną nam tylko okadzanie i egzorcyzmy.

W pesymistycznym scenariuszu, w ciągu kilku lat firmy lotnicze (na podobieństwo dyliżansów konnych) zakończą swoją działalność, a my będziemy w sytuacji naszych poprzedników sprzed 100 lat, którzy mimo odpowiedniej wiedzy nie mieli możliwości ochrony powierzonego im dobra narodowego. Déjà vu?

Kopia patentu Alfreda Zimmermana
Puszcza Notecka w 1930 r. – reprodukcja…
Samolot Potez XV
Atomizery Micronair Au-5000 na samolocie…
Śmigłowiec MD-500 z aparaturą atomizerową
Wiatrakowiec Zen-1 z aparaturą atomizerową
Przygotowanie cieczy roboczej na leśnym…
Fot. Arch. Autora